Najważniejsze w życiu to nauczyć się, które mosty przekraczać, a które palić.
— Arthur Schopenhauer
Ten dzień nie należał do najlepszych. To właśnie dziś
mieli rozpocząć życie jako… rodzina. Czy istniało coś bardziej krępującego? No
może poza romantycznym związkiem Albusa z Grindelwaldem i faktem, że woźny
Filch nieustannie nosi przy sobie kocimiętkę, ponieważ Minerwa za nią szaleje?
Raczej nie. Dodatkowo wcale nie poprawiała jego nastroju świadomość, że w
najbliższym czasie będzie musiał przeprawiać się przez młodzieńczy bunt.
Kiedy Severus szedł korytarzami Prince Manor, miał
wrażenie, że wybiera się nie na śniadanie, a na wojnę — niczym żołnierz idący
ku swojemu przeznaczeniu z przeświadczeniem, że nie ma możliwości odwrotu. W
tamtej chwili spodziewał się być świadkiem wielu scenariuszy: arogancji,
narzekania, oskarżeń, fochów, krzyków, niekulturalnych odzywek, wybuchu dziecięcej
złości, a nawet ciskania przedmiotami. Przygotował się na wszystko oprócz…
milczenia. Dopiero po zakończeniu posiłku i rozpoczęciu rozmowy o zasadach
panujących w domu Potter udowodnił, że jednak posiada głos. Mimo to nawet wtedy
zachował się — jak na swoje buntownicze możliwości — nad wyraz spokojnie.
Zastanawiając się nad tym fenomenem, Severus czekał w
gabinecie na przybycie krawca. Po kilku minutach kominek rozbłysł zielonymi
płomieniem i z paleniska wystąpił dystyngowanie wyglądający czarodziej,
aczkolwiek nieco zasuszony i bardzo podobny do tyczki. Idealnie dopasowana,
szaro-błękitna szata tylko podkreślała jego chudość.
Severus przywitał się, wymieniając uścisk dłoni.
— Witam, panie Whitby.
— Panie Snape, cóż za przyjemność. Chociaż nie
przeczę, że tak szybkie wezwanie jest nieco zaskakujące. Czyżby szaty z
ostatniej przymiarki nie leżały zbyt dobrze?
Snape potrząsnął głową.
— Nie, są perfekcyjne, jak zawsze. Przejdźmy do
głównej bawialni, tam wszystko wyjaśnię.
Wyszli z gabinetu i udali się do pokoju przylegającego
do jadalni, tego samego, w którym dzień wcześniej on, pielęgniarka i Dumbledore
zebrali się, by przekazać Potterowi radosną nowinę. Kiedy przekroczyli próg,
chłopiec stał pośrodku, wyglądając na zagubionego. Snape przełknął
westchnienie. Nakazał mu tu zaczekać, ale miał nadzieję, że przynajmniej usiądzie.
Przecież nie wymagał stania na baczność. To Prince Manor, a nie aurorski obóz,
na litość Merlina!
Jeszcze nie tak dawno widok utemperowanego Harry'ego
Pottera wprowadziłby Severusa we wspaniały nastrój, jednak nie dziś. Po
pierwsze dzieciak nie był tak naprawdę Potterem i choć Severus wciąż go tak
nazywał, robił to z czystego przyzwyczajenia. Po drugie wyglądał, jakby jeden
podmuch wiatru miał go przewrócić i roztrzaskać, i tylko siłą woli utrzymywał
się w jednym kawałku. Czy to z powodu Lucjusza? Severus skarcił się w myślach.
Oczywiście, że tak. Nawet dorośli mężczyźni łamali się pod okrucieństwem
Lucjusza Malfoya.
Widząc Pottera, krawiec rozszerzył oczy i podskoczył,
co spowodowało, że miara wypadła mu z kieszeni, podpełzła niczym wąż i zwinęła
się w kłębek u ich stóp. W tym samym momencie chłopiec spojrzał na nich, a jego
oczy zrobiły się komicznie okrągłe. Snape miał ochotę im pogratulować: „Tak,
panowie, jesteście mistrzami w pantomimie”. Ledwo też powstrzymał się przed
dodaniem: „Owszem, Potter, to aż dziw, że można być tak chudym i jednocześnie
być w tym samym czasie żywym, ale ten człowiek zdecydowanie tego dokonał.
Przejdź z tym do porządku dziennego i wykrzesaj z siebie choć odrobinę kultury”.
Whitby jednakże wcale nie był lepszy i również
zapomniał o manierach. Odzyskawszy głos, wykrzyknął:
— Merlinie! To Harry Potter!
— Cóż za zdumiewająca obserwacja — wycedził Snape już
zdecydowanie zirytowany. — Czuję się wręcz zszokowany. A teraz, jeśli byłby pan
tak miły i zajął się swoją pracą.
Severus pomasował skronie. Niech cię diabli wezmą,
Lily! Czar był na tyle silny, że nawet po dwóch tygodniach chłopaka wciąż można
było rozpoznać jako Harry'ego Pottera. Aż tak bardzo pragnęłaś ukryć prawdę?
Kiedy te wszystkie cechy mają zniknąć? W ostatnim tygodniu? Czy to w ogóle
będzie bezpieczne?
Tymczasem Whitby otrząsnął się z szoku i wyciągnął z
teczki stołek wielkości pudełka do zapałek. Następnie powiększył go oraz
polecił na niego stanąć. Potter zrobił, jak mu kazano, choć widać było, że
czuje się niezręcznie.
— Czytałem w „Proroku”, co wydarzyło się w
ministerstwie. To naprawdę, naprawdę niezwykłe!
Podczas gdy czarodziej paplał, miara podpełza do
stołka, wystrzeliła w górę i zaczęła owijać się wokół różnych części ciała
chłopca.
— Będzie potrzebny podstawowy zestaw — odezwał się
Severus. — Proszę też nałożyć zaklęcie dopasowujące na cztery sezony. Chyba że
w ofercie jest dostępne o większej mocy — dodał na wszelki wypadek, bo wciąż
nie miał pojęcia, jak ostatecznie zmieni się wygląd Pottera. — Proszę dobrać
wszystko, począwszy od piżamy i skarpetek, a skończywszy na wyjściowej szacie.
Na razie tylko odzież letnia.
— Oczywiście, sir. Jakieś szczególne życzenia?
— Standardowo, ale oczywiście dobrej jakości. Bawełna,
len, jedwab.
— Obuwie?
— Ze skóry smoka.
Krawiec podrapał się po srebrnej bródce. Po chwili
zastanowienia zapytał:
— Kolory?
Potter spojrzał na niego z czymś w rodzaju paniki.
Severus wyraźnie uchwycił w jego umyśle błagalną myśl: „Tylko nie czerń i
zieleń, proszę, tylko nie czerń i zieleń. Nie mam zamiaru wyglądać jak Ślizgon!”.
— Wszystko tylko nie czerwień. — Chłopak skrzywił się
i Snape usłyszał jeszcze wyraźniej niż poprzednio: „jestem Gryfonem!”. —
Aczkolwiek jedna czy dwie rzeczy nie zaszkodzą. Jakie lubisz kolory, Potter?
Potter rozdziawił usta. Po chwili wzruszył jednym
ramieniem, jakby mu było wszystko jedno, ale szybko odpowiedział:
— Lubię czerwony i złoty.
Tym razem to Severus się skrzywił.
— Tylko czerwony i złoty?
Chłopiec ponownie wzruszył ramieniem. Czemu tylko
jednym?
— Niebieski też jest w porządku. I zielony, byle to
nie był tylko zielony.
Severus przez chwilę wpatrywał się w Pottera kwaśno.
— W porządku. Proszę rozpocząć.
Krawiec wyciągnął z teczki zmniejszone materiały, a
Snape usiadł na fotelu, krzyżując w kostkach nogi.
Wkrótce Whitby udrapował pierwszą tkaninę i z
szybkością karabinu maszynowego wbijał w nią szpilki. Wybrany przez niego
materiał był wykończony złotą nicią i miał piękny, głęboki odcień szmaragdu —
taki sam jak oczy chłopca. Severus uważnie przyglądał się Potterowi, który z
nieufnością śledził poczynania krawca. Co jakiś czas chłopiec wzdrygał się, najwyraźniej
obawiając się ukłucia. Pomimo niechęci do bycia kojarzonym ze Ślizgonami, szata
zdecydowanie mu się podobała.
Krótkim smagnięciem różdżki Whitby odsyłał do sklepu
gotowe tkaniny. Po kilku minutach idealnie uszyte partie pojawiały się w
schludnie ułożonych kostkach. W ciągu dwóch godzin dobrano skarpetki i
bieliznę, a także dopasowano i skrojono dwie szaty wyjściowe, osiem dziennych,
dwa letnie płaszcze, trzy piżamy, kilkanaście par koszul, koszulek, bluz,
bluzek, spodni i spodenek. Czasami Snape wtrącał się, aprobując wybór lub
odrzucając go, a czasami to Potter kręcił gwałtownie głową, szczególnie gdy
krawiec zaproponował mu pomarańczowy sweter. Snape musiał się z nim zgodzić —
ohydny kolor.
Wkrótce ze sklepu wróciły kapcie z włosia nundu oraz
trzy pary skórzanych butów.
Whitby opuścił różdżkę i Severus wstał.
— Koszt?
— Dwieście pięćdziesiąt trzy galeony, osiem sykli i
dwa knuty.
— Proszę obciążyć moje konto.
— Oczywiście, panie Snape.
Whitby zamknął teczkę i skłoniwszy się nisko Potterowi,
podążył za Severusem do wyjścia. Gdy dotarli do gabinetu, krawiec odwrócił się z
zamiarem wzięcia garści proszku Fiuu, ale zanim dosięgnął leżącej na gzymsie miseczki,
Severus uniósł różdżkę i wyszeptał:
— Obliviate.
Czarodziej zamrugał i zmarszczył brwi, ale po chwili
jego czoło się rozpogodziło.
— No cóż, mam nadzieję, że tym razem nowe ubrania
spełnią pana oczekiwania, panie Snape.
— Tak, to było to, czego potrzebowałem.
Ponownie uścisnęli swoje dłonie, a następnie krawiec
zniknął w płomieniach. Severus zablokował sieć Fiuu i wrócił do salonu. Potter
stał w tym samym miejscu, jednakże tym razem wpatrywał się w kopiec ubrań, jakby
zrobiły mu jakąś krzywdę.
— Coś z nimi nie tak? — zapytał. O co znowu temu
dzieciakowi chodzi?
Potter drgnął. Jego oczy rozszerzyły się, jakby
zobaczył nie Snape'a a wielką tylnowybuchową sklątkę Hagrida.
— N-nie.
Przez długą chwilę Severus obserwował Pottera,
próbując wychwycić coś za pomocą legilimencji, ale ten jak zwykle unikał
patrzenia mu w oczy. W końcu zrezygnowawszy, rozkazał skrzatowi zabrać nowe
rzeczy do pokoju chłopca.
* * *
Harry stanął w progu garderoby i przyglądał się, jak
Milly sprawnie układa ubrania. Nie pozwoliła sobie pomóc i jak na skrzatkę,
która miała wykonywać rozkazy, była wyjątkowo uparta. Może słuchała tylko
Snape'a?
Wyciągnął dłoń i przesunął palcami po materiale jednej
z szat. Był niezwykle gładki, miękki oraz pachniał nowością. To było dziwne —
wiedzieć, że to wszystko należy tylko do niego. W garderobie nie została
zapełniona nawet ćwierć dostępnej przestrzeni, a mimo to posiadał teraz więcej
ubrań, niż kiedykolwiek i niż jego zdaniem było mu tak naprawdę potrzebne. Czy
naprawdę właśnie to Snape miał na myśli, mówiąc „podstawowy zestaw”?
Nagle usłyszał za plecami pohukiwanie. Ponad tuzin sów
tłoczyło się na długim parapecie i uginało pod ciężarem sporej wielkości
paczek. Otworzył okno i rozpoczął metodyczne odczepianie pakunków. Odciążone
sowy natychmiast odlatywały z wyraźną ulgą.
Kiedy ostatnia sowa zniknęła za horyzontem, rozerwał
brązowy papier i zbadał zawartość paczek. W wielu z nich znajdowały się książki.
Mnóstwo książek. W kilku jednak znalazł przybory papiernicze, podstawowy
zestaw do warzenia eliksirów, teleskop, szkolną torbę oraz sporą ilość
przysmaku dla sów. Harry poukładał podręczniki na półkach, a pliki pergaminu,
kałamarze z atramentem oraz pęk orlich pór schował do szuflad biurka.
Teraz pokój już nie wyglądał na tak pusty jak jeszcze
pięć godzin temu.
Po zebraniu zużytych sznurków oraz porozrywanych
papierów i wrzuceniu wszystkiego do kosza usiadł przed kominkiem i chwycił z
talerza kanapkę. Wizyta krawca przeciągnęła się i Snape zdecydował, że Harry
może zjeść spóźniony lunch w swoim pokoju. Tak więc przeżuwał w samotności kęs,
myśląc posępnie o zbliżającym się obiedzie i tym, co Snape zadecydował w
związku z jego przyjaciółmi.
* * *
Obiad okazał się wystawny, ale w granicach zdrowego
rozsądku. Najwidoczniej wcześniejsza uczta wynikała z nadgorliwości domowego
skrzata (Harry wywnioskował to po pomrukach Snape'a, w których wyłapał słowa:
skrzat, nieposłuszeństwo, kara). Podobnie jak na śniadaniu, kontynuował
obserwowanie mężczyzny. Wciąż czuł się wytrącony z równowagi, zupełnie jakby
trafił do alternatywnej rzeczywistości i nie mógł znaleźć drogi powrotnej do
domu. Nałożył na talerz drugiego pasztecika, choć tak naprawdę nie miał na
niego ochoty. Nadział kawałek na widelec i zapatrzył się w niego, zastanawiając
się jednocześnie, kiedy Snape skończy jeść i przedstawi swój kompromis.
W końcu mistrz eliksirów odłożył sztućce i wytarł usta
serwetką. Puste talerze zniknęły, a w ich miejsce pojawił się parujący
czajniczek i filiżanki. W celu zajęcia czymś rąk Harry nalał sobie herbaty.
Przez długi czas Snape w ogóle nie zwracał na niego uwagi. Po prostu odchylił
się na krześle i z westchnieniem upił łyk ze swojej filiżanki. Harry gapił się.
Zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Nigdy wcześniej nie widział Snape'a
zrelaksowanego i wyglądającego tak zwyczajnie. Mężczyzna sprawiał wrażenie,
jakby naprawdę cieszył się z tak prozaicznej czynności jak picie popołudniowej
herbaty, przez co zupełnie nie przypominał teraz zgryźliwego i znienawidzonego
profesora.
To spowodowało, że Harry zaczął zastanawiać się nad
relacją, jaka łączyła jego mamę i Snape'a. Na pewno znali się z Hogwartu, skoro
uczęszczali do niego w tym samym czasie. Ale co z tego? Ślizgoni i Gryfoni nie
pałali do siebie sympatią, więc było mało prawdopodobne, żeby się przyjaźnili.
Jest jeszcze kwestia powiązań z Zakonem, ale Harry nie wyobrażał sobie, żeby
Snape kiedykolwiek odłożył animozje na bok. Więc jak doszło do… tego? I
czemu Snape mu wszystkiego nie wytłumaczył, tylko dał księgę o Zaklęciu
Przynależności, jakby to miało wystarczyć?
W końcu nie mógł dłużej wytrzymać i zebrał się na odwagę.
— Jak to się stało, że…
Harry zamachał bezradnie rękoma, wskazując na siebie i
Snape'a.
Snape spojrzał na niego uważnie i przez długą chwilę
po prostu patrzył. W końcu uniósł obie brwi i Harry zdał sobie sprawę, że
dopiero teraz do mężczyzny dotarło, o co tak naprawdę pytał.
— Podejrzewam, że wiesz, jak rodzą się dzieci i liczę
też, że wiesz, jakie są sposoby, by ich nie mieć?
Nie, jednak nie dotarło to do niego.
Harry poczerwieniał. Czy właśnie Snape mówił o… o…
seksie? Zatrząsł się, krzywiąc się jednocześnie. Widząc to, Snape uniósł do
góry oczy w bardzo niesnape'owski sposób i wyszeptał:
— Drogi Merlinie, ratuj mnie przed nieuświadomionymi
nastolatkami. — Następnie spojrzał na Harry'ego ze zmęczeniem. — Po twoim
pięknym odcieniu na twarzy wnioskuję, że nie masz problemu z pierwszą częścią.
A jak jest z drugą?
Harry poczerwieniał jeszcze bardziej i wzruszył
ramionami. Szczerze powiedziawszy, nie miał pojęcia. Poza tym czarodzieje
pewnie i tak inaczej radzili sobie w tych sprawach.
— Czego ci mugole cię uczyli? Masz już piętnaście lat!
Absolutnie nie jest to odpowiedni wiek na rozpoczęcie współżycia, ale już czas,
żebyś posiadł na ten temat wiedzę. — Boże, pomyślał Harry, utknąłem w
koszmarze. — I żeby było jasne, nie życzę sobie nastoletniej ciąży. Jesteś
idealnym przykładem, że wypadki zdarzają się po ludziach.
Snape wygłosił wykład w rozdzierających szczegółach.
Harry był w połowie przerażony, a w połowie czuł niepokojący podziw, że
mężczyzna nie czuje się ani odrobinę skrępowany. Może opiekunowie domów często
przeprowadzali takie rozmowy? Pod koniec wypowiedzi — gdy Snape wspomniał, że
zasady zdrowego współżycia w równym stopniu odnoszą się do związków
heteroseksualnych, jak i homoseksualnych oraz międzygatunkowych — twarz
Harry'ego paliła żywym ogniem i miał przemożne pragnienie zapaść się pod
ziemię.
— Jak już wiesz, istnieje cała gama zaklęć i
eliksirów. Działają w różny sposób, niemniej ich skuteczność szacuje się na
dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Jesteś dowodem, że ten jeden procent może
zdarzyć się każdemu.
— To dlatego niczego nie podejrzewałeś? — zapytał
Harry. — No wiesz, że jestem eee… no wiesz.
— Nawet wtedy, gdy Albus postawił przede mną
myślodsiewnię i powiedział, że James nie jest twoim ojcem — Snape zamilkł na
moment, pogrążony głęboko w myślach. — Nawet wtedy.
Harry zmarszczył brwi. Coś mu tu nie pasowało.
— Ale musiałeś wiedzieć. To znaczy, jeśli wtedy
byłeś z mamą, to kto inny niż ty?
— Nigdy nie byłem z Lily.
— Ale zrobiliście to!
— Myślisz, że byłem jedynym mężczyzną w jej życiu?
W Harrym wezbrał gniew.
— Jeśli twierdzisz, że moja mama była…
— Rozwiązła? — przerwał mu Snape. Jego palce zacisnęły
się na podłokietniku, a głos zniżył się do niebezpiecznego szeptu. — Nawet nie
waż się mi wmawiać słów, których nigdy nie powiedziałem! — Odchylił się na
krześle, i już spokojniej, kontynuował: — Twoja matka miała wielu adoratorów i
po zaginięciu Jamesa niejeden był gotów zaoferować swoje ramię do wypłakania. Skoro
wiedziałem, że mogła spotykać się z kimkolwiek, a my widzieliśmy się tylko
tamten jeden raz i na dodatek użyliśmy zaklęcia, to naprawdę myślisz, że
zakładałbym cokolwiek?
Harry nic z tego nie rozumiał.
— Ale dlaczego?
— Dlaczego co?
— Dlaczego to się stało? Dlaczego mama miałaby
spotykać się z kimś innym? Nie kochała Jamesa?
Snape wykrzywił wąskie wargi.
— Życie to nie bajka, Potter, a miłość nie jest piękną
opowieścią o księciu na białym koniu i jego księżniczce. Ludzie robią rzeczy, o
które wcześniej nigdy by się nie posądzali, na przykład ze strachu, zawiści czy
żalu. Miłość nie zawsze jest wierna, ani cierpliwa, ani łaskawa, nie zawsze
jest też do końca swoich dni.
Harry wpatrzył się w blat stołu. Snape nic nie
wyjaśnił, nie tak naprawdę, a jednocześnie rzucił w twarz wszystko to, w co
Harry wierzył. Nagle poczuł się pusty, jakby ktoś wyrwał mu serce i zapomniał
włożyć z powrotem. Każde okrutne słowo bolało, odciskając na nim palący ślad, z
tym, że ten był niewidoczny, na duszy.
Snape wyciągnął z kieszeni miniaturową paczuszkę i
położył ją na stole. Stuknął weń różdżką, przywracając do pierwotnego rozmiaru.
Były to listy od przyjaciół i spóźnione prezenty urodzinowe.
— Wczoraj był trzydziesty pierwszy lipca. Twoje
urodziny.
Harry kiwnął mechanicznie głową. Zapomniał. Pierwszy
raz w życiu zapomniał.
— Dyrektor trochę inaczej zaplanował wczorajsze
spotkanie. Chyba miał nadzieję, że pragnienie posiadania żyjącego rodzica
przezwycięży łączącą nas antypatię i przekazana wiadomość będzie najlepszym
prezentem na taką okazję.
Harry nie odpowiedział. Ostrożnie podniósł koperty. Na
pierwszej widniało staranne pismo Hermiony.
— Jeśli będziesz chciał, możesz utrzymywać listowny
kontakt. Profesor Dumbledore zgodził się być waszym pośrednikiem. Możesz pisać,
o czym tylko chcesz, o ile nie zdradzisz, gdzie jesteś ani kim obecnie jesteś.
W przeciągu roku powiemy prawdę Weasleyom oraz pannie Granger. W końcu będą
domagać się spotkania i nie będzie żadnego powodu, dlaczego mamy im tego
zabraniać.
— Ale oni nikomu nie powiedzą — zaprzeczył Harry. —
Dlaczego ukrywać to przed nimi teraz?
— Jesteś pewien, że szanowny pan Weasley jest na tyle
dobrym aktorem, że po powrocie do Hogwartu nie zdradzi się zachowaniem czy
przez nieuwagę nie nazwie cię dawnym imieniem? Twoi przyjaciele muszą
zachowywać się tak, jakby wierzyli, iż Harry Potter rzeczywiście się ukrywa, a ten
nowy uczeń, który dołączy pierwszego września, jest dla nich kimś tak samo
nowym jak dla reszty. Nie miej złudzeń, każdy wie, że się przyjaźnicie i z
początku cała uwaga skupi się na nich.
— A czy nie można… — Harry przełknął z trudem. — Czy
nie mogą tutaj przyjść? Ten jeden raz. Zanim mój wygląd zmieni się całkowicie.
Snape spojrzał na niego z czymś, co można było wziąć
za współczucie, ale Harry wątpił, że mężczyzna jest zdolny do takich uczuć.
— Wciąż jesteś łatwo rozpoznawalny przez obcych, ale
każdy, kto cię bliżej zna, zauważy różnice. A my nie możemy odpowiedzieć na
pytania, które na pewno będą chcieli zadać. Poza tym według oficjalnej wersji
nadal jesteś półprzytomny w wyniku magicznego wyczerpania. Musisz poczekać do
następnych wakacji albo przynajmniej do świąt.
* * *
Harry zamknął się w pokoju i usiadł w rogu łóżka.
Kciukiem delikatnie przesunął po gładkim materiale brązowych kopert, ale nie
patrzył na nie. Czy to wszystko, co mu pozostało? Listy? Rok czy nawet pół roku
wydawał się być zbyt długim czasem, żeby go przetrwać samemu.
W końcu zebrał się w sobie i otworzył pierwszą
kopertę.
Kochany Harry,
gdziekolwiek teraz jesteś, mam nadzieję że wszystko z
Tobą w porządku. Strasznie się martwimy i tęsknimy…
Żelazna obręcz zacisnęła się na piersi Harry'ego tak
mocno, że przez sekundę nie mógł oddychać.
…Tak bardzo mi przykro z powodu tego, co się ostatnio
wydarzyło. Jak sobie radzisz? Gdy „Prorok” opublikował zdjęcie zrujnowanego
domu na Privet Drive, informacje o Twoim zaginięciu i śmierci wuja oraz kuzyna,
ledwo mogliśmy w to uwierzyć. Zaraz potem była ta sprawa w ministerstwie i
powiedziano nam, że wracasz do zdrowia po magicznym wyczerpaniu. Dorośli twierdzą,
że mogą minąć miesiące, nim zupełnie staniesz na nogi. Ja jednak nie wierzę, że
to byłeś Ty, Harry. Bądźmy ze sobą szczerzy, nie umiałbyś rzucić tamtego
zaklęcia (kogo to był pomysł, żeby podszywać się pod Ciebie?).
W tej chwili jestem w Norze. Wczoraj profesor
Dumbledore wstąpił na chwilę i potwierdził plotki, że w tym roku nie wracasz
do Hogwartu. Nie mam pojęcia, czemu to wszystko służy, bo nawet nam niczego nie
wyjaśnił. Jakby chciał nam dać do zrozumienia, że to, co piszą gazety, jest nieprawdą.
Co dokładnie się wydarzyło podczas ataku na Privet Drive? Czy zostałeś ranny?
To takie frustrujące nic nie wiedzieć!
Ron z początku zazdrościł Ci, że nie będziesz musiał
chodzić na lekcje, ale powiedziałam mu, że nie weźmiesz też udziału w
nadchodzących meczach quidditcha. Teraz się dąsa...
Harry parsknął śmiechem, a obręcz na jego piersi nieco
się rozluźniła.
…Dużo się ucz, unikaj kłopotów i szybko odpisz.
Uściski,
Hermiona
PS Wszystkiego
najlepszego z okazji urodzin!
Harry odłożył list. Ignorując prezenty, skulił się w kłębek
na miękkim materacu. Otwierał kolejno koperty i odczytywał życzenia powrotu do
zdrowia, wyrazy żalu, że nie będzie mógł wrócić do Hogwartu, i dziesiątki
ciepłych słów. Napisali do niego nie tylko Ron i Hermiona, ale też Molly i
Artur, bliźniacy, Ginny, Hagrid, Neville, a nawet bracia Creevey. Jedyną bliską
osobą, od której nie otrzymał wiadomości, był Syriusz. Harry'ego naszła okropna
myśl, że może Dumbledore powiedział mu, że Harry nie jest synem Jamesa i teraz
jego ojciec chrzestny nie chce mieć z nim nic wspólnego.
Kiedy skończył czytać, przetarł oczy i przymknął na
chwilę zmęczone powieki.
Usłyszał pukanie do drzwi, a gdy zawołał: proszę!, w
progu ujrzał psotnie uśmiechający się Dumbledore, a tuż za nim…
— Ron, Hermiona!
I nagle Harry trzymał w objęciach drobną sylwetkę przyjaciółki,
a burza brązowych loków przesłoniła mu świat. Ron klepał go po plecach, jakby właśnie
wygrał mecz quidditcha.
— Dobrze cię widzieć, stary.
Harry odsunął się na wyciągnięcie ramion i spojrzał na
Hermionę. W jej brązowych oczach błyszczały łzy, a dolna warga lekko drgała.
— Wszystko w porządku, Harry?
Te proste słowa dotknęły w nim czegoś głęboko ukrytego.
Odwrócił wzrok i zamrugał gwałtownie. Kiedy poczuł na swoim ramieniu dziewczęcą
dłoń, wziął głęboki oddech i wyszeptał:
— Nic nie jest w porządku.
Harry obudził się gwałtownie i przez chwilę nie
wiedział, gdzie się znajduje. Gdy to do niego dotarło, jęknął i przykrył głowę
poduszką, przez co na podłogę spadło kilka listów. Po chwili rozległo się
przytłumione przez poduszkę „pop”. Gdy uchylił ją, zobaczył skrzatkę patrzącą
na niego wielkimi oczami.
— Za pięć minut pan oczekuje panicza na kolacji.
Harry ponownie jęknął, ale mimo to odpowiedział:
— Zaraz zejdę.
* * *
Kolację spędzili w ciszy, podczas gdy liczne uczucia
kłębiły się w Harrym i za nic nie potrafił ich stłumić. Nie mógł już ignorować
tych wszystkich zmian. To się działo, tu i teraz. Cały dzień był przygotowaniem
do zupełnie nowego życia. W końcu stanął przed obliczem nagiej prawdy, że na
jego własnych oczach świat, który zbudował w wieku jedenastu lat zostaje mu
odbierany kawałek po kawałku.
Mówił sobie, że to tylko chwilowe, zaledwie kilka
miesięcy, że wszystko można zacząć od nowa, ale Harry był już zmęczony. Nie
chciał udawać, kłamać i z roztrzaskanych szczątków swojego życia próbować
odbudować coś, co można nim nazwać. Nie chciał wracać do tych lat u Dursleyów,
w których był samotny.
— Chciałbym odwiedzić groby wuja i kuzyna.
Sam zdziwił się, kiedy wypowiedział te słowa, ale było
w nich coś oczyszczającego. Jakby robił na przekór temu, co Snape próbował
osiągnąć, i przejmował kontrolę, chwytając w ręce swoją przyszłość. Bo chociaż
nie może zmienić przeszłości ani wynagrodzić krzywd, nadal pozostawało coś, co
powinien zrobić.
Głowa Snape'a poderwała się do góry, a czarne oczy
utkwiły w Harrym wnikliwie spojrzenie.
— Nie. To zbyt niebezpieczne.
— Można użyć eliksiru wielosokowego, tak jak zrobił to
profesor Dumbledore.
— Czarny Pan będzie się tego spodziewał. Wie, że nie
byłeś na pogrzebie.
Harry wziął głęboki oddech i rozluźnił zaciśnięte na
sztućcach palce. Starając się utrzymać opanowany głos, nalegał:
— To moja wina, że nie żyją. Muszę chociaż…
— By co dokładnie
zrobić? — przerwał mu Snape. — Czy w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak
bezsensowna jest twoja prośba? To nie przywróci im życia, a ty niepotrzebnie
narazisz się na niebezpieczeństwo.
— Żyliby teraz, gdyby nie ja. Voldemort chciał mnie, mnie.
Dursleyowie nie chcieli wychowywać czarodzieja i wcale nie musieli, ale zrobili
to, płacąc za to życiem. I wiesz co?
Dudley wiedział, gdzie się znajduję, ale nie powiedział tego Voldemortowi. A co
ja zrobiłem? — Harry wytarł rękawem łzę wściekłości. — Jedynie się odwróciłem
i uciekłem.
— To była ich decyzja. Ludzie umierają codziennie.
Równie dobrze…
— Mogłem to zrobić! — wykrzyknął Harry, uderzając
pięścią w stół. — Byłem tam, ukryty, i nikt mnie nie widział! Wystarczyło
rzucić zaklęcie!
Snape wychylił się do przodu, jakby miał zamiar złapać
Harry'ego za kołnierz koszuli i potrząsnąć.
— Ty głupi dzieciaku! Żaden ze śmierciożerców nie
widział cię tylko dlatego, że znajdowałeś się blisko chroniącego cię domu! Ale
wystarczyło wyściubić nosa przed Czarnym Panem i byłbyś martwy. Myślisz, że
stanowiłeś dla niego jakiekolwiek zagrożenie? Nawet gdyby udało ci się dobrze
wycelować, miałbyś szczęście, jeśli straciłby przytomność!
Harry wstał, przewracając krzesło.
— Udałoby mi się! Wiem, że udałoby mi się!
Snape zacisnął palce na krawędzi stołu i również
wstał. Jego twarz nabrała ostrych, groźnych rysów.
— Żaden czternastolatek nie byłby w stanie
zabić, rzucając Avadę Kedavrę
po raz pierwszy.
— Skąd wiesz?
— Ponieważ miałem tyle samo lat co ty, kiedy rzuciłem
ją po raz pierwszy!
Harry gwałtownie wciągnął powietrze do płuc.
Miałem tyle lat co ty…
Nagle w Harrym wezbrał gniew, jak nigdy dotąd. Jak
Snape mógł mówić o tym wszystkim w tak bezduszny sposób? Jak mógł tak
zwyczajnie stać tutaj i twierdzić, że jest znawcą niewybaczalnych? Zapragnął
zranić, zburzyć spokój i chłód Snape'a, żeby bolało go tak samo jak jego, żeby
czuł tę samą złość, to same palące uczucie rozrywające pierś.
Przestał nad sobą panować. Chwycił talerz i cisnął nim
przez pokój. Snape zrobił unik i naczynie roztrzaskało się na podłodze u jego
stóp. Mężczyzna zbladł wściekły.
— Ty niewdzięczny, mały smarkaczu…
— Nienawidzę cię! Nienawidzę! Nienawidzę!
Z każdym wypowiedzianym słowem podnosił nowe
przedmioty i ciskał nimi. Snape wyszarpnął różdżkę z rękawa i naczynia
rozbijały się nieszkodliwie o wyczarowaną tarczę.
— Z wzajemnością.
— Oczywiście, że tak! — krzyczał Harry. Cały się
trząsł od niepohamowanej złości. Jego magia wibrowała tak mocno, że cała
zastawa drgała. — Nienawidziłeś mnie już od pierwszego dnia, w którym mnie
zobaczyłeś. I co, łyso ci teraz, że okazałem się twoim synem? — Harry cisnął w
niego szklanką. Również rozbiła się o tarczę i to tylko jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
Kiedy chwycił kolejną szklankę, smagnięciem różdżki
Snape wyrwał mu ją z ręki.
— Natychmiast się uspokój albo pożałujesz…
— Nie będziesz mi mówił, co mam robić!
Harry rzucił sosjerką, zanim Snape zdążył wytrącić ją
z ręki. Tym razem spudłował i naczynie roztrzaskało się o ścianę. Ostre
fragmenty porcelany rozprysły się po jadalni, rozcinając mu policzek. Snape stracił
cierpliwość. Rzucił zaklęcie i w jednej chwili ciało Harry'ego zesztywniało i
upadło głucho na ziemię.
— Mówiłem ci, że masz się uspokoić!
Chociaż był sparaliżowany tylko od szyi w dół, nie odpowiedział.
Było mu niedobrze i okropnie kręciło się w głowie.
— Tym razem uwolnię cię z zaklęcia, ale jeśli będziesz
się rzucał, spetryfikuję cię ponownie i pozostawię tak aż do śniadania. Może
do tego czasu przemyślisz swoje zachowanie.
Snape schylił się i wypowiedział inkantację, stukając
końcem różdżki w pierś Harry'ego. Następnie chwycił go za ramię z zamiarem podciągnięcia
na nogi.
— Co zrobiłeś mojej mamie? — wykrztusił Harry. —
Groziłeś jej, by się zgodziła, czy po prostu ją zgwałciłeś?
Uścisk na ramieniu stał się tak silny, że Harry
krzyknął. Gdy spojrzał na Snape'a, ledwo mógł go rozpoznać. Na twarzy mężczyzny
malowała się czysta furia. Prawa dłoń drżała zaciśnięta w pięść i wyglądało,
jakby chciał rozerwać Harry'ego na strzępy. Harry szarpnął się w strachu. Palce
na ramieniu zacisnęły się jeszcze mocniej, aż stało się to nie do zniesienia. Jęknął,
a w oczach pojawiły się łzy.
— Powinienem był zostawić cię Malfoyowi — wysyczał
Snape, obnażając zęby.
Puścił Harry'ego, który chwycił się za ramię i skulił.
Po sekundzie rozbrzmiał trzask drzwi.
Harry został sam.
_____________________
Mała ciekawostka: chronologia wydarzeń w „Magii Przynależności” klik! Oczywiście na początku pisania musiało mi się pomyrdać, kiedy dokładnie kończy się rok szkolny, więc nie zgadza się to za bardzo z kanonem. Mam tak ściśniętą akcję, że już ciężko byłoby to teraz odkręcić, więc cóż, pozostało, jak jest.
Się dzieje! Jestem wielce rada z faktu, że długo oczekiwany rozdział już się pojawił. Sprawdzałam codziennie odkąd zamieściłaś notkę o aktualizacji, ale nie sądziłam, iż ta majówka będzie równoznaczna z 1. maja! (myślałam, że po długim weekendzie się pojawi, ale dzięki Merlinowi, że to już!). Teraz kilka słów o rozdziale. Przez to, że dawno był rozdział, byłam lekko zdezorientowana, lecz po chwili wszystko co czytałam wcześniej wracało do mnie jak uderzenie błyskawicy, więc czytało się płynnie i gładko. Współczuję Harry'emu, te ciągłe zmiany i nowości muszą być dla niego niezwykle frustrujące. Jego smutek i ból jest w pełni uzasadniony, bo czyj w takim momencie by nie był? Trochę dziecinnie się zachował gdy zaczął rzucać wszystkim co miał pod ręką i mówić co mu ślina na język przyniosła. Mogę się wczuć w złość Sevcia, dla niego to było pewnie też bolesne (na swój Snape'owy sposób).
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział i z niecierpliwością czekam na czerwiec! Życzę weny i zdrowia.
P.S - to ja Yukiko, ale piszę z mojego konta na Gmailu, gdzie mam swojego bloga.
Rozdział niesamowity i zastanawiam się, czy nie podobał mi się najbardziej z wszystkich poprzednich... Być może dlatego, że główną rolę (jak nie jedyną) odgrywają tutaj relacje Snape'a i Harry'ego, czyli coś co lubię najlepiej;-)
OdpowiedzUsuńNiestety sytuacja się trochę pokomplikowała, ale dzięki temu fabuła jest realistyczna. Nie uważam, aby zachowanie Harry'ego było dziecinne - bądź co bądź - ma dopiero 15 lat. Niejedni dorośli zachowaliby się bardziej dziecinnie. Właściwie to dobrze, że daje upust swym emocjom i nie kumuluje wszystkiego w sobie. Zamiast jednego wielkiego wybuchu, mamy kilka mniejszych, co dla nas Czytelników jest znaczenie bardziej ciekawsze;-)
Strasznie jestem ciekawa jak to będzie wyglądać w Hogwarcie, no i w końcu jak rozwiążą sprawę półprzytomnego Harry'ego Pottera? No bo w końcu będą musieli jakoś tą sprawę zakończyć... Dwie osoby w jednym ciele - na dłuższą metę tak się nie da. Jestem pewna, że będzie się sporo działo i nie jeden raz, nas droga Phoe zaskoczysz... ;-)
Powodzenia, duuużooo weny i zrób nam, prosimy, prezent na Dzień Dziecka;-) No bo w końcu wszyscy jesteśmy dziećmi...
Pozdrawiam, Agata.
Kocham severitusy! Tak strasznie się ciesze że wreszcie powstaje coś porządnego i długiego w tym temacie po polsku! Że mamy tutaj kanonicznego Severusa, który nie zatraca swojego charakteru i nie robi się potulnym ojczulkiem, ciesze się że Harry nadal pozostaje Harrym i że mimo nawet tych przejściowych jak sądze trudności jakie opisałaś pod koniec rozdziału, w koncu jednak chyba dogada się ze swoim ojcem... Bardzo, bardzo udany rozdział. W ogole całe opowiadanie jest bardzo udane, jesli nie wybitne, ale nie chce oceniać przed końcem :) Napisałaś bardzo zgrabnym, dojrzałym jezykiem 11 rozdziałów, jesteś w 1/3 i musze przyznać, że twoja historia ma szanse stać się polskim "Rokiem jak żaden inny". Wygląda jak coś co w przyszłości może zostać prawdziwym klasykiem, może nawet wartym przetłumaczenia na język angielski? Kto wie, będę miała od października w trakcie stażu dużo wolnego czasu i jeśli ta historia nadal będzie się tak doskonale rozwijać, to może nawet zgłoszę się do ciebie droga Autorko z chęcią przetłumaczenia jej na angielski czy francuski(te dwa języki mogę zaproponować z mojej strony:)) jeśli oczywiście będziesz tym zainteresowana.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i gratuluje bardzo udanego tekstu! oby tak dalej! i w swoim imieniu prosze, postaraj się wrzucić kolejną aktualizacje wcześniej bo czekanie całego miesiąca to bedzie prawdziwa katorga! :)
Joanno, będę jak najbardziej szczęśliwa, jeśli przetłumaczysz MP. Tak więc kiedy w październiku podejmiesz decyzję, skontaktuj się ze mną na mój mail. Znajdziesz go na stronie-wizytówce lub profilu blogger :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarze, kochani!
Phoe
Cudny rozdział. Po skończeniu czytania z niecierpliwością czekam na następny.
OdpowiedzUsuńJeszcze teraz mam łzy w oczach. Ostatnia scena wzruszyła mnie doszczętnie. Kobieto, czy ty wiesz jak lekko i przyjemnie czyta się twoje teksty? Słowa tworzą pewną zgrabną, płynną całość i to jeszcze wywołującą skrajne emocje. Rozmowa o seksie mnie rozbawiła, w niektórych innych momentach parskałam śmiechem, a niekiedy Harry wzbudza we mnie współczucie czy wzrusza. Co do Snape'a to podoba mi się jego zachowanie, chłodny spokój i zapewnienie synowi wszystkiego co trzeba chociaż jak powiedział go nienawidzi (chociaż ja myśle, że to nieprawda). A ostatnia scena po prostu perfect. Wybitny z plusem :)
Wiki
Cześć.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie ocenię Twoje opowiadanie, ale nie na Erze. Chciałabym po prostu rozprawić się z dotychczasową kolejką i się wynieść, nie planuję zostawać tam na dłużej. Pisałam już do admiństwa w sprawie zamknięcia kolejki, ale, jak widać, bez odzewu.
Jeśli zależy Ci na mojej opinii, zapraszam na pomackamy.blogspot.com
Co mam dużo pisać… Twoje opowiadanie jest fantastyczne czyta się rewelacyjnie i zdecydowanie jest to godny rywal dla wszystkich znanych klasyków z ff HP;)
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału. Wybuch Harrego jest uzasadniony i szczerze czekałam na to. Bo jak by nie było jego świat został wywrócony do góry nogami. Świat który zresztą musiał sam budować. W ciągu kilku godzin okazało się, że idealni rodzice (jakimi niby to byli James i Lili) tak naprawdę mieli problemy . Więc jego wszystkie marzenia jakimi żył poszły się paść. Już tym nie jeden człowiek by się załamał.
Na dodatek jest jeszcze Severus, który wiadomo jaki był i jeszcze tortury Lucjusza. Co do ostatniego mam wrażenie, że zbyt szybko uzdrowiłaś Harrego. Wydaje mi się, że magia magią ciało i może wyleczy, ale co z jego psychiką? Główny bohater nie powinien być troszkę „ wycofany”, zastraszony, Bać się różdżki? Troszeczkę brakuje mi właśnie takiego przejścia „Moje ciało jest już zdrowe, ale jednak coś jest ze mną nie tak…”.
Postać Severus’a moim zdaniem jest genialna. Jego obawy i lekki dystans wydają się „rzeczywiste”. Jako ten dorosły próbuje kontrolować sytuację i zapewnić nowemu potomkowi wszystko co konieczne. Jednak tak jak i w życiu różnie to wychodzi.
Podoba mi się sposób w jaki tłumaczysz zachowanie Harrego ,które Severus odbiera jako aroganckie. Potter bądź co bądź pochodzi z patologicznej rodziny, w której nie znalazł akceptacji. Moment poznania nowego świata dała mu także nową szansę na zdobycie przyjaciół itd., a osoby które go atakują (tj. np. Snape) traktuje z wyższością, aby nie dać się znowu zgnębić. Czytając opowiadanie mam wrażenie, że idziesz w tą stronę i to mi się baaaaaardzo podoba. Jestem ciekawa, kiedy Nasz Nowy Tatuś to dostrzeże i czy w ogóle pójdziesz w tą stronę ;)
Opowiadanie genialne i śmiało mogę powiedzieć, że się w nim zakochałam . Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały.
Życzę weny i cierpliwości w tworzeniu tego arcydzieła;)
Aga
Ło matko, genius!Uwielbiam Twojego Severitusa <3 Potter przesadził z tym gwałtem, ale tak to jest ludzie w złości mówią okropne rzeczy:)
OdpowiedzUsuńŻyczę wenyyy :)
nie jestem zbyt dobra w komentowaniu(ahh te umysły ścisłe..) i zwykle tego nie robie, ale zakochalam sie bezgranicznie w tej historii! Wszystkie słowa uznania ktore usłyszałaś w komentarzach nade mną od ludzi bardziej zorientowanych w komentowaniu są jak najbardziej prawdziwe. To jest genialne. Bardzo prosze nie kaz nam czekac na kolejna aktualizacje do pierwszego czerwca! Mam nadzieje, ze rzeczywiscie tak jak napisałaś w Aktualizacji, jest szansa na to że wrzucisz coś wczesniej. Czekaniu miesiaca na przyjemność czytania dalszego ciagu to jest po prostu katorga i błagam, nie badz aż tak bezlitoosna. pozdrawiam i zycze żeby od weny zapaliła ci sie klawiatura :) dominika
OdpowiedzUsuńŁadne opowiadanko, dobrze się czyta. Mam nadzieję, że starczy Ci sił, motywacji itd., żeby doprowadzić je do końca. Postaram się napisać w przyszłości bardziej konstruktywny komentarz, a póki co życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opowiadanie, czyta się go z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch sporo się wydarzyło, to był tylko sen, padło tutaj kilka słów za dużo, jak widać Severus myśli, że Harry u wujostwa to był traktowany jak jakiś król... powinien poznać prawdę, Severus na tym śniadaniu nie wiedział czego zupełnie się spodziewać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńsporo się tutaj wydarzyło, jak się okazało to był tylko sen, padło kilka słów za dużo, Severus myśli, że Harry u Dursleyow żył jak jakiś król... powinien poznać prawdę, i mam nadzieję, że szybko to się stanie, Severus na tym śniadaniu nie wiedział czego zupełnie się spodziewać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, dość sporo się wydarzyło tutaj, to był tylko sen, no i cóż padło o tych kilka słów za dużo, trochę mnie wkurza to, że Severus uważa, że Harry żył po prostu u Dursleyow jak król... mam nadzieję, że pozna jaka jest prawda i nastąpi to szybko... pięknie Severus na tym śniadaniu nie wiedział czego się spodziewać ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudownie, fantastycznie, dobrze tutaj to wszystko ukazujesz, Severus odbiera zachowanie Harrego jako arogancje, a jest tutaj zupełnie inaczej... ten wybuch musiał w końcu nastąpić...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka