Nim noc napełni się krzykiem
Nim zgrzyt zagłuszy muzykę
Niech wszystko wokół zamilknie
Niech świat uświęci tę ciszę
— Coma „Cisza i Ogień”
Ranek nastał zdecydowanie zbyt szybko. Z gniewnym
pomrukiem Severus otworzył pełne piasku powieki. Gdy tylko pozbył się porannego
oszołomienia, a wzrok przyzwyczaił do jasności, zerknął na zegar. Była
dziewiąta. Omiótł spojrzeniem przestronną sypialnię utrzymaną w prostolinijnym
stylu. Otwarte na oścież okiennice przepuszczały do pokoju ciepłe powietrze
poranka, które nadal przesycał intensywny zapach deszczu. Severus nigdy nie
mógł nadziwić się, jak bardzo ten dom różnił się od Snape Manor, nawet jeśli
miał pełne dwanaście lat, by się z nim oswoić.
Leżał przez chwilę ze zmarszczonymi brwiami, wracając
do wspomnień ubiegłej nocy. Och, no tak… Potter. Miał dzisiaj przygotować
eliksir dla Pottera. Spojrzał ponownie na krajobraz rozpościerający się za
oknem: różnobarwną mieszaninę lasów, pagórków i równin, która otulała tereny
posiadłości. Krzewy i drzewa owocowe mieniły się w jasnym świetle słońca zawieszonego
na turkusie. To był niezwykle zachęcający widok, jednak Severusowi nie było żal,
że spędzi ten piękny dzień w laboratorium w podziemiach. Uwielbiał warzyć i
eksperymentować, a dziś obie te czynności będzie wykonywał jednocześnie.
Pozwolił sobie na chwilę spokojnej kontemplacji. Nigdy
nie przyznałby się, że nawiedzają go takie momenty. Nawet jeśli był samotnym,
dorosłym mężczyzną pochodzącym z czystokrwistego rodu, więc takie zachowanie było
uznawane w dobrym tonie. Nie, Severus Snape nie kontempluje. Nie rozmyśla. Nie
duma. Severus Snape co najwyżej rozważa opcje i działa według logicznego
schematu. No i czasem knuje, szczególnie kiedy ma do czynienia z dwoma
najpotężniejszymi czarodziejami współczesności. Choć był zdania, że Albus Dumbledore
jest bardziej niebezpiecznym czarodziejem niż Voldemort. Po tym drugim wiadomo,
czego się spodziewać. Natomiast Albus... cóż, nigdy nie można mieć pewności,
czym cię zaskoczy. Gdyby nie spryt i ostrożność Severusa, dyrektor już dawno
wszedłby mu na głowę. Kto wie, do czego by go zmusił? Może nawet kazałby mu być
miłym dla Gryfonów? Skrzywił się. Broń Merlinie!
Tak, Severus Snape zdecydowanie oddał się skrytej
kontemplacji. Po chwili jednak jego myśli skierowały się na poważniejsze tematy.
Kiedy w nocy Poppy skończyła chłopca opatrywać i
upewniła się, że zaklęcia monitorujące działają, osaczyła Severusa w celu
poddania go skrupulatnemu badaniu. Jako członkini Zakonu miała świadomość, że
jego działalność niesie ze sobą ryzyko oberwania Cruciatusem, ale na Salazara,
robił to nie pierwszy raz i umiał o siebie zadbać. Po kilku kąśliwych uwagach,
wielu morderczych spojrzeniach i jednym zirytowanym warknięciu udało mu się
uciec do swojej sypialni w Prince Manor. Była czwarta nad ranem i czuł
zmęczenie w każdej kości. Nie pomagała też świadomość, że rozpoczęła się wojna,
a przez jego nieuwagę Złoty Chłopiec znalazł się na skraju śmierci.
Walka, poszukiwanie Pottera i okropne uczucie porażki,
jakie go ogarnęło, gdy zdał sobie sprawę, że nie wywiązał się z obietnicy danej
Lily, wyczerpały go całkowicie. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi sypialni,
ściągnął brudną szatę i doczołgał się do wielkiego łoża z kolumienkami (wyrzeźbionymi
w te cholerne kwiaty). Ledwie jego głowa dotknęła poduszki, zasnął.
Teraz jednak, po kilku godzinach snu, miał wystarczająco
siły i przytomności umysłu, by obrazy ostatnich wydarzeń powróciły z pełną
mocą.
Chaos, jaki wybuchł, poraził ich wszystkich. Wyglądało
to, jakby całe zło skupiło się na tamtej nienaturalnie schludnej i przesyconej
ciszą uliczce. Severus pamiętał rozbłyski śmiertelnych zaklęć, kiedy
zaalarmowany oddział aurorów ruszył do akcji, a także kruszące się ściany
domów, które łamały się jak domki z kart. Przede wszystkim jednak pamiętał
dobywające się zewsząd krzyki oraz nieludzką sylwetkę Voldemorta
udowadniającego kilkoma ruchami różdżki na co go stać. Pod naporem jego gniewu
i mocy ziemia zaczęła drżeć, jakby nie mogła wytrzymać potęgi, która emanowała
z czarnoksiężnika. Plany Czarnego Pana runęły, wszystko poszło nie tak i w
tamtej chwili świat rozbłysnął we wściekłej furii, gotów spłonąć.
Snape dawno czegoś takiego nie widział.
Powrót do Czarnego Dworu okupiony był strachem. Świat
dowiedział się o odrodzeniu Voldemorta, ale nie o śmierci Pottera. Uroboros. Odrodzenie poprzez śmierć.
Koniec tego, który przyczynił się do upadku, miał otworzyć nową epokę. Epokę
ponownego panowania Czarnego Pana. I chwila chwały ciemnej strony, jej
triumfalny powrót, coś, co Voldemort miał dokonać już miesiąc wcześniej,
ponownie zakończyła się fiaskiem.
Severusowi nie pozwolono odejść od razu, ale było mu
to na rękę. Dzięki temu mógł zorientować się w sytuacji. Na szczęście oszczędzono
mu Cruciatusa czy innych kar.
Wciąż pozostawał szpiegiem i jego zadaniem był powrót do Zakonu. Podczas gdy
Czarny Pan szalał ze wściekłości, Severus usunął się w ciemny korytarz. Nie
powrócił żaden z pięciu śmierciożerców, którzy zostali wysłani do parku. Według
informacji Petunii Dursley właśnie tam zwykł przebywać chłopak. Powiedziała im
to chwilę przed wkroczeniem aurorów, zanim rozpętało się piekło.
Mistrz eliksirów skierował się do głównej bramy i gdy
tylko upewnił się, że nikt go nie obserwuje, spojrzał na łańcuszek. Odczuwane
od godziny ciepło ustąpiło chłodowi, a na ogonie węża pojawiły się słowa: „Harry Potter zaginął. Nie potwierdzono
porwania przez Voldemorta”. Od razu skupił myśli na treści
odpowiedzi i odesłał ją tylko do Albusa: „Czarny Pan nie ma Pottera”.
Snape'a tknęły podejrzenia. Nie miał żadnej pewności w
swoich przypuszczeniach, ale głupotą byłoby zakładać, że tak utalentowany
czarodziej, jakim jest Lucjusz Malfoy, został tak łatwo złapany i aresztowany
przez aurorów. Nie tracąc czasu, aportował się do Snape Manor i skierował kroki
do biblioteczki. Z jednej z szuflad wyciągnął coś, co przypominało zwykły przycisk
do pergaminu w kształcie owalu. W rzeczywistości było to puzderko z nałożonym
zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym [1], a jego zawartość była o wiele cenniejsza,
niż wskazywał na to niepozorny wygląd. Severus wymruczał odpowiednią inkantację
i wokół brzegów pojawiło się zapięcie. Następnie ostrożnie wyciągnął ze środka
srebrny włos.
W tamtym momencie wątpił, czy jego plan zadziała. Nie
istniało zaklęcie śledzące, które można rzucić na włosy czy paznokcie. Zasada
była prosta: inkantację trzeba wypowiedzieć, wskazując bezpośrednio na
poruszający się obiekt. Snape liczył jednak na pokrewieństwo i ta właśnie myśl
prowadziła go, gdy pod koniec ostatniego semestru zmierzał do dormitorium Ślizgonów
z czwartego roku. Nie spodziewał się jednak, że zabrany z grzebienia włos Draco
będzie miał zastosowanie już w pierwszym dniu jego ponownej śmierciożerczej działalności.
Czar, który planował użyć, był stary oraz miał wiele
wad i ograniczeń. Dzięki wykorzystaniu fragmentu osoby związanej więzami krwi
można było wskazać miejsce pobytu członków rodziny do trzeciego pokolenia
wstecz. Niestety zaklęcie pokazywało je jedynie w przybliżeniu i było
bezużyteczne, jeśli poszukiwana osoba przebywała w miejscu chronionym
zaklęciami. Snape wiedział o tym już wtedy, gdy wpadł na pomysł, że dobrze
byłoby mieć na oku prawą rękę Voldemorta. W jego opinii lepiej mieć opcję
jakąkolwiek, niż nie mieć żadnej.
Kiedy wymruczał inkantację, skończył ją słowami „Lucjusz
Malfoy”. W powietrzu pojawiła się mgiełka, z której ukształtowały się słowa: „Anglia. Rammore Forest”.
I to by było na tyle. Jeden z największych lasów
Południowej Anglii [2]. Oczywiście nie oczekiwał, że otrzyma dokładniejsze informacje,
ale przynajmniej potwierdziło to jego przypuszczenia. Lucjusz miał z Potterem
rachunki do wyrównania, a ci, którzy znali go bliżej, wiedzieli, jak bardzo
potrafi być mściwy. Z pewnością nie udał się tam w celach krajoznawczych. Tylko
co, na Salazara, robią w środku puszczy?
Snape miał bolesną świadomość, że gdyby nie przypadek,
nie udałoby mu się odnaleźć Lucjusza. Traf chciał, że aportując się na losowo
wybraną polanę, wybrał dokładnie tę, na której Potter zostawił swoją miotłę.
Mistrz eliksirów ruszył szybko po wypatrzonych śladach, od czasu do czasu
pomagając sobie zaklęciami, między innym zmodyfikowanym przez siebie zaklęciem
czterech stron świata, które zamiast północy wskazywało drogę do wybranego
przedmiotu lub osoby, jeśli tylko znajdowały się wystarczająco blisko, ale i
tak dotarcie na właściwe miejsce zajęło mu ponad godzinę.
Gdy zobaczył zakrwawionego i nieporuszającego się
Pottera, w pierwszej chwili był przekonany, że chłopak jest martwy. Gdy jednak jego
wzrok padł na Lucjusza, zrozumiał, że ten wciąż wskazuje na ciało różdżką, jak
gdyby trzymał je pod zaklęciem. Implikacje natychmiast dotarły do Severusa i
już wiedział, co oznacza obrazek malujący się przed nim. Czerwony błysk Drętwoty przeciął powietrze. Zaklęcie
było szybkie oraz skuteczne i Lucjusz nigdy nie dowie się, kto go oszołomił.
Nie zwlekając, użył świstoklika i przeniósł się z Potterem do Prince Manor. Tam
przekazał wszystkie informacje Dumbledore'owi, który natychmiast przesłał wytyczne
Kingsleyowi. Wkrótce Azkaban przywitał nowego więźnia.
Z ciężkim westchnieniem Severus wstał i udał się do
łazienki — podobnie jasnej i przestronnej jak większość pomieszczeń Prince
Manor. Spojrzał w lustro i natychmiast jego brew wygięła się w cynicznym
wyrazie. Nie podobało mu się to, co zobaczył. Podkrążone oczy na bladej cerze
były jeszcze bardziej widoczne niż zazwyczaj, a splątane od snu włosy i lekki
zarost upodobniły go do pospolitego azkabańskiego zbiega. Na tle ozdobionych w
złoto i srebro kafelków kontrast między jego mroczną postacią a atmosferą domu
stał się jeszcze wyraźniejszy. Snape potrząsnął głową, aby uwolnić się od tych
dziwnych refleksji. Na bogów, o czym on myśli?
Po krótkim prysznicu i doprowadzeniu się do stanu
używalności ubrał się, rezygnując ze standardowych ciężkich szat na rzecz
czarnych spodni oraz jedwabnej koszuli z krótszymi rękawami. W przypadku
zaawansowanych projektów warzycielskich mugolska moda była nie tylko
praktyczniejsza, ale i bardziej wygodna. Snape wiedział o tym od dawna i w
takich przypadkach przestał przywiązywać wagę do czarodziejskiego stroju.
Uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie reakcję uczniów, gdyby go teraz
zobaczyli. Pewnie umarliby z szoku na zawał. Severus mruknął pod nosem coś, co
brzmiało jak „głupie dzieciaki”. Dobrze
wiedział, co myślą o nim uczniowie i jakie przezwiska krążą po szkole. Żadne
jednak nie robiło na nim wrażenia, a niektóre z określeń — takie jak Naczelny
Postrach Hogwartu — sam pielęgnował.
Kiedy zszedł na dół, zauważył Tonks siedzącą przy
stole w jadalni. Przez przeszklone drzwi prowadzące na taras wpadały promienie
słońca, igrając na jej kasztanowych kosmykach. Snape wykrzywił wargi w
jadowitym wyrazie. A już miał nadzieję zjeść śniadanie w spokoju i ciszy.
Czasami naprawdę żałował, że pozwolił Dumbledore'owi (przebiegły starzec!) zrobić
z jego domu Kwaterę Główną Zakonu Feniksa.
Mężczyzna przywitał się oszczędnym skinieniem głowy,
tak lekkim, że można było uznać je za przywidzenie, i dopiero gdy usiadł, mógł
z bliska przyjrzeć się napiętej twarzy młodej aurorki oraz ciemnym cieniom pod
jej oczami.
— Ciężka noc? — sarknął, wskazując ruchem głowy na jej
włosy, które zawsze reprezentowały jakiś krzykliwy kolor.
— Wystarczająco — odrzekła, wzruszając nieznacznie
ramionami i upijając łyk herbaty. — Wróciłam zaledwie godzinę temu. Czekam na
Albusa.
Czyli nawet nie kładła się spać. Cóż, nie było to zaskakujące.
Dobrze pamiętał, jaki bałagan zostawił po sobie Czarny Pan na Privet Drive.
Ciekawiło go tylko, co stało się z Petunią, pod której opieką był chłopak, ale
prędzej odgryzłby sobie język, niż zapytał o to Tonks. Nie miał pojęcia, czy przeżyła
atak, bo podczas walki interesowało go przede wszystkim unikanie pędzących w
jego kierunku zaklęć. Chociaż może lepiej, żeby żyła? Severus nie cierpiał tej
kobiety, ale już widział oczami wyobraźni zdruzgotanego Złotego Chłopca, który
stał się sierotą jeszcze bardziej, niż to było możliwe. Naprawdę niepotrzebny
był im teraz pogrążony w żałobie i użalający się nad sobą nastolatek.
Oczywiście wizja ta rozpadła się, kiedy przypomniał sobie, że przecież chłopak
leży nieprzytomny i być może w ogóle nie będzie żadnego użalania. Natychmiast
spochmurniał, a na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas.
Nagle z cichym pyknięciem pojawiła się skrzatka i
pstryknąwszy palcami, postawiła na stole dzbanek czarnej kawy, filiżankę, koszyczek
świeżych bułek oraz kilka pomniejszych miseczek i talerzyków napełnionych
różnego rodzaju jedzeniem. Znajdywało się na nich trochę warzyw, kilka rodzajów
dżemu, wędlin oraz sera. Nie zabrakło również mleka, owsianki, a także pieczonych
kiełbasek.
Mhm… Cudownie. Choć będzie musiał rozkazać skrzatowi,
aby dostarczał porcję tylko dla jednej osoby. Przecież to niedorzeczne, tego
nie pomieści nawet czteroosobowa rodzina.
W milczącym towarzystwie Nimfadory, które Snape
ignorował bez najmniejszego wysiłku, zajął się śniadaniem i lekturą „Proroka
Codziennego”. Jednak już sam tytuł wytrącił go z równowagi.
— Co?! — Spojrzał ostro na Tonks, która miała
wyjątkowo żałosną minę. — To jakiś żart?
Ponownie rzucił okiem na tekst. Na pierwszych łamach
gazety rozpisywano się o powrocie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, ale
kolejny nagłówek, równie duży i równie tłusto wyróżniony, głosił, że Chłopiec,
Który Przeżył został porwany i miejsce jego przetrzymywania jest nieznane.
Spekulowano nawet, iż Harry Potter najprawdopodobniej nie żyje.
— Przypuszczam, że wybuchła panika — skomentował. —
Nie dość, że jednej nocy odkryto, iż Czarny Pan rzeczywiście powrócił i ani
trochę nie przypomina człowieka, to jeszcze porwał Złotego Chłopca, dziecko,
które właśnie tu i teraz — postukał palcem w jeden z akapitów — ogłoszono
zarówno wyzwolicielem Pierwszej Wojny, jak i zbawcą oraz jedyną nadzieją na zwycięstwo
jasnej strony. — Martyrologia jak się patrzy, prychnął w duchu. Wystarczyło
jedno wydarzenie, aby czarodziejski świat znalazł sobie męczennika. — Czy
ktokolwiek zdał sobie sprawę, że nie wolno pozwolić, aby ci imbecyle pisali, że
Potter może być martwy? O to właśnie chodziło Czarnemu Panu!
Na chwilę włosy Tonks rozbłysły czerwienią.
— Wokół burza, trupy i gruz, a chłopak zaginął. Jak
niby mieliśmy ich powstrzymać? Sam Albus interweniował, gdy tylko Harry się odnalazł,
ale było już za późno, bo egzemplarze zostały rozesłane. Dziwię się tylko, że
Skeeter przemilczała cały atak, bo nie ukazał się żaden artykuł spod jej pióra.
— Poprawka, ja go znalazłem.
— Co?
Doprawdy, jej zdumienie było
oburzające.
— Ja. Znalazłem. Pottera — powtórzył Snape powoli i
wyraźnie. — Paskudny eks-śmierciożerca jako jedyny uchronił wasze cenne
dzieciątko od niechybnej śmierci. A dokładniej od śmierci z rąk Lucjusza
Malfoya.
Oszołomienie aurorki pogłębiło się, a na usta Snape'a
wypłynęło jawne szyderstwo.
— Ach, drogi Albus nic nie powiedział?
Tonks pokręciła przecząco głową.
— Wiadomo tylko, że odnalazł się i został umieszczony
w Głównej Kwaterze czyli tutaj. Nic więcej. Nie wiedzieliśmy nawet, kto go tu
przyprowadził, ani dlaczego nie dotarł do punktu ochrony.
Snape był zadowolony, że wie znacznie więcej i ma
możliwość poinformowania ją w swój złośliwy i bezwzględny sposób:
— Nie dotarł tam, ponieważ został zaatakowany przez
Lucjusza Malfoya oraz czterech innych śmierciożerców. Chłopakowi udało się
uciec. Nie mam pojęcia jak, nie pytaj. To jednak nie zmienia faktu, że dwie
godziny później Lucjusz odnalazł go na jakimś pustkowiu i postanowił się z nim
zabawić.
Dłoń Tonks powędrowała natychmiast do ust.
Wypowiedziane słowa zawisły ciężko w powietrzu. Obydwoje dokładnie wiedzieli,
do czego zdolny jest Lucjusz, jeśli da mu się wystarczająco dużo czasu.
— Twierdzisz, że…?
— Cruciatus.
To jedno słowo mówiło wszystko.
* * *
Po śniadaniu mistrz eliksirów zabrał ze sobą podręczny
zestaw fiolek i udał się do pokoju, w którym trzymano Pottera. Kiedy wszedł do
pomieszczenia, zlustrował je krótko. Na zielonej sofie pod przeciwległą ścianą
spała pielęgniarka. Severus zdziwił się, ale nie skomentował tego. Podszedł
bliżej i jego wzrok spoczął na stoliku z poustawianymi bezładnie buteleczkami,
z których jednak tylko trzy utraciły swoją zawartość. Sam Potter leżał na łóżku
tuż pod oknem. Nadal był niesamowicie blady, jednak oddychał spokojnie i
miarowo. Snape zmarszczył brwi, widząc na nocnej szafce miseczkę pełną wody i
zanurzoną w niej szmatkę. Dopiero z bliska zauważył, że na czole chłopca
perliły się krople potu.
— Poppy — zawołał, potrząsając lekko ramieniem
kobiety.
Madame Pomfrey ocknęła się natychmiast. Kiedy jej
spojrzenie padło na okno i omiotło jasny pokój, zerwała się tak nagle, że Snape
niemal podskoczył.
— Coś się stało, Severusie!?
Natychmiast przypadła do łóżka Pottera i wykonała
różdżką szybki skan. Dopiero kiedy otrzymała wynik, odetchnęła z ulgą.
— Możesz mi wyjaśnić… — zaczął, przyglądając się, jak
Poppy rzuca zaklęcie chłodzące na wodę w miseczce i przykłada szmatkę do
spoconego czoła. — Czy jest coś, co mnie ominęło podczas mojej nieobecności?
Kobieta westchnęła.
— Nie mam pojęcia, co się dzieje. Początkowo wydawało
się, że stan pana Pottera jest stabilny. A przynajmniej na tyle, że nie
istnieje bezpośrednie zagrożenie życia. — Pomfrey usiadła ciężko na sofie i
potarła dłonią zmarszczone czoło. — Po jakiejś godzinie od twojego odejścia
stan chłopca zaczął się pogarszać. Dostał gorączki, więc podałam mu dodatkową
dawkę eliksiru przeciwgorączkowego. Jednak temperatura zamiast spadać, rosła.
Ponieważ stężenie magiczne było wystarczająco wysokie, musiałam uciec się do
mugolskich metod.
Wskazała ruchem ręki na miseczkę i Snape zrozumiał.
Może nie był magomedykiem, ale jego profesja wymagała sporej wiedzy w tym
zakresie. Zasada łączenia według Gekena mówiła, że zagrożenia dla
bezpieczeństwa organizmu rośnie wprost proporcjonalnie do liczby podanych dawek
eliksirów, przy czym jedna dawka eliksiru jest ekwiwalentna trzem zaklęciom
medycznym. Ponieważ uzdrawianie ma zupełnie inną naturę i wpływ na ludzkie ciało,
w terminologii pojawiło się pojęcie stężenia magicznego, czyli ilości
leczniczych zaklęć i eliksirów, jakie organizm jest w stanie przyjąć naraz. Z
tego, co wiedział, Potter przyjął wczoraj wystarczająco dużo eliksirów i
leczniczych zaklęć, aby przekroczyć możliwości organizmu.
— Jak zareagował na podanie eliksiru?
Pielęgniarka spojrzała na niego ze znużeniem.
— Wydaje mi się, że znasz odpowiedź. Zwrócił
oczywiście, dokładnie po kwadransie od zaaplikowania. Podanie go było ryzykowne,
jednak liczyłam, że tyle czasu wystarczy, aby gorączka choć trochę się
obniżyła.
— Czy to wszystko? Chciałbym Pottera zbadać, by
rozpocząć pracę nad eliksirem, który pomoże mu wrócić do zdrowia.
Pominął fakt, że jest to bardziej pobożne życzenie niż
rzeczywista możliwość.
— Niestety to nie wszystko — odrzekła pielęgniarka. —
Kiedy gorączka wzrosła do czterdziestu stopni, chłopiec dostał napadu drgawek.
Nie jestem pewna, czy to wpływ temperatury, czy efekty postcruciatusowe. Ale
jeśli to drugie…
Madame Pomfrey zacisnęła usta, nie chcąc powiedzieć na
głos swoich obaw.
— Wtedy oznacza, że ma uszkodzone nerwy — dokończył
Snape. — Nie wiadomo tylko jak bardzo.
Poppy kiwnęła głową. Obydwoje wiedzieli, że ta
wiadomość nie maluje przyszłości w różowych barwach. Magomedycyna potrafiła wyleczyć
wiele chorób, ale w urazach umysłu nadal pozostawała bezsilna. Przy magicznym
uszkodzeniu tego typu Severus widział trzy wyjścia. Potter na zawsze pozostanie
w śpiączce. Odzyska przytomność, ale pozostanie zamknięty w swoim umyśle lub zwyczajnie
popadnie w szaleństwo. Najbardziej optymistyczną opcją było natomiast, iż nerwy
są uszkodzone tylko w nieznacznym stopniu, więc da się je zregenerować, podając
eliksir jego własnej receptury.
Severus podszedł do łóżka i wykonał kilka podstawowych
skanów. Wyniki nie były zadowalające, ale nie spodziewał się wiele. Przez
dłuższy czas wpatrywał się w szczupłą twarz chłopca, zastanawiając się, czy spróbować
legilimencji, ale odrzucił ten pomysł. Wolał nie ryzykować. Później. Chociaż…
— Myślę, że wezmę od Pottera próbkę krwi i spróbuję
wybadać powierzchnię jego umysłu.
W jednej chwili Poppy zerwała się z sofy i stanęła
naprzeciwko mistrza eliksirów z różdżką wycelowaną w jego pierś.
— Ani mi się waż, Severusie Snapie! To zbyt
niebezpieczne. Możesz mu tylko zaszkodzić.
Snape zwrócił się do kobiety z irytacją, posyłając jej
swoje najgroźniejsze spojrzenie.
— Przed chwilą rozważałem legilimencję, więc ciesz
się, że z tego zrezygnowałem. A teraz z łaski swojej odsuń się i daj mi robić
to, co uważam za słuszne. Jestem naturalnym oklumentą i legilimentą. Wybadanie
powierzchni jest dla mnie dziecinne proste.
Pielęgniarka ani drgnęła. Przez moment oboje zastygli
w walce na spojrzenia. W końcu, krzywiąc się niemiłosiernie, Snape wypluł:
— Nie skrzywdzę waszego Złotego Chłopca, mogę ci
zaręczyć. Złożyłem obietnicę, że będę go chronił.
Kobieta zawahała się, ale ostatecznie ustąpiła. Severus
chwycił nadgarstek Pottera i zrobił nacięcie. Następnie pobrał krew do małej
fiolki i zasklepił rankę. Kiedy chował próbkę do kieszeni szaty, zmarszczył
brwi. Jego wzrok przykuła dłoń chłopca, na której wystawały niemal wszystkie
kosteczki.
— Poppy, czy Potter zawsze był taki chudy?
Madame Pomfrey zrobiła krok do przodu, żeby przyjrzeć
się chłopcu z bliska. Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
— Zawsze był dość szczupły. Ale rzeczywiście, teraz
jest zdecydowanie chudszy niż wtedy, gdy badałam go po trzecim zadaniu.
Snape wywnioskował, że spotkanie z Voldemortem w
cztery oczy, tym bardziej jeśli jest się jego śmiertelnym wrogiem, nie mogło należeć
do najprzyjemniejszych, a trzeba nadmienić, że bycie świadkiem czarnomagicznego
rytuału odrodzenia powinno plasować się na najwyższej pozycji sytuacji
nieprzyjemnych. Może i współczułby Potterowi, gdyby nie żywe wspomnienie jego
lekceważącego zachowania. Potter zdawał się kompletnie nie rozumieć, jakie
Czarny Pan stanowi zagrożenie, ale dlaczego miałby, skoro nigdy tak naprawdę
nie doświadczył jego grozy? Bezpieczne i beztroskie życie wśród mugoli na pewno
mu w tym nie pomogło. Cóż, pomyślał Severus sarkastycznie, roztrzaskanie
arogancji i pewności siebie oraz strach przed śmiercią na pewno nie
przysporzyły apetytu.
— Chciałbym, abyś mi nie przerywała, bo muszę się
skoncentrować — zwrócił się do pielęgniarki. — Jak dla mnie możesz nawet wyjść.
Oczywiście Poppy ani myślała ruszyć się z pokoju.
Odsunęła się jednak i usiadła na krześle z lewej strony łóżka. Nadal nie była
zadowolona z zamiarów Snape'a.
Przedostanie się na poziom umysłu bez kontaktu
wzrokowego dla dużej części legilimentów było niewykonalne. Jednak dla Severusa
badanie bezbronnego umysłu nie stanowiło większego wyzwania. Mężczyzna
znieruchomiał i utkwił wzrok w twarzy chłopca. Po chwili wziął głęboki oddech i
zamknął oczy. Wyglądał teraz jak ktoś, kto wsłuchuje się w otaczające go dźwięki.
Po chwili wyczuł obecność dwóch umysłów. Ponieważ łatwo lokalizował je w przestrzeni,
a także tylko jeden z nich był świadomy, z łatwością skupił się na właściwym.
Przez chwilę badał z fascynacją fale i drgania, jakie napływały z umysłu, przypatrywał
się jego działaniu, esencji, jego zamkniętym myślom. Snape nie miał
zamiaru ich otwierać, wpływać na ich ruch, zakłócać ich szumu. I kiedy skupił
się na tej niepowtarzalnej melodii, próbując wyłuskać informacje w jej
przepływie, zauważył zgrzyty, których nie powinno tam być. W umyśle dzieciaka
panował…
— Chaos — wyszeptał, otwierając oczy.
— Co to znaczy?
Snape spojrzał na madame Pomfrey i po raz pierwszy w
życiu ze zdziwieniem stwierdził:
— Nie mam pojęcia.
* * *
Kiedy Snape schodził do swojego laboratorium, wciąż
zastanawiał się nad tym, co napotkał w umyśle Pottera. Zaabsorbowany, nawet nie
zauważył, kiedy dotarł na miejsce i stanął przed pustym kociołkiem. Jednak nie
nazywałby się Severusem Snape'em, gdyby nie potrafił wziąć się w garść i
odłożyć zajmującego problemu na później. Tak więc natychmiast przystąpił do
pracy.
Aż pięć godzin zajęło mu wstępne wertowanie notatek i
potrzebnych ksiąg. Musiał opracować miksturę na podstawie własnych
eksperymentów dotyczących eliksiru postcruciatusowego, uwzględniając obecne
informacje na temat stanu Pottera. W tym momencie niezmiernie żałował, że
zarzucił badania po upadku Czarnego Pana. Były prawie skończone, ale skoro szalony
czarnoksiężnik przestał częstować Cruciatusami
na prawo i lewo, Severus utracił swoje króliki doświadczalne. Nikt nie nadawał
się na eksperymenty lepiej niż zdesperowani śmierciożercy, którzy mieli
serdecznie dość efektów postcruciatusowych.
Kolejną godzinę opracowywał skład na podstawie tego,
co wiedział, że jest stuprocentowo skuteczne, jak również pięć wariantów, które
trzeba będzie dodać na ostatnim etapie warzenia. Choć miał wątpliwości, który z
nich da wymagany efekt, był pewny, że dowie się o tym, gdy „usłyszy” zmiany
zachodzące w umyśle chłopca.
W porze obiadu aportował się skrzat, ale mistrz
eliksirów natychmiast go odesłał, nie chcąc przerywać pracy. Dopiero późnym
popołudniem zdecydował się coś zjeść. Wolał, by podczas warzenia nic go nie
rozpraszało, a tym bardziej tak prozaiczna rzecz jak głód. Tym razem dokładnie
sprecyzował skrzatowi swoje wymagania. Nie chciał, by jego laboratorium zamieniło
się w mniejszy odpowiednik kuchni.
Dokładnie dwie godziny i trzydzieści minut zajęło mu
ukończenie pierwszej części podstawy. Warzenie mikstury składało się z siedmiu
faz, przy czym przed rozpoczęciem drugiej należało odczekać dokładnie dobę.
Severus nie martwił się tym, gdyż wolny czas poświęci na przygotowanie
wariantów. Na szczęście każdy następny odstęp między etapami skracał się o połowę.
Oznacza to, że już trzeciego dnia eliksir będzie gotowy.
Po zgaszeniu ognia pod kociołkiem i zabezpieczeniu
mikstury Snape skierował się do wyjścia z podziemi. Jednak gdy tylko minął
ostatni stopień wąskich schodów, przystanął oszołomiony. Jego spokojna i cicha
rezydencja niespodziewanie zamieniła się w coś, co nieprzyjemnie przypominało
dworzec kolejowy. Wszędzie, gdzie sięgnął okiem, biegali czarodzieje, wołając i
przekrzykując się nawzajem.
— Co tu się, do jasnej chole...
Severus urwał, kiedy koło niego przebiegł około
dwudziestoletni młodzieniec, potrącając go i sprawiając, że niebezpiecznie się
zachwiał. Pospiesznie wymamrotane „przepraszam” było jedynym, co usłyszał, zanim chłopak zniknął za
zakrętem.
Snape'owi zawrzała krew w żyłach. W centrum
zbiegowiska zauważył wysoką sylwetkę Albusa Dumbledore'a.
— Dumbledore! — wycedził. Zazwyczaj zwracał się do
pracodawcy z szacunkiem, ale tego było za wiele. — Masz mi to natychmiast
wytłumaczyć! To miała być kwatera, a nie jarmark.
Dyrektor okręcił się wokół własnej osi, stając twarzą
w twarz z bardzo wściekłym Snape'em.
— Uspokój się, Severusie. Mamy sytuację nadzwyczajną.
— Poważny ton natychmiast ostudził emocje młodszego mężczyzny. Czekał na
kontynuację, ale ta nie nadeszła. Zamiast tego Dumbledore wycelował różdżkę we
własne gardło. — Sonorus.
Echo rozniosło się po całym domu. Zaklęcie było
wystarczająco silne, by każdy mógł Albusa wyraźnie usłyszeć.
— Pewnie zastanawiacie się, czemu zwołałem was,
zakłócając ten miły dzień. — Snape prychnął. Nawet w sytuacjach „nadzwyczajnych” Dumbledore nie
mógł powstrzymać się od żartów. — Chwilę temu nasz informator zawiadomił mnie,
że Voldemort zaatakuje ministerstwo.
Kilka osób sapnęło. Snape natomiast z czystym
niedowierzaniem wpatrywał się w Albusa. Drugi szpieg? Do tej pory sądził, że
był jedyną osobą mającą dostęp do informacji Voldemorta.
— Potwierdza także, że atak miał nastąpić wczoraj po
zabiciu Harry'ego Pottera, ale jak wiemy, plany te uległy dezaktualizacji.
Ponieważ jednak plotki rozgłoszone przez „Prorok Codzienny” odwróciły sytuację na korzyść Voldemorta, możemy
się spodziewać, że za niecałą godzinę zawita do ministerstwa.
— Nie rozumiem, co mu to da? — zagrzmiał Alastor
Moody. Jego magiczne oko zawirowało dziko. — Wczoraj aurorzy bez problemu odparli
jego atak.
— Istotnie trafne pytanie, ale niestety nie mamy teraz
na to czasu. O dwudziestej pierwszej czarodzieje zaczną opuszczać budynek i
atrium będzie zapełnione ludźmi. Trzeba zapewnić im możliwie jak najlepszą
ochronę. — Na chwilę zapadła cisza, po czym Albus zwrócił się do Snape'a: —
Severusie, przynieś mi włos Harry'ego. Natychmiast.
Nawet jeśli ta prośba była dziwna, Snape nie dał po
sobie poznać, że jest zaskoczony. Bez słowa skierował się na piętro wyżej i
wszedł do pokoju chłopca.
— Albus...
Snape urwał i uniósł brwi w zdziwieniu, widząc
Pottera, który na czole, rękach i klatce piersiowej miał przytknięte mokre bandaże.
Nawet w niewyraźnym świetle lamp widać było, że stan chłopaka alarmująco się
pogorszył.
— Znowu ma gorączkę — poinformowała pielęgniarka. —
Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić.
No Severusie, powiedział do siebie mistrz eliksirów, ty tu
jesteś ekspertem od Cruciatusów, wysil mózgownicę.
— Ta gorączka raz się zniża, a raz wraca, tak? —
Kobieta kiwnęła twierdząco. — Gorączka jest skutkiem zaklęcia, a więc coś nie
pozwala się organizmowi zregenerować. Jeśli sytuacja się nie zmieni, trzeba
będzie podać Wywar Żywej Śmierci i utrzymywać Pottera pod jego działaniem do czasu,
aż skończę przygotowywać eliksir.
Pielęgniarka otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale
Snape przerwał jej:
— Przemyśl to.
I nie czekając na odpowiedź, wyrwał z głowy Pottera
jeden włos, po czym powrócił na dół.
Wszyscy przypatrywali się z zaciekawieniem, jak Snape
podaje czarny włos Albusowi. Starszy czarodziej wyjął zza pazuchy buteleczkę z
miksturą w kolorze błota. Eliksir Wielosokowy.
— To da nam element zaskoczenia i odwróci uwagę Toma —
wyjaśnił Dumbledore. — Lucjusz Malfoy został osadzony w więzieniu, ale w jakiś
sposób Voldemort dowiedział się o szczegółach jego udziału w wydarzeniach
ubiegłej nocy. Sądzę, że Tom byłby głupcem, gdyby brał za pewnik zapewnienia
Lucjusza, ale myślę także, że nie wyklucza śmierci Harry'ego. — Dumbledore wrzucił
włos do mikstury. Ciecz zasyczała i zabulgotała, po czym zrobiła się
przejrzyście zielona. — Ta... mistyfikacja zachwieje zaufaniem Toma do jednego
z jego najlepszych zwolenników. Dodatkowo ukróci spekulacje o domniemanym porwaniu
oraz zjednoczy ludzi i zmobilizuje ich do walki.
Kończąc wypowiedź, Albus przytknął naczynie do ust i
jednym haustem wypił połowę zawartości. Na ich oczach sylwetka Dumbledore'a
zaczęła się zmieniać: broda nikła, białe włosy przeistaczały się w krucze, a
zmarszczki wygładzały. Wkrótce cała postać skurczyła się, przybiegając drobną
chłopięcą formę.
— Harry będzie głównym celem. — W zapadłej ciszy młody
głos zabrzmiał niezwykle czysto i dźwięcznie. — Nie mogę narażać żadnego z was
na takie ryzyko.
— Doprawdy, Albusie — sarknął Snape. — Zdaje się, że
wraz z wyglądem Pottera przyjąłeś także jego wątpliwy rozum. Od kiedy to
zacząłeś przejmować się ryzykiem, kiedy na szali leży dobro ogółu?
Albus spojrzał na mistrza eliksirów z wyrzutem i
młodszy mężczyzna aż zdziwił się, jak ten wzrok był mu znany i nieznany jednocześnie.
Te młode zielone oczy wiele razy patrzyły na niego tak, jakby Severus zrobił im
coś złego, ale nigdy nie było w nich ani grama sympatii.
— Od momentu, w którym to ryzyko jest zupełnie
niepotrzebne. — Dumbledore transmutował swoje obszerne szaty czarodzieja w dżinsy
i niebieską bluzę, a następnie stuknął różdżką w okulary-połówki zmieniając
oprawki w identyczne, jakie nosił Potter. — Hm... — mruknął. — Harry ma
rzeczywiście kiepski wzrok, zupełnie jak mój własny. — Kościstymi palcami
osadził okulary na nosie i mrugnął do Severusa konspiracyjnie. To było
zdecydowanie zbyt dziwne, pomyślał Snape. — Poza tym, chcemy, aby nagłówki
mówiły o żywym Harrym Potterze, nie o martwym. Oprócz Harry'ego jestem jedyną
osobą, która jest w stanie walczyć z Tomem i nie przegrać.
Cóż, Severus musiał się z tym zgodzić. Nawet jeśli
zrzucał tę umiejętność na karb szczęścia, wolał, aby ta tendencja się utrzymała.
Wszystko nastąpiło po sobie szybko i w ustalonej
kolejności. Albus krótko objaśnił szczegóły planu i czarodzieje kolejno deportowali
się do Londynu. Już po chwili Prince Manor ponownie wypełniły cisza i spokój.
______________________________
[1] Podobne zaklęcie zostało rzucone na torebkę Hermiony, kiedy w oryginale Złote Trio wyruszało na poszukiwanie Horkruksów. Polega na tym, że dany przedmiot posiada dużo większą pojemność niż to wygląda na zewnątrz.
[2] Przyznaję, że tu po prostu przekłamałam. Nie posiadam żadnego sensownego atlasu i jedynie mogłam skorzystać z mapy google, która pokazywała, że istotnie jest tam jakieś, dość spore w zasadzie, „skupisko drzew” ^^ Nie wyjaśnia jednak, czy rzeczywiście las ten nazywa się Rammore Forest. Nazwę wzięłam od wioski znajdującej się w pobliżu.
Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Taka genialna powieść nam się zaczęła pojawiać, a tu nic. Cichosza, 0 komentarzy. Trzeba ten stan zmienić :-)
OdpowiedzUsuńDroga autorko, zakochałam się w tym opowiadaniu od pierwszego rozdziału. Po pierwsze Severus Snape. Co prawda napisałaś, ze to będzie severitus, a ja bardziej wolę Snape mentors Harry, ale to nic. Ostatnio przekonałam się do "Rok jak żaden inny" i pochłonęło mnie bez reszty. Z Twoją historią zdaje się będzie podobnie.
Bardzo spodobały mi się Twoje opisy, dialogi - wszystko jest dokładnie przemyślane, styl też masz całkiem niezły, czyta się wszystko ładnie i bez zgrzytów. No i najważniejsze - to NIE jest tłumaczenie! Tyle jest wspaniałych teksótw zagranicznych, a tu taka perełka i w dodatku nasza! Gratuluję talentu i mam nadziję, że nie przestaniesz pisać. W dodatku Severus i Harry. To moja ulubiona para bohaterów, także masz we mnie wsarcie;-)
Trzymam kciuki i życzę duuużżooo WENY!
Pozdrawiam,
Agata
Wspaniale, że w Polsce możemy znaleźć fanfiction w naszym języku ojczystym :) Tłumaczenia wiele tracą, zazwyczaj nie umywają się do oryginałów. Czytam i czekam cierpliwie na zmiany w Severusie - myślę, że tu też zadziała szablon :D Pozdrawiam, crouch_jr
OdpowiedzUsuńTrochę się czepię. W odniesieniu do ubrań "praktyczny" zawiera w sobie również wygodę, więc nie trzeba tego dodawać. Poza tym świetne opowiadanie. Naprawdę wciąga.
OdpowiedzUsuńKurde, chciałem napisać jeden dłuższy komentarz po przeczytaniu wszystkich części, ale po prostu nie mogę się powstrzymać! :D Boże, to jest genialne, naprawdę, lecz ja nie muszę Ci już tego mówić, bo przecież czytasz komentarze swoich czytelników.
OdpowiedzUsuńWidzę, że zaczęłaś z grubej rury i na wstępie potraktowałaś Harry'ego Cruciatusem. :')
Nieźle. Wciągająca historia, ciężko się oderwać, styl na naprawdę wysokim poziomie, blablabla... Czy muszę pisać tak oczywiste rzeczy? ._.
Rany, mam nadzieję, że kiedyś osiągnę podobny poziom, co Twój. ;-;
Hej,
OdpowiedzUsuńoch jak bardzo chciałabym aby Severus zobaczył jak Dursleyowie całe życie traktowali Harrego, ta mistyfikacja może się udać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńta mistyfikacja może się udać, i mam taką nadzieję... bardzo chciałabym aby Severus zobaczył jak Dursleyowie całe życie traktowali Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, ta cała mistyfikacja może się udać, i mam taką nadzieję... chciałabym aby Severus poznał prawdę o tym jak Dursleyowie całe życie traktowali Harrego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, pięknie opisane sceny, Severus jest bardzo ciekawą postacią i udaje się Tobie przedstawić go tak fantastycznie, nie wiem czy słusznie, ale wydaje mi sie że zakon nie wie naprawdę wszystkiego o Severusie, rozmowa z Tonks pokazała jej zaskoczenie że to on przyprowadził Harrego... ale czy nie ktoś inny powinien przemienić się w Harrego bo lepiej by wyglądało gdyby obok harrego w ministerstwie był Dumbledore...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka