Przeszłość nigdy nie zniknie. Wspomnienia na to nie pozwolą.
— Anonim
Przed oczami Harry'ego przelatywały nieokreślone
kształty, aż w końcu rzeczywistość nabrała formy. Zalała go jasność słońca, a
stopy dotknęły ciepłej ziemi. Znajdował się w prawie pustym parku. Na
horyzoncie, ponad koronami drzew, widniał poczerniały komin oraz stary młyn.
Chudy chłopiec, który nie mógł mieć więcej jak osiem lat, kulił się za krzakiem
azalii. Miał długie, czarne włosy i nosił niezbyt pasujące do siebie,
wyświechtane ubranie. Na czymś uważnie skupiał wzrok, więc Harry spojrzał w tym
samym kierunku.
W oddali dwie dziewczynki bujały się na huśtawkach.
Młodsza z nich rozkołysała się z całej siły i
wyskoczyła wysoko w powietrze. Z zapartym tchem Harry obserwował jej lot, przekonany,
że za moment się rozbije. Zamiast tego wylądowała na ziemi z gracją i wielkim
uśmiechem na twarzy.
— Lily, nie wolno ci tego robić! Powiem mamusi! —
fuknęła Petunia i pobiegła ku bramie parku.
Zaraz za nią pognała Lily. Choć co chwilę wołała:
„Tuniu, zaczekaj!”, starsza siostra nie zatrzymała się. Gdy obie dziewczynki
zniknęły z pola widzenia, Snape odwrócił się na pięcie i wolnym krokiem ruszył
w kierunku przeciwnej bramy. Stara, zardzewiała tabliczka głosiła: „Spinner's
End”.
Scena rozwiała się jak mgła.
* * *
Snape siedział na kanapie w zagraconej bawialni i
czytał książkę. Pokój był mały, a rozstawione tu i ówdzie meble oraz rozmaite
przedmioty nadawały mu wrażenia jeszcze mniejszego.
Nagle z przedpokoju dobiegł trzask drzwi i do saloniku
wszedł groźnie wyglądający mężczyzna. Miał ostro zakrzywiony nos, a czarne oczy
utkwiły chłodne spojrzenie w chłopcu.
— Lily Evans, mówi ci to coś, chłopcze?
Młody Severus podniósł wzrok, a na jego twarzy
pojawiło się czyste przerażenie.
— Ale… ja… nie…
Ojciec prychnął i stanął nad nim z założonymi na
piersi rękoma.
— Słucham? Co ty nie?
— Ona nie jest taka! — wydusił, zanim stracił resztki
odwagi. — Nawet jeśli jest mugolaczką, to jest bardzo silną czarownicą. Jest w
porządku. Jest… — urwał, kiedy ojciec chwycił go za kołnierz szaty i postawił
do pionu. Następnie mężczyzna wysyczał mu prosto w twarz:
— Nigdy nie waż się zadawać ze szlamami! Nigdy! To
pospolite, nic niewarte robactwo. Hołota niemająca żadnego pojęcia o naszym
świecie. Zero kultury. Zero poszanowania dla tradycji. Mieszkamy na granicy
tego plugawego miasteczka, bo nasi praprzodkowie byli tu pierwsi, ale to nie
znaczy, że musimy się zadawać z nam gorszymi, rozumiesz? Jeśli jeszcze raz
usłyszę, że się z nią spotykasz, poczujesz na własnej skórze, że nie wolno i
nie warto mi się sprzeciwiać!
Chłopiec spuścił głowę i wyszeptał:
— Tak, ojcze.
* * *
— Severusie, gdzie byłeś przez ten cały czas? —
zapytała Lily.
Leżeli ramię w ramię nad brzegiem stawu. Promienie słońca
przenikały przez gałęzie płaczącej wierzby, tworząc wokół nich mozaikę ciemnej
zieleni i złota.
— W domu — odpowiedział krótko.
— Czemu? Byłeś chory?
Severus przygryzł wargę. Sprawiał wrażenie jeszcze
bledszego i bardziej wychudłego niż wcześniej. Miał źle obcięte włosy, a wypłowiała
koszulka wisiała na nim jak na strachu na wróble.
— Ojciec mi zabronił.
— Dlaczego?
Chłopiec usiadł i westchnął ze zirytowaniem.
— Po prostu nie lubi niemagicznych.
— Ale ja nie jestem niemagiczna. Sam mi to mówiłeś.
— Twoi rodzice są. To wystarczy.
Lily zapatrzyła się w zielony baldachim.
— Nie będziesz miał przez to problemów? No wiesz, że
dalej się przyjaźnimy?
Chłopiec wzruszył ramionami w udawanej nonszalancji.
— Nie musi się dowiedzieć, prawda?
W na chwilę zapadłej ciszy ptaki wzniosły się do lotu z donośnym skrzekiem.
— Opowiedz mi o czarodziejskim świecie — zażądała
Lily. — Ty zawsze znasz jakieś ciekawe historie.
Severus uśmiechnął się z dumą.
— A co dokładnie chciałabyś wiedzieć?
* * *
Severus dygotał z przerażenia. Znajdował się w ciasnym
pomieszczeniu bez okien. Ledwo mógł się poruszyć, a każdy kąt przepełniała
nieprzenikniona ciemność. Próbował się uwolnić, znaleźć choć szczelinę,
cokolwiek, co pozwoliłoby mu się wydostać, ale wszystko na nic. W końcu zaczął
walić pięściami w drzwi i krzyczeć z całych sił. Potworna świadomość pełzła
wzdłuż kręgosłupa, paraliżując każdą racjonalną myśl.
Nikt go tu nie usłyszy.
Osunął się po ścianie i oplótł kolana ramionami. Wydawało
się, że czas zatrzymał swój bieg, kiedy płakał z bezsilności, kołysząc się w
przód i w tył. Wreszcie, wyczerpany, dryfował na granicy jawy i snu pełnego
cieni oraz strachu.
Nagle za drzwiami rozległ się hałas, potem huk i
schowek zalało jasne światło. Mrugając, Severus uniósł głowę i wtedy ujrzał młodą
nauczycielkę transmutacji, profesor Minerwę McGonagall.
— Panie Snape, co pan tu robi?! — zawołała kobieta,
ale po sekundzie zmitygowała się. — Co się stało?
— Zamknęli mnie — wychrypiał zdartym głosem.
— Kto?
— James Potter i Syriusz Black.
Profesor McGonagall zacisnęła usta w cienką linię.
— Chodź, chłopcze. — Chwyciła go za ramię, pomagając
wstać. — Potrzebujesz pomocy pielęgniarki? — Severus potrząsnął głową,
spuszczając wzrok. Było mu wstyd tego, jak żałośnie musi teraz wyglądać. — W
takim razie udaj się, proszę, do gabinetu dyrektora. Hasło brzmi: „czekoladowa
żaba”. Dołączę do was, jak tylko wywołam obu panów z Wieży Gryffindoru.
W szoku Harry obserwował, jak jedenastoletni Snape
wychodzi z pustej sali i powoli wspina się marmurowymi schodami na siódme
piętro. W głowie wciąż pobrzmiewało mu echo słów Snape'a: James Potter i
Syriusz Black.
Nagle rozległo się czyjeś wołanie.
Zdyszana Lily zatrzymała się tuż przed Snape'em i
wypaliła na jednym wydechu:
— Wszędzie cię szukałam! Czemu cię nie było na lekcjach?
Chłopiec jednakże nie był w stanie na nią spojrzeć.
Pochylił głowę, aż długie włosy zakryły spuchnięte od łez oczy oraz czerwone
plamy na policzkach, i wyminął ją bez słowa. Lily podążyła za nim, ale wkrótce Snape
stanął przed kamienną chimerą i wypowiedział hasło. Posąg powrócił na swoje
miejsce, zostawiając Lily na korytarzu.
Ostatnie, co Harry zobaczył, nim wspomnienie się
rozwiało, to twarz mamy, na której widniała wyraźna zmarszczka między brwiami.
* * *
Korytarze przesycała niczym niezmącona cisza.
Pochodnie wiszące na ścianach, które zwykle oświetlały korytarze, teraz były zupełnie
martwe. Od kamieni bił chłód, a przeciągi kąsały w kostki. Samotna postać
maszerowała szybkim krokiem ku dębowym drzwiom strzegącym wejścia do zamku.
Ostrożnie rozglądając się, wyślizgnęła się na ciemne błonia. Przez ułamek
sekundy krągła tarcza księżyca oświetliła bladą twarz, zakrzywiony nos i
opadające na ramiona włosy.
Ze zmarszczonymi brwiami Harry podążył za Snape'em.
Gdzie się spieszył, kiedy wszyscy spali? Czemu
ryzykował przyłapanie przez woźnego lub któregoś z nauczycieli? Odpowiedź nadeszła,
gdy wyłonili się z cienia zamku i Harry zobaczył zarys wierzby bijącej, która
młóciła groźnie gałęziami. Snape wyciągnął różdżkę, a następnie zaklęciem
lewitującym poderwał w powietrze patyk. Manewrując nim, zmusił go do dźgnięcia
narośli na pniu.
Drzewo zamarło i Snape mruknął z satysfakcją:
— A więc Black mówił prawdę.
Harry zatrzymał się na moment. To właśnie o tym
opowiadał Remus! Syriusz zażartował sobie ze Snape'a, zdradzając mu, jak
unieruchomić wierzbę bijącą.
Nie mając wyboru, podążył za Snape'em, który wgramolił
się do jamy między korzeniami. Podróż wydawała się trwać wieczność, gdy tak
szli niskim korytarzem. Harry zaczął czuć zniecierpliwienie, zastanawiając się,
kiedy przybędzie James i odwiedzie Snape'a od dotarcia do chaty.
Nagle tunel się skończył. Harry rozejrzał się
gorączkowo, ale James nie przyszedł. Czując serce w gardle, obserwował, jak
Snape przełazi przez niewielki otwór i znika w pokoju.
Dom niewiele różnił się od jego przyszłej wersji —
podłoga była zaplamiona, meble połamane, a okna zabite deskami. Brakowało tu
jedynie grubej warstwy kurzu, która by wszystko przykrywała. Snape z
ciekawością omiótł pomieszczenie wzrokiem i skierował się do przejścia
wiodącego do przedpokoju.
Wtem, gdzieś z góry, usłyszeli skrzypienie, a zaraz
potem przeraźliwe wycie.
— Uciekaj! — krzyknął Harry, zupełnie zapominając, że
znajduje się we wspomnieniu.
Oczy Snape'a rozszerzyły się w panice? Cofnął się
gwałtownie, potykając o skraj szaty, i runąłby na ziemię, gdyby w ostatniej
chwili nie przytrzymał się stojącego nieopodal krzesła.
Ten moment wystarczył, aby wilkołak przeciął dzielącą
ich odległość. W ciemnym przedpokoju błysnęła para żółtych ślepi, rozbrzmiało
kolejne wycie i wielka masa mięśni oraz futra rzuciła się do przodu.
Wtem kilka rzeczy wydarzyło się jedna po drugiej.
Chatę rozświetliło oślepiające, zielone światło,
rozległ się żałosny skowyt a podłoga zatrzęsła się, kiedy siła zaklęcia cisnęła
wilkołaka na ścianę.
Przez ułamek sekundy wszystko zamarło i wydawało się,
że bestia nie żyje. Po chwili jednak potrząsnęła głową i obnażając kły, utkwiła
złowrogie spojrzenie w Snapie.
— Avada Kedavra! — krzyknął ponownie Snape, ale
Harry wiedział, że to już koniec. Klątwa jedynie rozprysła się zielonymi
iskrami po futrze.
— Incarterus! — rozległ się nowy głos.
Harry mógłby przysiąc, że zobaczył samego siebie.
Nastoletni James Potter miał takie same rozczochrane włosy, rysy twarzy i
posturę. Nawet okulary posiadali podobne.
Więzy oplotły wilkołaka, który szamocząc się, próbował
przeciąć je kłami i pazurami.
— Rusz się! — krzyknął James, łapiąc sparaliżowanego
Snape'a za ramię.
Nie tracąc czasu, pobiegli w stronę otworu
prowadzącego do tunelu. W ostatniej chwili, kiedy wszyscy troje wpadli do
środka, dotarł do nich odgłos darcia lin i wściekłe warczenie. Bestia była za
duża, aby się przedostać i za nimi podążyć, ale i tak biegli przez całą drogę,
zatrzymując się dopiero u podnóża wierzby bijącej.
James pochylił się i oddychając ciężko, oparł dłonie
na kolanach. Snape natomiast opadł na trawę, drżąc, blady jak śmierć. Ledwo
jednak mieli czas odetchnąć, kiedy rozbrzmiało ujadanie psa i z ciemności
wyłoniła się sylwetka barczystego mężczyzny, oświetlającego sobie drogę latarnią.
— Na garbate gargulce, co wy tu o tej porze robicie? —
zapytał basowym głosem.
— Ja… panie Ogg… — zaczął James, ale wciąż brakowało
mu tchu.
Gajowy spojrzał podejrzliwie na drzewo chłoszczące
gałęziami. W jego ciemnych oczach zamigotał nagły błysk zrozumienia.
— Tym razem się nie wywiniecie. Do dyrektora, wstawać,
ale już!
Obaj chłopcy podążyli za Oggiem, ale kiedy mężczyzna
odwrócił się plecami, James złapał Snape'a za ramię i wyszeptał z naciskiem:
— Masz nie mówić, że dotarłeś do chaty. Powiesz, że
znalazłem cię na końcu tunelu.
Snape wyszarpnął ramię i wypluł z wściekłością:
— Kompletnie ci odbiło. Black i Lupin o mało mnie nie
zabili!
— A ja uratowałem ci życie. Jesteś mi dłużny —
wysyczał James.
Harry miał wrażenie, że Snape zaraz eksploduje z
furii. Twarz mu poczerwieniała, a dłonie mimowolnie zamykały się i rozwierały,
jakby marzył tylko o tym, aby zacisnąć je na szyi Pottera.
— Ten rodzaj magii wiąże — kontynuował James. — Musisz
spłacić dług życia, jeśli czarodziej, u którego go posiadasz, przedstawi ci
swoje żądanie. A moim jest, że nie zdradzisz informacji o dotarciu do
chaty. Rozumiesz? Konsekwencje uchylania się od spłacenia długu potrafią być
bardziej niż przykre.
Snape nie odpowiedział. Jedynie szarpnął głową w
czymś, co mogło oznaczać niechciany znak zgody.
Scena zmieniła się.
* * *
Kilkoro czwarto i piątoklasistów zgromadziło się wokół
bogato zdobionego kominka w pokoju wspólnym Slytherinu. Zielonkawe lampy,
zwisające z niskiego sklepienia, rzucały na nich blade światło. Nieco na
uboczu, na rzeźbionym krześle z poręczami, siedział Snape, a jego twarz
zastygła w surowym wyrazie. W tym momencie bardzo przypominał swoje przyszłe
wcielenie, które jednym spojrzeniem potrafiło zmrozić do szpiku kości. Gdy się
odezwał, po plecach Harry'ego przeszedł zimny dreszcz.
— Chcę zemsty na Potterze i jego koleżkach.
Mulciber zagwizdał.
— Musieli ostatnio mocno zajść ci za skórę, Severusie.
Dawno nie widziałem w tobie takiej zaciętości.
Paru uczniów przytaknęło głowami w zgodzie.
Nagle chudy nastolatek o piaskowych włosach zapytał z
lekką nutą kpiny:
— A twoja gryfońska przyjaciółka nie będzie miała nic
przeciwko?
Snape zmrużył groźnie oczy.
— Jej w to nie mieszaj, Avery.
Chłopak uniósł ręce w geście poddania, ale w kącikach
ust czaił się podły uśmieszek.
— Dobra, tak tylko powiedziałem!
Ignorując Avery'ego, Snape kontynuował:
— Szczególnym celem ma być Black. Chcę, żeby cierpiał.
— Niedługo odbędzie się mecz quidditcha — wtrącił
krzepki chłopak z mnóstwem pryszczy na twarzy. — Wystarczy dobrze opracowany
plan, kilka sprawnie nałożonych klątw albo eliksir i próba wygrania meczu
będzie ostatnią z trosk Gryfonów. Panie i panowie, wkrótce skrzydło szpitalne
powita nowych rezydentów!
Scena rozwiała się, a wraz z nią śmiech Ślizgonów.
* * *
Klątwa chybiła o cal, uderzając w taflę lustra
wiszącego nad umywalką. Szkło rozprysło się po podłodze łazienki dla chłopców.
Obróciwszy się ku napastnikowi, Snape stanął oko w oko z Jamesem Potterem.
— Przez was Syriusz o mało nie umarł! — ryknął Potter
z całych sił. — To było pięćdziesiąt stóp, Snape! Gdyby nie nauczyciele, przez
wasz głupi żart roztrzaskałby się o ziemię!
Snape uśmiechnął się paskudnie.
— Udowodnij, że to byliśmy my. Według tego, co każdy
widział, Black zwyczajnie spadł z miotły.
— Myślisz, że jesteś taki sprytny? Ja znam prawdę. Nie
mogłeś wybaczyć Syriuszowi numeru z chatą. A wystarczyło, żebyś nie wtykał nosa
w nie swoje sprawy, i tamto nigdy nie miałoby miejsca!
— Jak bardzo przewidywalnie — nadeszła szydercza
odpowiedź, choć słychać było w niej rozdrażnienie. — Święty Potter jak zwykle szuka
winy w każdym tylko nie swoich drogocennych przyjaciół. Wybacz, że przerwę twoje
oskarżenia, ale Lily czeka na mnie w bibliotece.
Potter stał przed nim z różdżką w dłoni, a jego twarz
wykrzywiła się brzydko w wyrazie złości.
— Co jej zrobiłeś, Snape? Zaszantażowałeś ją, żeby się
z tobą zadawała, czy po prostu rzuciłeś na nią Imperio? Inaczej już dawno
przejrzałaby na oczy, jakim to podłym skurwielem jesteś.
W mgnieniu oka pięść Snape'a zderzyła się ze szczęką
Jamesa. Obaj runęli na ziemię, szamocząc się i zadając sobie nawzajem brutalne
ciosy. Hałas musiał zwrócić czyjąś uwagę, bo drzwi do łazienki otworzyły się z
hukiem i rozległ się okrzyk oburzenia:
— Panie Potter! Panie Snape! Natychmiast macie skończyć
tę błazenadę.
W tym momencie scena się rozpłynęła.
* * *
Snape szedł samotnie korytarzem. Głowę miał opuszczoną
i zdawał się intensywnie nad czymś myśleć. Od ostatniego wspomnienia musiał
minąć przynajmniej rok, ponieważ sporo urósł. Gdy wyszedł zza węgła, zatrzymał
się nagle. Na jego twarzy zagościł wyraz irytacji oraz czegoś jeszcze, czego
Harry nie potrafił określić.
Kilka metrów dalej Lily Evans szła ręka w rękę z
dobrze zbudowanym chłopakiem o kasztanowych włosach. Kiedy schylił się i
cmoknął ją zawadiacko w policzek, dziewczęcy śmiech rozniósł się po korytarzu.
Wreszcie zauważywszy stojącego nieopodal Snape'a, szepnęła coś do ucha
towarzysza. Chłopak przytaknął i pocałowawszy ją ponownie, skierował się marmurowymi
schodami na wyższe piętro. Zanim Snape miał możliwość wypowiedzenia choćby
słowa, Lily uniosła dłoń, aby zatrzymać cokolwiek planowało wydobyć się z jego
skrzywionych ust.
— Nie chcę tego słuchać.
Snape zrobił kwaśną minę.
— Nie podoba mi się… Nie możesz…
— Nie mogę? Ja czegoś nie mogę?
Snape zreflektował się.
— Nie to miałem na myśli... Zrozum, kolejny chłopak
kręci się wokół ciebie, a ty na to pozwalasz! Który to już w tym miesiącu?
Lily zmrużyła groźnie oczy.
— Dobrze wiesz, że tylko z Robertem się umawiam. To,
że mam kolegów i przyjaciół, tak jak ciebie, nie ma nic do rzeczy.
Snape prychnął.
— Naprawdę nie ma? I nie widzisz, jak na ciebie
patrzą? Pół męskiej populacji Hogwartu ustawia się do ciebie w kolejce! Założę
się, że gdybyś kazała Potterowi rzucić quidditcha za możliwość pójścia z tobą
na randkę, zrobiłby to bez zastanowienia. A teraz ten Robert…
Lily dźgnęła palcem pierś Snape'a, przerywając mu.
— Severusie Snape, czyżbyś był zazdrosny?
— Co? Nie! Po prostu ledwo co teraz o mnie pamiętasz!
Lily podparła się pod boki i ze zniecierpliwieniem
zaczęła stukać obcasem o posadzkę.
— Nie wierzę, że po raz kolejny prowadzimy tę
dyskusję! Nawet jeśli ostatnio sporo czasu poświęcam Robertowi, to nie wmawiaj
mi, że zupełnie o tobie zapomniałam. Chociażby wczoraj spędziliśmy całe popołudniu
na ćwiczeniu zaklęć umysłu.
— Bo z nikim innym nie zdołałabyś! — wybuchł Snape,
sprawiając, że przechodzące obok trzecioroczne Puchonki podskoczyły z
przestrachem. — Tylko my mamy wrodzone predyspozycje do opanowania tego w tym
wieku bez trudu. A od kiedy zaczęłaś spotykać się z tym gryfońskim bufonem…
— To nie moja wina, że ciebie nikt nie chce!
Lily zakryła ręką usta, a jej oczy rozszerzyły się w
szoku.
Z twarzy Snape'a odpłynęła cała krew. Przez chwilę potrafił
jedynie stać i wpatrywać się w Lily bez słowa.
— Severusie… ja…
Snape pokręcił głową i odwrócił się na pięcie.
— Zaczekaj! Nie chciałam...
— Daruj sobie — warknął. — Dokładnie to chciałaś
powiedzieć.
— Tak samo jak ty kilka tygodni temu chciałeś nazwać
mnie przy wszystkich szlamą?
Po tych słowach zatrzymał się, a jego ramiona opadły,
jakby uszło z niego całe powietrze.
— Wiem, że tak nie myślisz — powiedziała cicho. — To,
co po sumach zrobili Syriusz i James było niewybaczalne. I choć na początku nie
rozumiałam, dlaczego zamiast przyjąć moją pomoc, odegrałeś się na mnie, miałam
wystarczająco czasu, żeby zrozumieć, co musiałeś wtedy czuć. — Lily westchnęła
i zmniejszyła dzielącą ich odległość. — Tak bardzo mi przykro, Severusie. Po
prostu nie wiem, jak możesz mieć żal o innych. Czy nie widzisz, że bez względu
na to, ilu mam znajomych i ilu chłopaków kłania mi się w pas, nic nie zmieni tego,
kto jest tak naprawdę dla mnie ważny? Wcale nie potrzebuję całej tej uwagi. Ani
Pottera, który wciąż łazi za mną, mimo że nieraz powtarzałam mu, że jest kretynem,
ani Spencera, który tylko potrafi ślinić się na mój widok, a tym bardziej tych
wszystkich, którym wydaje się, że mnie znają, a jedynie widzą to, co jest na zewnątrz.
Snape milczał.
— Przepraszam — powtórzyła Lily. — Czasami w złości
czy frustracji mówi się okropne rzeczy. Rzeczy, których tak naprawdę nie ma się
na myśli.
Po tych słowach Snape odwrócił się. Lily wzdrygnęła
się, widząc jego zimne spojrzenie.
— Ale miałaś rację, czyż nie? Widziałaś kiedykolwiek
wokół mnie wianuszek dziewczyn? — Naśladując głos Syriusz Blacka, użył
niejednokrotnie wypowiedzianych słów, od kiedy wszyscy widzieli go zapłakanego
po incydencie ze schowkiem: — Kto by chciał biednego, brzydkiego, zapłakanego
Smarkerusa?
— Miranda! — fuknęła Lily.
Snape zamrugał nagle.
— Słucham?
Lily wywróciła oczami.
— Ta brązowowłosa Krukonka z szóstego roku. Ta, która
ma brata bliźniaka chodzącego z tobą na dodatkowe zajęcia u Slughorna. Wypytuje
o ciebie, od kiedy Louis nagadał jej, jakim to jesteś geniuszem w eliksirach. —
Lily zmarszczyła nos. — Ta dziewczyna zdecydowanie ma hopla na punkcie wiedzy.
Nie jestem pewna, czy to całkiem zdrowe.
Snape ponownie zamrugał.
— Naprawdę pytała o mnie?
— Naprawdę. Wiec co ty na to? Mam cię z nią umówić?
Chłopak pokręcił głową w zaprzeczeniu.
— Nawet o eliksirach nie można rozmawiać bez przerwy.
Wątpię, że z czasem znajdzie we mnie coś jeszcze, co będzie jej się podobać.
— Jesteś inteligentny, bystry, lojalny i masz ciekawe
poczucie humoru. Do tego to, co jedni mogą brać za wadę, inni wezmą za zaletę.
Weźmy na przykład to, co nazywasz wielkim, okropnym nosem. Ja nie wyobrażam
sobie ciebie inaczej. Inny kształt zupełnie zepsułby nieklasyczną, ale typowo
arystokratyczną urodę. — W tym momencie Snape prychnął z niedowierzaniem, a
Harry tylko mu zawtórował. — Więc przestań się nad sobą użalać.
— Nie użalam się — burknął oburzony samą insynuacją. —
Wiem, jak jest, okej? — Jego rysy zaostrzyły się, kiedy gniewnie patrzył na
Lily. — Spójrz. — Podciągnął rękaw, by pokazać przedramię, na którym znajdowało
się kilka poprzecznych blizn. — To mi zrobił ojciec, kiedy mu się sprzeciwiłem.
Nie spodobało mu się, kiedy powiedziałem, że wolę przyjaźnić się ze szlamą. Tym
jestem. Nawet na zewnątrz. Blizny i nic więcej.
Lily patrzyła na ślady z przerażeniem, zanim zsunął rękaw,
zasłaniając je. Nagle potrząsnęła głową, jakby odpędzając jakąś myśl.
— Może mi uwierzysz, gdy ci pokażę. Pozwól.
Przyłożyła różdżkę do skroni i powoli zaczęła formować
wstęgę wspomnienia.
Z miny Snape'a Harry wywnioskował, że dzielenie
wspomnień między umysłami było czymś bardzo intymnym. Czymś, na co decydują się
osoby, które mają do siebie jedynie pełne zaufanie. Kiedy Lily przyłożyła
różdżkę do jego skroni, coś dziwnego się wydarzyło. Wspomnienie zadrżało i
przez jedną chwilę mógł zobaczyć świat oczami Lily. Czuć każdą jej emocję i
myśl.
Widział.
Na początku było tam tylko złoto. Dopiero po chwili
złociste smugi owinęły się wokół srebrnych, zielonych i pomarańczowych. I
tańczyły, tańczyły. tańczyły... Srebrne mieniły się niczym kryształki lodu w
słońcu. Błękit otulał łagodnie, by spleść się z zielonymi językami ognia. Jego
aura była jasna, a jednak tak pełna kolorów. I był tam też fiolet i granat.
Choć wiedziała, że po latach surowego traktowania przez ojca jego magia nie
jest tak czysta jak dawniej, nadal było tam pełno bieli, srebra i złota. Już
nie widziała jego wad czy znoszonego ubioru. Nie było w jej oczach chudego
nastolatka. Był za to ktoś, kto mimo przeciwności losu wciąż zdołał zachować
tyle jasności. Patrzyła w zachwycie, bo chociaż Severus był skryty, niepewny
siebie i miał szorstką powierzchowność, znała go. Znała go i jego magię.
Widziała go takim, jakim był naprawdę.
Coś szarpnęło się w piersi Harry'ego i zrozumiał, że
to Snape zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Lily kochała go. Jak siostra,
przyjaciółka, pokrewna dusza. Była przekonana, jak nikt inny na świecie, że i
on może pomieścić w sercu wiele miłości, jeśli tylko na to pozwoli.
Nie wiedziała wtedy, że jego magia zostanie kiedyś
skażona przez czarne jak smoła języki Mrocznego Znaku ani że w sercu Severusa
przez wiele lat nie będzie żadnej miłości, a jedynie pustka.
* * *
Pokraczna choinka stała przy fortepianie. Kilka igieł
rozsypało się na podłodze, na której brakowało prezentów. Mimo to rozjaśniała
ponurość domu. Magiczne światła odbijały się różnymi kolorami od szklanych
bombek. Ktoś postarał się też, by rozwiesić anielskie włosie.
Harry spojrzał w kierunku kuchni, gdzie Tobiasz Snape
leżał nieprzytomny, ściskając pustą butelkę po Ognistej Whisky. Eileen siedziała
na kanapie w salonie i trzymała się za policzek. Była niezwykle chuda i jakby
zapadła w sobie, a zza jej cienkich palców powoli formował się sporej wielkości
siniak. Z pewnością nie można było nazwać Eileen piękną, ale oczy kobiety sprawiały
wrażenie bystrych i jako jedynych w niej żywych.
Snape stał w progu, a jego twarz wykrzywiła się
boleśnie.
Harry nie wyobrażał sobie, by Snape chciał spędzić
święta tutaj zamiast w Hogwarcie i bardzo możliwe, że nie chciał. Być może,
widząc upadającą na zdrowiu matkę, postanowił po prostu nie zostawiać jej
samej.
— Chodź tu, synku — powiedziała Eileen.
Snape usiadł na kanapie i pozwolił przygarnąć się w
objęcia. Przez dłuższą chwilę oboje siedzieli w ciszy i Harry poczuł, jak coś
ściska mu się w piersi. To nie było szczęśliwe wspomnienie, a jednak miał
wrażenie, że ten krótki moment wspólnie oferowanego ciepła był jednym z
niewielu dobrych, jakie Snape posiadał.
Severus podkulił nogi i ułożył głowę na kolanach
matki. Eileen uśmiechnęła się lekko. Bezwiednie przeczesując jego włosy, zanuciła
cicho:
— W muszelkach twoich dłoni ocean śpi spieniony,
więc przystaw je do ucha i słuchaj, słuchaj. A gdy otworzysz dłonie, na każdej
białej stronie zobaczysz mapę życia, więc czytaj, czytaj. A dłonie tak
bezbronne unosi życia prąd. Jak białe brzuchy ryb, gdy gna je wodna toń…
[1]
Severus zamknął oczy i pozwolił ukołysać się do snu.
* * *
Kiedy w następnym wspomnieniu Harry zobaczył
Avery'ego, zauważył, że stracił on nieco ze szczurkowatego wyglądu. Przede
wszystkim gdzieś zniknął kpiarski uśmiech, a twarz nabrała powagi.
— Będziesz mógł pomóc swojej matce, wiesz?
Snape odwrócił się i spojrzał na niego ostro.
— Co powiedziałeś?
— Powiedziałem, że będziesz mógł pomóc swojej matce —
powtórzył Avery. Oparł się nonszalancko o zamknięte drzwi dormitorium i
strzepnął z ramienia nieistniejący pyłek. — Travers mówił, że na święta
wróciłeś do domu. Ostatnio z nią gorzej, mam rację? — Gdy Snape nie
odpowiedział, chłopak kontynuował: — Chciałem ci uzmysłowić, że Voldemort jest
bardzo potężny. Zna zaklęcia i eliksiry, o jakich inni nawet nie słyszeli.
Ojciec mówił, że prowadzi specjalne badania. Innowacyjne wykorzystanie
eliksirów i zaklęć, te sprawy.
Snape zrobił minę, jakby jego kolega postradał zmysły.
— Wątpię, że czarodziej tego kalibru zechce mieć
cokolwiek wspólnego z małolatami takimi jak my.
— Teraz może i tak — przyznał chłopak. — Ale gdy
skończymy szkołę z chęcią nas przyjmie. Z pewnością Tobiasz opowiedział ci,
czego Voldemort chce dokonać?
Harry'ego w tym momencie bardzo zastanawiało, jak
wyglądała polityka Voldemorta, zanim jego prawdziwe zamiary wyszły na jaw. Obaj
chłopcy bez zająknięcia wypowiadali jego imię, co było zaskakujące samo w
sobie.
Snape skinął głową.
— Zatem powinieneś wiedzieć — ciągnął Avery — że
każdy, kto przyczyni się do jego sprawy, ma znaczenie. Pomyśl o tym.
Z tymi słowami wyprostował się i wyszedł, zostawiając
Snape'a samego.
Scena znowu rozwiała się jak mgła.
* * *
— Naprawdę myślisz, żeby się do niego przyłączyć?
Zaniepokojona Lily spojrzała na czarnowłosego
młodzieńca, który siedział oparty o pień buku i uśmiechał się z zadowoleniem
oraz pewnością siebie. Harry ledwo wierzył własnym oczom, jak bardzo się wtedy
Snape zmieniał. Twarz mu pogodniała, oczy jaśniały, a całe ciało sprawiało wrażenie
zrelaksowanego.
— Prawdopodobnie — przyznał, wzruszając ramionami. —
Wiele osób twierdzi, że tylko on może poprowadzić czarodziejów ku lepszej
przyszłości. Wyobraź sobie. — Zaczął gestykulować żywo, podkreślając tym każde
wypowiedziane słowo. — Przez cały czas musimy udawać, by przez przypadek
niemagiczni nie zorientowali się, że jednak nie jesteśmy tacy zwykli, jak im
się wydaje. Gdyby wprowadzono nową ustawę, nie musielibyśmy się już ukrywać.
Mogłabyś czarować nawet w sercu samego Londynu i nie obchodziłoby cię, że
któryś z mugoli to zobaczy. Dlaczego mamy być karani za coś, co jest naszą
naturą? Te wszystkie restrykcje są zarówno uciążliwe jak i absurdalne.
Czarodzieje są lepsi od mugoli, spójrz tylko na swoją siostrę.
Lily wydała z siebie odgłos oburzenia, ale nie mogła
powstrzymać małego uśmiechu. Próbując go ukryć, odwróciła głowę w kierunku
plaży, na której w ciepłym słońcu wiosny wylegiwała się Wielka Kałamarnica.
Harry podejrzewał, że pomimo darzenia siostry miłością zdawała sobie sprawę z
jej irracjonalnego zachowania, gdy w grę wchodziła magia. Następne słowa tylko
to potwierdziły.
— No dobra, może moja siostra jest… specyficzna, ale
to nie znaczy, że ma być gorzej traktowana tylko dlatego, że jest mugolką.
— Specyficzna — prychnął Snape. — Twoja siostra
zachowuje się jak stado wściekłych kołkogonków za każdym razem, kiedy ktoś choć
wspomni o czarach. A wszystko dlatego, że zazdrości nam robienia rzeczy, których
sama nie potrafi!
— To tylko dowodzi temu, dlaczego nasz świat powinien
pozostać w ukryciu — zripostowała Lily.
— Ta, więcej takich Petunii, brrr…
Snape udał, że przebiega mu dreszcz po plecach z
powodu wyobrażenia sobie czegoś tak okropnego. Widok komicznej miny kontrastującej
z ostrymi rysami nastolatka sprawił, że Lily zaczęła niekontrolowanie
chichotać. Musiała minąć dobra chwila, żeby opanowała się na tyle, by powrócić
do rozmowy.
— Co będzie, jeśli wybuchną zamieszki albo gorzej? —
zapytała, marszcząc brwi. — Poza tym nie każdy czarodziej chce zmian, jakie
Voldemort zaproponował. Nie sądzę, żeby to było warte ryzykowaniem wojny.
— Nie dojdzie do tego — zapewnił chłopak, choć w jego głosie
można było wyczuć wahanie. Harry miał wrażenie, że prawdziwym powodem, dla
którego Snape myślał o przyłączeniu się do Voldemorta, było właśnie to, co
powiedział Avery. — Bardzo możliwe, że na początku mugole będą wstrząśnięci,
ale nowy system skonstruowano tak, żeby zapobiegł niebezpieczeństwom z ich
strony. Dodatkowo…
Nagle urwał, kiedy za ich plecami wybuchnął głośny
rechot. Gdy się obejrzał, wąskie wargi natychmiast zacisnęły się w złości, a na
młodej twarzy pojawił się odpychający wyraz. Nieopodal siedzieli, rozłożeni na
trawie, Syriusz Black, Remus Lupin, Peter Pettigrew oraz oczywiście James
Potter. Ten ostatni transmutował krótkie myszowate włosy Petera w długie blond
loki.
— Jasne — mruknął Snape z odrazą. — Kiedy brakuje
przypadkowych ofiar, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Pettigrew robił za
klauna. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego pozwala tak sobą pomiatać.
Lily zdawała się z nim zgadzać, ponieważ jej twarz z
każdą sekundą robiła się coraz bardziej chmurna. Przez chwilę obserwowali, jak
Pettigrew próbuje śmiać się razem z innymi, ale nawet ślepy zauważyłby, że
nieszczególnie przypadło mu do gustu bycie transmutowanym w dziewczynę. Z
początku Lupin rzucał znad książki potępiające spojrzenia, ale po dwóch bezowocnych
komentarzach poddał się i wrócił do lektury.
— Chodźmy — powiedziała Lily, ciągnąc Snape'a za rękaw
szaty. — Nie mam ochoty na nich patrzeć. Wystarczy, że muszę mieszkać z nimi w
jednym domu.
* * *
Gdy tym razem wspomnienie się uformowało, Harry'ego
powitał niespodziewany widok. Stał na skraju skarpy, a nad nim rozpościerało
się bezchmurne, gwiaździste niebo. Rześka bryza niosła od morza zapach soli, a
jednostajny szum fal uderzających o brzeg nadawał okolicy wrażenia spokoju.
— To tu? — rozległ się zdziwiony głos Snape'a.
— Dokładnie tu — odpowiedział Avery. Wskazał w dal,
gdzie majaczył się zarys drewnianej chaty. — Chałupa tak naprawdę należy do
Rookwooda, ale używamy jej do spotkań, bo stoi na odludziu i nie rzuca się w
oczy. Czarny Pan ma paru wrogów.
— Czemu nazywasz go Czarnym Panem? Mówią, że jego imię
to Voldemort.
Przez twarz Avery'ego przebiegł cień skrępowania.
— Jego prawdziwego imienia się nie wymawia — rzekł
krótko. — Każdy, kto go poznał, o tym wie. Chodź, już czas.
Ruszyli piaszczystą drogą. Z wolna padające z okien
światło stawało się wyraźniejsze. Chata wyglądała na bardzo starą; miała
zapadły dach, a choć zbudowano ją z bali, fasadę pokrywały zmurszałe kamienie.
Zbliżywszy się, Avery wyszeptał zaklęcie i drzwi się otworzyły, skrzypiąc na metalowych
zawiasach. Minęli ciemną sień i ich oczom ukazało się przestronne, pozbawione
mebli pomieszczenie. Zaczarowane płomyki unosiły się pod sufitem, roztaczając
wokół złotą poświatę.
Wysoki mężczyzna, na oko ledwie czterdziestoletni,
stał samotnie pośrodku pokoju. Ręce miał złożone za plecami, a ubrany był w
długą, czarną pelerynę, która kontrastowała z białą jak śnieg skórą. Na
przystojnej twarzy odznaczał się ostry zarys szczęki, prosty nos i wąskie wargi
zaciśnięte w powadze. Były to jednakże nic nieznaczące szczegóły w porównaniu z
promieniującą od czarodzieja aurą potęgi.
Harry poznał go od razu.
Voldemort.
— Severus Snape — nadszedł zimny głos.
— Tak, sir.
Ciemne oczy uważnie obserwowały Snape'a, oceniając go.
— Mówią, że jesteś mistrzem eliksirów.
Snape pochylił głowę, wyraźnie zmieszany.
— Przesadzona pogłoska — odpowiedział skromnie. —
Dopiero miesiąc temu przyjęli mnie do akademii.
— A mimo to trudno spotkać drugiego tak utalentowanego
czarodzieja. Wybitne wyniki na egzaminach i dedykacja nauce. Czempion obrony
przed czarną magią i najmłodszy członek akademii. Pierwsze udane eksperymenty
już w wieku piętnastu lat... Jeśli się nie mylę, stary Slughorn przepowiadał ci
wielką przyszłość. Przyszłość jednego z najznakomitszych warzycieli, jakich
widział czarodziejski świat.
Twarz Snape'a poczerwieniała od tak skrupulatnej uwagi
skupionej tylko na nim.
— Jednakże… — Voldemort przekrzywił nieznacznie głowę,
przypominając Harry'emu drapieżnika, który upatrzył swoją ofiarę. — Dlaczego
poprosiłeś o to spotkanie? Nie wyglądasz na kogoś, kto byłby zainteresowaną
moją sprawą.
Głowa Snape'a poderwała się do góry, a w czarnym
spojrzeniu zamigotało zaskoczenie.
Voldemort wyjaśnił z rozbawieniem:
— Książki i bulgoczący kociołek to jedyne, co obecnie
potrafi zatrzymać twoją uwagę. Widzę to w twoich oczach, chłopcze.
— Mój ojciec darzy cię wielkim szacunkiem — zaczął
nerwowo Snape. — Jest przekonany, że to, co robisz dla naszego społeczeństwa,
jest godne sprawy. Jednak… prawdą jest, że przychodzę tu z innego powodu. Niejednokrotnie
słyszałem o twoich podróżach. Podobno widziałeś rzeczy, które innym nawet się
nie śniły, a także przekroczyłeś granice, których do tej pory żaden czarodziej
nie ważył się przekraczać.
Voldemort ledwo dostrzegalnie skinął w potwierdzeniu.
Snape kontynuował:
— Od zawsze fascynowała mnie czarna magia i sztuka
warzenia eliksirów. Pragnąłem kontynuować naukę przynajmniej w jednej z tych
dziedzin, więc zapisałem się do akademii. Obawiam się jednak, że to nie
wystarczy. Moja matka… jest bardzo chora. Próbowałem jej pomóc, ale cokolwiek
bym nie zrobił, wszystko zawodzi. Chcę znaleźć sposób. Nie. Ja muszę znaleźć
sposób, żeby ją uratować. Dlatego proszę, sir, abyś wziął mnie pod opiekę i
pozwolił uczyć się pod swoim patronatem. W zamian jestem gotów zaoferować swoje
talenty. Każda moja umiejętność będzie do twojej dyspozycji.
W oczach Voldemorta zapalił się nagły błysk czerwieni,
a przez twarz przemknęła pożądliwość. Trwało to zaledwie sekundę, więc wrażenie
można było zrzucić na karb gry światła wydobywającego się z dryfujących w
powietrzu świec. Wtem na wąskie wargi wypłynął lekki uśmiech. Mężczyzna
przybliżył się, a kiedy przemówił, niemal szeptał Snape'owi do ucha.
— Za ofiarowaną mi lojalność, drogi Severusie, nauczę
cię tego, co tak bardzo pragniesz. Wkrótce nie będzie równego tobie warzyciela.
Zdobędziesz splendor i wysoką pozycję w społeczeństwie. Już nikt nie spojrzy na
ciebie inaczej jak z podziwem lub zazdrością. Przede wszystkim jednak
przywrócisz matce zdrowie. Być może nawet zrobisz coś więcej niż to. Od jak
dawna marzyłeś, by uratować ją od czegoś jeszcze, hm? — Spoglądając Snape'owi
prosto w oczy, zapytał: — Czy jesteś na to gotowy?
Po raz pierwszy na młodej twarzy nastolatka pojawiła
się nadzieja. Ściągnął łopatki i wyprostował plecy. Gdy odpowiedział głosem
pełnym emocji i szacunku, brzmiało to jak przysięga.
— Tak, panie.
* * *
W następnym wspomnieniu nie pozostało nic z nadziei
Snape'a. Zamiast tego jego twarz była naznaczona bólem i rozgoryczeniem.
Niespodziewanie głośny grzmot przetoczył się po
niebie. Przez zamazującą wszystko strugę deszczu Harry zorientował się, że
stoją na cmentarzu. Spojrzawszy w dół, dostrzegł nagrobek z białego marmuru, a
na nim wyryte słowa:
EILEEN SNAPE
urodzona 4 II 1933 — zmarła 26 VIII 1978
Kochana żona i matka.
Kiedy ponownie skierował wzrok na Snape'a, podskoczył
z przestrachem, a serce załomotało mu szaleńczo w piersi. Mężczyźnie
towarzyszył, ukryty pod czarnym parasolem, Lucjusz Malfoy. Wypielęgnowana,
ozdobiona sygnetami dłoń spoczywała na jego ramieniu.
— Nic nie mogłeś zrobić. Było za mało czasu.
Z początku Snape nie zareagował. Gdy w końcu się
odezwał, jego głos brzmiał szorstko i bezbarwnie.
— Powinienem bardziej się starać. Miałem dwa miesiące,
od kiedy Czarny Pan mnie przyjął, a do dyspozycji nieograniczoną ilość pieniędzy
oraz dostęp do najcenniejszych ksiąg i nawet do najrzadszych, najbardziej
nielegalnych składników. — Zamachnął ręką w bezradnym geście, jakby chciał
wskazać cały świat. — Wszystko na moje zawołanie, Lucjuszu. Wszystko, o czym
wcześniej mogłem tylko zamarzyć. Wiedziałem, że muszę się spieszyć. W ostatnich
dniach brakowało jej sił, by chociażby wstać z łóżka. A ojciec jedynie potrafił
narzekać, jakim to ciężarem stała się dla rodziny.
Na nieskazitelnej twarzy Malfoya pojawił się złowrogi
wyraz.
— Jeśli Tobiasz będzie tak dalej pił, wkrótce tu
dołączy. Co za strata czystej krwi. Czarny Pan byłby rad z jego wsparcia, gdyby
tylko nie okazał się zupełnie bezużyteczny.
Po tych słowach zapadło długie milczenie.
Harry obserwował okolicę, wsłuchując się w miarowy
szum deszczu i wdychając zapach mokrej ziemi. Zastanawiał się, w której części
Anglii się znajdują, bo nie przypominało to rodzinnej miejscowości Snape'a.
Teren był zadbany, lekko pagórkowaty, a w oddali widniał gęsty las i biała
kaplica ze strzelistą wieżą.
— Chodź do nas — odezwał się nagle Lucjusz. — Narcyza
ucieszy się z twojej wizyty. Miała nadzieję złożyć ci osobiste podziękowania za
podjęcie się ulepszenia tamtego eliksiru. Zapowiadała nawet, że mianuje cię
ojcem chrzestnym, jeśli ci się powiedzie. Już traciła nadzieję, że zajdzie w
ciążę.
— To może potrwać — rzekł Snape.
Lucjusz machnął lekceważąco ręką.
— Nieważne. Nawet jeśli mamy czekać kilka lat, liczy
się efekt.
Snape przytaknął bez słowa i w tym momencie scena się
zmieniła.
* * *
Tym razem Snape wyglądał dojrzalej i zdecydowanie
bardziej zadbanie. Siedział w fotelu przy płonącym kominku z podkulonymi nogami
i czytał periodyk eliksirowarski. Równo przycięte włosy lśniły czystością,
twarz straciła niezdrowy, ziemisty odcień, a szata, którą miał na sobie,
wyglądała na wykonaną z dobrej jakości materiału. Na oczach Harry'ego niezgrabny
nastolatek przeistoczył się w młodego mężczyznę.
Choć znajdowali się na Spinner's End, nigdzie nie było
ani śladu Tobiasza, więc Harry wywnioskował, że mężczyzna zmarł, tak jak
przepowiadał Lucjusz. Najwidoczniej to właśnie uwolnienie się od ojca wywarło
na synu tak pozytywny wpływ.
Wtem od frontu rozległ się stukot kołatki. Snape
jęknął z niezadowoleniem. Gdy jednakże otworzył drzwi, zamarł zaskoczony.
— Muszę z tobą porozmawiać — wypaliła Lily.
Snape zmarszczył brwi, ale cofnął się, żeby ją
przepuścić.
— Czego się napijesz?
— Poproszę herbatę.
Przeszli do skromnej kuchni. Lily usiadła na jednym z
ustawionych wokół stołu krzeseł, które wyglądały, jakby każde kupiono w
zupełnie innym miejscu i czasie. Snape wyciągnął dwa kubki i zajrzał do puszki,
gdzie trzymał liście herbaty.
— Słyszałam, że odnosisz sukcesy w akademii — odezwała
się Lily napiętym głosem. — Ponoć za rok zostaniesz absolwentem. Program trwa
pięć lat, a tobie ukończenie go zajmie zaledwie trzy. Gratulacje.
Snape musiał zauważyć, że coś jest nie tak, bo odłożył
puszkę na półkę i odwrócił się, by obrzucić przyjaciółkę badawczym spojrzeniem.
Jego wzrok zatrzymał się na jej smukłych dłoniach, które drżały splecione na
wytartym blacie.
— Wszystko w porządku? Od czasów szkolnych prawie cię
nie widuję.
Snape starał się brzmieć zdawkowo, ale nie udało mu
się wyzbyć nuty goryczy. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, odwrócił się
gwałtownie i nerwowym ruchem rozniecił różdżką płomień pod metalowym
czajnikiem.
Lily westchnęła.
— Sev, wiesz, że działalność w Zakonie nie pozwala mi
na odwiedziny. Mamy pełne ręce roboty.
Snape prychnął.
— Ach, tak, ale dla Jamesa Pottera masz czas.
Lily zarumieniła się, ale po chwili szmaragdowe oczy
wypełniła złość.
— Ile razy mam ci to powtarzać? On się zmienił i…
— Doprawdy — przerwał jej Snape i splótł ramiona na
piersi. — Łudziłem się, że nie zapomnisz, jaki był w Hogwarcie. Jaki to potrafi
być czarujący, jeśli tego zechciał, a w rzeczywistości był okrutnym,
rozpieszczonym, zakochanym w sobie…
Nagle urwał, widząc łzy w jej oczach. Przez moment
sprawiał wrażenie, jakby był w kompletnej rozterce, co teraz począć. W kuchni rozległ
się przenikliwy gwizd czajnika, przerywając niezręczną sytuację. Snape zgasił
ogień i zalawszy herbatę wrzątkiem, odmierzył z wyszczerbionej cukiernicy po
dwie łyżeczki. Nie mając nic więcej do zrobienia, ustawił kubki na stole i
usiadł obok.
— Lily, co… — Odchrząknął. — Czemu płaczesz?
Lily wytarła łzy i żeby zająć czym ręce, chwyciła
kubek w obie dłonie.
— To już nieważne. Twoja nienawiść. To już nieważne.
— Co masz na myśli? Co się, u licha, wydarzyło?
Lily zamknęła na chwilę oczy, a z jej ust wydobyło się
bolesne westchnienie.
— Dziś odkryto jedną z kryjówek Voldemorta. Mój Boże,
nawet nie wyobrażasz sobie, co oni tam robili. Znaleźliśmy tylko Gideona, ale
wiesz, co to oznacza? Och… — Zamilkła na moment. — Ty nie wiedziałeś?
Widząc konsternację na jego twarzy, pospieszyła z
wyjaśnieniem:
— Nie wierzę, że nie miałeś pojęcia! Trzy miesiące
temu, kiedy Zakon przygotowywał obławę na Lestrange'ów, przeciekły informacje i
zastawiono na nas pułapkę. Prawie połowa wtedy zginęła. Mnie udało się uciec,
ale Jamesa do tej pory nie odnaleziono.
— Ale co to ma wspólnego z dzisiejszym dniem?
— Prawie wszystko. Wreszcie dowiedzieliśmy się,
dlaczego ostatnio było tak dużo zniknięć oraz czemu nie znajdywaliśmy ciał.
Oni… oni potrzebują żywych ludzi, mugoli jak i czarodziejów do… — przełknęła z
trudem — do testów. Eksperymentują na nich, Sev. Wypróbowują nowe
czarnomagiczne zaklęcia i eliksiry.
Snape wyglądał, jakby coś przekręciło mu się w
żołądku.
— Wszystko w porządku?
Przytaknął, ale Harry wiedział, że nie, nic nie było w
porządku.
— Po tym, czego się dowiedzieliśmy, dotarło do mnie,
że nigdy Jamesa nie odnajdziemy. W każdym razie nie żywego. — W oczach Lily
ponownie zaszkliły się łzy. — Pogodziłam się z tym, wiesz? Że już do nas nie
wróci. I tak długo się łudziłam... — Chwyciła dłonie Snape'a i ścisnęła je
mocno. — Proszę cię… nie, błagam, żebyś przestał myśleć o przyłączeniu się do
Voldemorta. To szaleniec, Sev. Gdybyś tylko widział… Gdybyś tylko miał pojęcie…
Nie chcę stracić także ciebie.
W milczeniu Snape wpatrywał się w nią; jej drżące usta
i mokre, sklejone od łez rzęsy. W oczach miała tak dużo nadziei, że Harry'emu
ciężko było na to patrzeć, zwłaszcza iż wiedział, że było już za późno, by jej
prośby cokolwiek zmieniły.
Nagle jakaś ciężka do określenia emocja przemknęła
przez twarz Snape'a i zrobił coś nieoczekiwanego. Pochylił się i uchwycił jej
usta w pocałunku. Wyglądało to, jakby pragnął przekazać tym wszystkie swoje
uczucia. Wszystko, czego nigdy nie potrafił powiedzieć, a co Harry widział w
myślodsiewni wyraźnie: przywiązanie, szacunek, uwielbienie, a w końcu miłość.
Może żałował przyłączenia się do Voldemorta dwa lata temu i tego, że teraz nie
jest w stanie dać jej żadnych zapewnień, a może po prostu wiedział, że gdy
wojna rozpocznie się na dobre, Lily odkryje prawdę i to był ostatni moment, kiedy
ma szansę wyrazić, jak bardzo jest dla niego ważna.
Lily była zbyt zaskoczona, by zareagować. Dopiero gdy
z jej ust wydobyło się sapnięcie, Snape oprzytomniał i się odsunął. Odwróciwszy
wzrok, wydukał niezręcznie:
— Przepraszam…
Zamiast się jednak złościć, Lily uchwyciła jego twarz
i odwzajemniła pocałunek, całując tak żarliwie, jakby miał się skończyć świat.
Tym razem oboje zapomnieli o wszystkim. O wojnie, cierpieniu, strachu.
Harry czuł zakłopotanie, że jest świadkiem tak
intymnego momentu. Było w tym coś niewłaściwego i niemoralnego. A kiedy wciąż
całując się i rozpinając guziki szaty, potykali się w drodze do schodów
wiodących na piętro, poczuł się jeszcze gorzej. To jest ten moment, tłukło mu
się w głowie, dokładnie ten moment, kiedy został poczęty. Zażenowany odwrócił
się, żeby nie patrzeć na rozgrywającą się scenę. Wkrótce jednak jej miejsce
zastąpiła inna.
* * *
— Panie, chciałbym cię o coś zapytać.
W bogato wyposażonym laboratorium Voldemort i Snape
pracowali ramię w ramię przy grubo ciosanym stole z ciemnego drewna. Na blacie
bulgotały trzy kociołki, a wokół tłoczyły się najróżniejsze przedmioty:
mosiężna waga, fiolki różnych rozmiarów, deski do krojenia, chochle,
różnokształtne mieszadła, kamienny moździerz z tłuczkiem i komplet noży, od
małych i srebrnych po ostro zaostrzone na końcu, jakby służyły do wydłubywania
oczu. Z sufitu zwisały pęki wonnych ziół i mantykorzych pazurów, a ściany
wypełniały półki ze starymi księgami oraz słojami z formaliną, w której pływały
różne części zwierząt i coś, co podejrzanie wyglądało na płód smoka. Harry
odwrócił głowę od tego makabrycznego widoku.
— Pytaj, mój mistrzu eliksirów.
Harry'emu przebiegł dreszcz po plecach. Głos
Voldemorta brzmiał niemal pieszczotliwie. Cokolwiek Snape dla niego robił,
musiało przynosić bardzo zadowalające efekty.
— Od dwóch lat mam zaszczyt być twoim asystentem.
Niemal każdą chwilę, którą nie poświęcam nauce i zajęciom w akademii, spędzam
tutaj. Ale praca to nie tylko sam proces. Zastanawiałem się… czy eliksiry,
które warzymy, mają jakieś zastosowanie?
— Żaden z twych cennych wyrobów nie zostaje zmarnowany
— odparł Voldemort. — Właściwie to cieszy mnie, że wreszcie odważyłeś się zadać
mi to pytanie. Myślę, że nadszedł czas, żeby coś ci pokazać. Przedtem jednak… —
Dodał do kościołka posiekany ogon węża morskiego. Buchnęła niebieskawa para i
mikstura przestała wrzeć. — Tak, ten eliksir jest gotowy. Do dwóch następnych
możemy wrócić później.
Obaj rozpoczęli doprowadzanie pomieszczenia do
porządku. Ich ruchy charakteryzowały gracja i harmonia, jakby każdy z nich
bezsłownie wiedział, czym w danym momencie powinien się zająć. Kiedy wszystko
zostało wyczyszczone i odstawione na właściwe miejsce, Voldemort rozkazał:
— Chwyć mnie za rękę.
Aportowali się. Wspomnienie zadrgało i pociemniało,
ale już w następnej sekundzie pojawił się korytarz ponurego zamczyska, gdzie
krwawa łuna zachodu wlewała się do środka przez gotyckie okna.
Bez słowa skierowali się schodami do lochów. Z każdym
kolejnym stopniem powietrze stawało się zimniejsze i bardziej wilgotne. Na
kamiennych ścianach pleśń coraz zuchwalej wyciągała macki, a echo ich kroków
zaczęło mieszać się z cieknącą po ścianach wodą.
Stuk, kap, stuk, kap, stuk, kap…
Nagle w nozdrza Harry'ego wdarł się okropny odór
rozkładu i musiał nad sobą zapanować, kiedy targnęły nim mdłości. W tym
momencie doszli do najniższego poziomu i ukazały się pierwsze cele. Gdy je
mijali, starał się nie patrzeć na nie, bojąc się tego, co może zastać w ich
ciemności.
Voldemort zatrzymał się w obszernym pomieszczeniu o
kształcie okręgu i uniósł różdżkę. Tuż pod sklepieniem paliły się magiczne
kule, ukazując posadzkę oraz kraty, ale nic ponadto.
— Lumos Maxima.
Kule rozjarzyły się jasnym blaskiem, a następnie
podzieliły się na mniejsze źródła światła i poszybowały we wskazanym kierunku.
Raptownie każda z cel została oświetlona i Harry ujrzał najbardziej przerażający
widok w całym swoim życiu.
Dzieci. Kobiety. Mężczyźni.
Z zniekształconymi, przeżartymi lub rozprutymi ciałami
ukazującymi wnętrzności. Z przepaloną lub pociętą skórą, oczodołami pozbawionymi
oczu, wystającymi, nagimi kośćmi. I wszędzie czerwieniła się krew — na skórze,
ścianach, podłodze.
Choć gdzieniegdzie mignął ruch klatki piersiowej,
większość zdawała się być martwa.
— Niesłychane, czyż nie? — przerwał ciszę zimny głos
Voldemorta. — Czego może dokonać zwykły eliksir.
Harry odwrócił głowę tak gwałtownie, że aż strzyknęło
mu w szyi. Snape zamienił się w żywą statuę. Nie poruszał się żaden mięsień na
jego twarzy, a nawet sprawiał wrażenie, jakby zupełnie przestał oddychać. Harry
nie wiedział, czy to z szoku, czy ze strachu przed Voldemortem.
Szczupła, elegancka dłoń wskazała na około
sześcioletnią dziewczynkę, której sylwetka była dziwnie nieforemna, jakby
brakowało jej części organów.
— Pamiętasz eliksir, którego bazę stanowi esencja
belladonny? Rozmawialiśmy nad jego wpływem na ciała nieożywione. Dzięki niemu
stawało się możliwe ingerowanie w magiczne właściwości artefaktów, a nawet
doprowadzenie do ich destrukcji. Zasugerowałem, abyś zmodyfikował przepis.
Zastanawiało mnie, jak zadziałałby na organizmy żywe, które posiadają w sobie
magię. Muszę przyznać, że eliksir zadziałał znakomicie. W połączeniu z
zaklęciem można było decydować o tym, co stanie się z osobą, która go zażyje.
Wystarczyło jedno słowo, a wybrany organ zaczynał się roztapiać. To była długa
i powolna śmierć. Podejrzewam też, że bolesna.
Ta myśl zdawała się rozbawić Voldemorta, bo krótki
śmiech odbił się echem od kamiennych ścian lochu.
Gdy śmiech umilkł, cisza zadźwięczała w uszach. Powoli
Voldemort stanął przed Snape'em i ten wzdrygnął się gwałtownie. Przez bladą
twarz przemknął wyraźny cień strachu.
— Wiem, co myślisz, Severusie. Znam cię wystarczająco
dobrze, by nawet nie musieć zaglądać do twojego umysłu. Nie podoba ci się to,
co zobaczyłeś. Nie, ani trochę ci się nie podoba. — W zimnych oczach pojawił
się wyraźny błysk czerwieni i teraz nie było wątpliwości, że nie jest to
jedynie gra światła. — Jesteś niezwykle utalentowanym młodym mężczyzną i
jeszcze nigdy mnie nie rozczarowałeś, ale jednego ci brak. Musisz zdać sobie
sprawę, że rozwój nauki wymaga ofiar. Nie da się tworzyć nowych eliksirów i
zaklęć bez uprzedniego sprawdzenia ich w praktyce. Im wcześniej to zrozumiesz,
tym lepiej.
Snape nie zareagował. Jedynie wpatrywał się w
Voldemorta z szeroko otwartymi oczami i rękami zaciśniętymi na połach szaty,
prawdopodobnie w próbie powstrzymania ich od drżenia. Voldemort jednak nie
oczekiwał odpowiedzi. Najwidoczniej wiedział, że w tej chwili Snape zwyczajnie
nie jest w stanie jej udzielić.
— Wracamy — oznajmił, odwracając się do wyjścia. — Od
tego smrodu boli mnie głowa.
* * *
Wspomnienie zawirowało i w jego miejsce pojawiła się
biel kafelków oraz wyposażenie toaletowe. Snape klęczał na podłodze przy
muszli, wymiotując. Kiedy wstał na chwiejnych nogach i zawisł nad umywalką,
przez długi czas zwyczajnie opłukiwał twarz, jakby mogło to zmyć z pamięci
niedawne wydarzenia.
Harry miał wrażenie, że Snape unika patrzenia w
lustro. Bo co też miałby w nim zobaczyć, jak nie świadectwo tego, że to wszystko
jest prawdziwe? I faktycznie, gdy w końcu uniósł głowę oraz spojrzał na swoje
odbicie, jego twarz jakby zgniotła się pod naporem rzeczywistości. Zamknąwszy
oczy, przycisnął dłoń do ust. Łzy natychmiast spłynęły po policzkach, a po nich
pojawiły się kolejne. Wkrótce całe ciało zatrzęsło się, a ciszę łazienki
wypełnił szloch.
Miał tylko dwadzieścia lat, pomyślał Harry, tylko
dwadzieścia. Sprawiał jednak wrażenie, jakby nigdy w życiu nie czuł się bardziej
zagubiony i nie płakał tak rozpaczliwie jak teraz.
* * *
Ciche postukiwanie małych, srebrnych przedmiotów było
jedynym źródłem dźwięku w okrągłym gabinecie. Siwobrody czarodziej siedział za
biurkiem zastawionym zwojami pergaminu i z uwagą przyglądał się rozmówcy znad
okularów-połówek. W tym wspomnieniu Snape wyglądał na chorego — był
zdecydowanie chudszy, a pod jego oczami widniały głębokie cienie.
— Jak mogłeś się tego nie domyślać? — zapytał
Dumbledore.
W głosie czarodzieja nie było współczucia.
— Nie wiem. — Słowa w ustach Snape'a rwały się, jakby
wydobycie ich sprawiało mu nieokreśloną trudność. — Nie myślałem o tym.
— I naprawdę nigdy nie przyszło ci do głowy, do czego
Voldemort może wykorzystywać robione przez ciebie eliksiry?
Snape wzdrygnął się i jeszcze bardziej zapadł w
krześle.
— Przystałem do Czarnego Pana, bo moja matka ciężko
chorowała i byłem gotowy zrobić wszystko, żeby ją wyleczyć. Później jednak…
Później miałem okazję rozwinąć umiejętności. Uczył mnie tylu pożytecznych
rzeczy, a z jego pomocą potrafiłem uwarzyć nawet najbardziej trudne i złożone
mikstury. A zajmowaliśmy się wszystkim: od eliksirów leczniczych i witalizujących,
po mniej pospolite jak Felix Felicis czy Eliksir Wielosokowy, a kończąc na
zakazanych przez ministerstwo. — Nagle Snape zamilkł i wpatrzył się pustym wzrokiem
w przestrzeń. — Czarna magia od zawsze mnie fascynowała, więc nie chciałem
myśleć o konsekwencjach. Łatwiej było po prostu robić to, co kazał. Teraz chciałbym
to zmienić…
— Nie da się cofnąć odebranego życia.
— Wiem, ale nie mogę wrócić do warzenia dla niego. Po
prostu nie mogę.
Dumbledore oparł łokcie o blat biurka. Złączywszy
sękate palce, wbił przenikliwe spojrzenie w Snape'a.
— Rozumiem, że posiadasz jego znak?
Snape potwierdził, podwijając rękaw. Na przedramieniu
widniał obraz ludzkiej czaszki i węża wysuwającego się spomiędzy szczęk.
— Dał mi tamtego dnia… gdy wróciliśmy. Wcześniej
wiedziałem jedynie, że czarodzieje, którzy go popierają noszą coś, co nazywa
się Mrocznym Znakiem. Czarny Pan… on… mówił, że dopóki nie skończę edukacji w
akademii, nie byłoby to rozsądne.
— Ach, tak. Wszystko jednak się zmieniło, kiedy
wyjawił swoje sekrety. Oczywiście drogi Tom nie puściłby cię wolno bez zapewnienia
sobie gwarancji, że nie przyjdzie ci do głowy przed nim uciec. — Dumbledore
spojrzał na Fawkesa, jakby pytając go o zdanie. Feniks zaświergotał ciepło, ale
i poważnie. Czarodziej westchnął ciężko. — Czy przyjmujesz moje warunki? Nie
obiecuję, że już nigdy więcej nie staniesz przed trudnym wyborem. Wręcz
przeciwnie. Stoimy na progu wojny. Czarodziejski świat zaczyna orientować się w
sytuacji, zwłaszcza że Voldemort coraz mniej stara się zacierać za sobą ślady i
udawać, że nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. Podjęcie się roli szpiega da
ci możliwość wytchnienia od poprzedniego zajęcia, ale nie uniknięcia walki. Co
więcej, przestaniesz być już dłużej niewidoczny.
— Przyjmuję — odpowiedział Snape bez wahania.
— Znakomicie.
Dumbledore wstał i podszedł do sekretarzyka stojącego
obok żerdzi Fawkesa. Z jednej z szuflad wyciągnął srebrny wisiorek z zawieszką
w kształcie węża. Następnie stanął przed Snape'em, a srebro zwisające z jego
dłoni zahuśtało się na koronkowym łańcuszku. Przez chwilę czarodziej zdawał się
coś rozważać. Bladoniebieskie oczy wwiercały się w młodzieńca, jakby próbowały
zajrzeć w głąb jego serca i duszy.
— Chciałbym, abyś pamiętał, że byłeś ni mniej, ni
więcej jak narzędziem Voldemorta — przemówił, a ton jego głosu po raz pierwszy
brzmiał łagodnie. — Mogłeś być ignorantem i głupcem, wierząc, że twoje
działania są niegroźne, ale jest również prawdą, że to nie ty decydowałeś o tym, co się stanie z kreacjami
twoich rąk. Za to ponosi odpowiedzialność tylko i wyłącznie Voldemort.
* * *
— A więc mówisz, że dzięki dawnej przyjaciółce, Lily Evans,
będziesz w stanie dostać się do Zakonu i szpiegować Dumbledore'a? Jesteś
pewien, że ci zaufa?
— Tak, mój panie. Nie jest tajemnicą, że Evans jest
blisko związana z Zakonem, a ponadto od zawsze miała do mnie słabość... — Wąskie
usta Voldemorta wykrzywiły się w rozbawionym uśmiechu. Z odrazą Harry zdał
sobie sprawę, że Snape pokazuje mu wspomnienie ich wspólnej nocy. — Poręczy za
mnie, a Dumbledore patrzy przychylnie na tych, którzy wyznają skruchę.
— I chcesz zrezygnować z warzenia?
Severus przełknął głośno.
— Ja… wciąż oswajam się z sytuacją — odpadł szczerze,
ale z widoczną niechęcią.
— Więc postanowiłeś wykorzystać pierwszą nadarzającą
się okazję. Severusie, rozczarowujesz mnie. — Snape zamarł. Harry był pewny, że
w tym momencie Voldemort go przeklnie, zmuszając do wicia się w agonii u swoich
stóp. Snape widocznie też tego oczekiwał, bo gdy Voldemort rozluźnił się na
krześle i leniwie pogłaskał Nagini, mężczyzna wypuścił wstrzymywany oddech. —
Ale nieważne — skonstatował czarodziej. — Choć to będzie wielki żal stracić
mojego mistrza eliksirów, nie potrwa to wiecznie. Tymczasem okazja wciąż jest
okazją. Działa na moją korzyść, więc pozwolę ci odegrać rolę syna marnotrawnego.
Skontaktujesz się ze swoją… — Górna warga Voldemorta podwinęła się w okrutnym
uśmiechu — przyjaciółką i zwrócisz się do Dumbledore'a o pomoc.
Snape skłonił się nisko i już miał odwrócić się do
wyjścia, kiedy Voldemort ponownie przemówił:
— Jeszcze jedno, Severusie. — Voldemort zaczekał, aż Snape
na niego spojrzy. — Jeśli kiedykolwiek mnie zdradzisz, może się zdarzyć, że
eliksiry, które tak pilnie ze mną przygotowywałeś, zyskają jeszcze jedno,
specjalne zastosowanie.
— Rozumiem, panie.
* * *
Harry znalazł się w niezwykle wąskim korytarzu. Zza
zabrudzonych szybek wyłaniała się skąpana w pomarańczowym świetle lamp ulica
Hogsmeade. Snape stał w półcieniu i nasłuchiwał. Niespodziewanie, zza drzwi po
prawej, dobył się głos Dumbledore'a. Był on jednakże zbyt przytłumiony, aby móc
rozróżnić poszczególne słowa.
Snape machnął różdżką i fragment drewnianej
powierzchni stał się przeźroczysty, co Harry'emu skojarzyło się z weneckim lustrem.
Wewnątrz, przy rozklekotanym stole, siedział dyrektor i Sybilla Trelawney.
Nauczycielka wróżbiarstwa wyglądała dużo młodziej, ale wciąż nosiła te same
zwiewne szale i grube szkła, które powiększały jej oczy do nienaturalnych rozmiarów.
Przemówiła ochrypłym, twardym głosem:
— Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania
Czarnego Pana… Poczęty z tych, którzy mu się oparli, narodzi się, gdy siódmy
miesiąc dobiegnie końca. A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie,
będzie miał on moc, jakiej Czarny Pan nie zna… Ten, który ma moc pokonania
Czarnego Pana, narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca… [2]
Nagle Dumbledore zerwał się z krzesła. Drzwi na powrót
stały się nieprzeniknione, a sekundę później otworzyły się gwałtownie. Przez
moment Dumbledore i Snape patrzyli na siebie nawzajem zbyt zaskoczeni
przebiegiem wypadków.
Wtem rozległ się trzask aportacji.
Snape zniknął.
* * *
— Coś ty uczynił, Severusie? — Harry dawno nie widział
dyrektora tak wściekłego. — Co wtedy robiłeś Pod Świńskim Łbem?
— To, co zwykle — wycedził Snape, przelotnie
spoglądając na wiszące na ścianach portrety byłych dyrektorów. Tylko połowa z
nich udawała, że śpi. — Szpiegowałem cię. Mam swoje zadanie do wykonania, czyż
nie? Tym bardziej że niektórzy postanowili trzymać mnie na oku. Sam Rosier
Senior śledził mnie przez cały ostatni miesiąc. Odkryłem to, gdy na Nokturnie
gromadziłem informacje o Carrowach. Było już za późno, żeby wymazać pamięć. Zabiłem
go, zanim mógł donieść o wszystkim Czarnemu Panu. — Snape pochylił się nad biurkiem,
opierając obie dłonie o blat. — Tak, powiedziałem mu o przepowiedni. I nawet
nie próbuj prawić mi świętoszkowatych kazań. Czy wiedziałeś o jego planach
zabicia Potterów? Nie? To cię oświecę. Właśnie dziś wieczór miał napaść na ich
dom. Wszystko było przygotowane i gdybym wtedy do niego nie przybył, nie rozmawiałbyś
tu ze mną, ale organizował pogrzeb. Naprawdę jesteś w stanie pozwolić sobie, by
ich poświęcić? Twoi sprzymierzeńcy kruszą się, prawda? Ilu członków Zakonu
ostatnio zabito, hm?
— I robiłeś to tylko ze względu na dobro Zakonu? —
zripostował Dumbledore, spoglądając na Snape'a z taką ilością niedowierzania,
jakby ten wyznał mu, że każdej nocy zakrada się do kuchni po cukierki. — Bo ja
mam wrażenie, że troszczyłeś się wyłącznie o jedną osobę. Lily Potter.
— Czy to ważne? — syknął Snape. — Kupiłem ci czas. O
kimkolwiek mowa w przepowiedni, można ich ukryć. Wyślij zaufanych magomedyków,
by przetrząsnęli karty szpitalne w poszukiwaniu odpowiednich kobiet. Mogą nawet
sfałszować daty w certyfikatach urodzeń, jeśli potrafią. Nie obchodzi mnie to.
— Gdyby Voldemort nie wiedział o proroctwie…
— To co? Byliby bezpieczniejsi? — warknął Snape. — Poczęty
z tych, którzy mu się oparli! Przegrywasz, Dumbledore, a on zniszczy
wszystkich, którzy są przeciw niemu, łącznie z dzieckiem z przepowiedni!
Harry wpatrywał się w scenę odrętwiały. Ledwo zarejestrował
następne słowa Dumbledore'a:
— Czy ktoś jeszcze był obecny przy przekazywaniu
treści?
— Nie. Nikt inny o tym nie wie. I podejrzewam, że tak
zostanie, bo Czarny Pan zakazał mówić o tym komukolwiek.
— To dobrze. Bowiem ja proszę cię o to samo.
* * *
Młoda kobieta otulona płaszczem stała w holu.
Pojedyncza lampa olejna, przytwierdzona do ściany, oświetlała jej drobną sylwetkę
i włosy barwą przypominające roziskrzony rubin. Patrzyła wprost na Snape'a, ale
w oczach nie pozostało ani śladu dawnego ciepła.
Od ich ostatniego spotkania musiał minąć pełny rok.
— Przysięgnij — powiedziała z mocą. — Jeśli ceniłeś
naszą przyjaźń, przysięgnij.
— Czyżbyś nie obawiała się przychodzić do domu
śmierciożercy? — zapytał, zupełnie ignorując jej żądanie. Wąskie usta, wykrzywione
w znajomym szyderstwie, nadały surowym rysom jeszcze ostrzejszego wyrazu.
— Przyszłam dlatego, że nim jesteś.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
— Słucham?
Przez moment panowała między nimi jedynie cisza.
— To chłopiec, wiesz? Jest taki śliczny. Ma po mnie
oczy. Oraz czarne włosy… po Jamesie.
— Po co mi to mówisz? — syknął Snape z irytacją.
— Nie wierzę, że będziemy mogli wiecznie się ukrywać —
odpowiedziała twardo. — James jest taki pewny siebie, ale ja widzę, co się
dzieje. Ostatnio zginęli McKinnowie, zaraz potem Fenwick. W tym tygodniu to
samo o mało nie spotkało Syriusza… Jeśli coś nam się stanie, ochroń go. To
bardzo ważne. Musisz przysiąc.
— Czemu ja? Nie masz wystarczająco dużo własnych
obrońców?
— Jesteś blisko Voldemorta. Będziesz umiał odwrócić
uwagę od Harry'ego. Tylko o tyle proszę.
Przez długą chwilę Snape milczał. Harry zastanawiał
się, o czym teraz myśli. Ma żal, że Lily odwróciła się od niego? A może wini
siebie z powodu tego, jak to wszystko się skończyło? Harry nie wiedział, bo w
przeciwieństwie do wcześniejszych wspomnień twarz Snape'a stała się nieprzenikniona,
jakby postanowił ukryć emocje przed całym światem.
Zastanawiał się też, czemu Lily nie wiedziała, że
Snape jest po stronie Dumbledore'a. Z jakiego to powodu trzymano członków
Zakonu w niewiedzy? Harry mgliście przypomniał sobie, że podczas przesłuchania
Karkarowa napomknięto o procesie Snape'a. Wszyscy myśleli, że jest
śmierciożercą, ale po zeznaniach oczyszczono go z zarzutów. Widocznie Dumbledore
miał w tym jakiś cel. Lily musiała również nie wiedzieć o roli Snape'a w
przekazaniu przepowiedni, bo wtedy na pewno nie przyszłaby do niego po pomoc.
— W porządku — zgodził się Snape. — Ze względu na
dawną przyjaźń, przysięgam chronić go przed Czarnym Panem. Ale nic więcej.
Na twarzy Lily pojawił się nagły wyraz ulgi. Skinęła
głową w podziękowaniu. Jednak zanim odwróciła się do wyjścia, powiedziała coś
jeszcze. Coś dziwnego, czego Harry nie rozumiał:
— Nie wiń go. To tylko dziecko.
Snape obserwował, jak odchodzi żwirowaną ścieżką, żeby
deportować się poza ogrodzeniem. Strugi deszczu rozmyły jej sylwetkę na długo
przed tym, jak rozległ się trzask aportacji.
— Czemu wierzysz, że to zrobię? Nawet nie poprosiłaś o
Wieczystą Przysięgę.
Szept zgubił się w dudnieniu deszczu o ziemię i scena
rozpłynęła się w nicość.
* * *
Następne
wspomnienia były zaledwie mieszanką ekspresji i dźwięków. Następowały jedna po
drugiej, tak że Harry mógł rozróżnić jedynie urywki rozmów.
— Kiedy się
urodził?
— Trzydziestego
pierwszego lipca.
— Za wcześnie.
Harry miał przyjść na świat w drugiej połowie sierpnia.
— Czy to
ważne?! Fakt jest faktem. Trzeba coś zrobić!
— Co za ironia.
Kupiłeś Potterom zaledwie rok. Widać nie da się oszukać przeznaczenia.
— Ukryj ich.
Zrobię wszystko, ale ukryj ich.
Rozdzierający płacz.
— Prosiłem go, żeby ją oszczędził. Błagałem…
— Jednak Lily postanowiła oddać za Harry'ego życie. Bez
ciebie jednak nie zdałoby się to na wiele.
— O czym ty…
— Nie musiała umierać, bo Voldemort obiecał ją
oszczędzić. Lily dokonała wyboru i wtedy, i tylko wtedy, można mówić o prawdziwym
poświęceniu. To dlatego nie był w stanie chłopca zabić.
— Gdyby ten bachor się nie urodził, nigdy nie miałoby
to miejsca!
— A co z twoim udziałem, Severusie. Jesteś bez winy?
— Oczywiście, że nie!
— Voldemort wróci. Kiedy przyjdzie czas, będziesz
musiał Harry'ego chronić.
— Już złożyłem obietnicę. Nie trzeba wymuszać na mnie
drugiej.
* * *
Wreszcie wir uspokoił się i przed oczami Harry'ego
uformowało się nieznane pomieszczenie. Ściany były tu wykonane z kamienia, ale
pluszowy dywan i liczne arrasy nadawały przytulnego charakteru. Przy dużym
kominku siedzieli Snape i Dumbledore, a wyglądem nie różnili się od swoich
współczesnych wersji. Obaj sączyli Ognistą Whisky i aby napić się z własnej
szklanki, dyrektor odsuwał wąs, który w świetle płomieni wyglądał, jakby był ze
złota.
— I tylko on jest w stanie go pokonać? — przerwał
ciszę Snape.
— Skądże. Gdyby istniało więcej wieszczek, byłoby też
więcej tego typu przepowiedni. Hm… albo i nie, biorąc pod uwagę to, jak bardzo
potrafią być wybiórcze.
— Więc twoim zdaniem są inni?
— Nie zrozumiałeś mnie, Severusie. Nie mówiłem o
konkretnych jednostkach. Kto powiedział, że tylko jeden czarodziej musi tego
dokonać?
— Zatem jakie miało znaczenie, że lata temu zdradziłem
ją Czarnemu Panu? Byłeś wtedy bardzo niezadowolony. — Pociągnął łyk ze szklanki
i dodał ze wstrętem: — A wszystko okazało się jedną wielką bujdą. Bo jakie
Potter może mieć wyjątkowe zdolności? Niewyczerpalny zapas głupoty?
— Przepowiednia mówiła prawdę — rzekł Dumbledore z
naciskiem. — Harry posiada moc pokonania Voldemorta. Ni mniej, ni więcej.
Równie dobrze mógłby, jak wielu innych uzdolnionych czarodziejów, po prostu żyć
swoim życiem i liczyć, że ktoś inny wykona brudną robotę. Tylko fakt, że jest
zbyt mocno uwikłany w wojnę, sprawia, iż prędzej czy później stanie przeciwko
niemu. Przepowiednia niczego nie zmienia w tej kwestii. Jednak wiedząc o niej,
Voldemort miał szansę przeciwdziałać. Choć wyszło na jaw, że robiąc to, wykopał
pod sobą dołki.
— Co masz na myśli?
— Och, nic takiego. W swoim czasie zobaczysz.
Zapewniam cię jednak, że będzie to wyjątkowo zjawiskowe widowisko.
Nieoczekiwanie Harry poczuł rękę zaciskającą się na
jego ramieniu i szarpnięcie. Świat zawirował i ku własnemu przerażeniu znalazł
się z powrotem w gabinecie Prince Manor oko w oko z prawdziwym Snape'em.
___________________
[1] Fragment kołysanki Grzegorza Turnau „W muszelkach twoich dłoni”.
[2] Całość dostosowałam do moich potrzeb na podstawie oryginalnej przepowiedni zaczerpniętej z „Harry'ego Pottera i Zakonu Feniksa”. W tym opowiadaniu proroctwo nie odgrywa zbyt istotnej roli. Jak pewnie zauważyliście, skróciłam je i zmieniłam fragment o trzykrotnym oparciu się. Snape ostatecznie wyrzekł się Voldemorta, stawiając mu cichy opór, dlatego również wlicza się w przepowiednię.
A/N: Długo to trwało, zarówno pisanie i betunek, ale jak widzicie rozdział jest spory. Już po raz drugi ma niemal 10 tyś słów. Tak więc nic więcej nie mam do dodania, no może poza tym, że zakochałam się w połączeniu piosenki "Skyfall" z Harrym Potterem (zainteresowanych zapraszam do polecanek miesiąca). Nuciłam to sobie przez cały czas pisania. Miłej lektury i komentowania :D
Ojej nowy rozdział! Powiem ci że bardzo mi się przyjeemnie czytało;)
OdpowiedzUsuńCieszę się że wkońcu odnalazłaś wene :)
Życzę wytrwałości zarówno dla autorki jak i dla bet ;D
~Złotalia~
Myślałam, że tego nie zrobisz. Końcówka była zbyt przewidywalna, potem następny rozdział będzie o kłótni Seva z Harrym i niebardzo mi się to podoba... Skoro Harry widział tyle wspomnień to w myślodsiewni Snape'a musiała być połączona wiązanka ich, bo w książkach zawsze jest mowa o jednym wspomnieniu podczas wypadu do myślodsiewni, ale cóż i tak podobało mi się.
OdpowiedzUsuńTylu rzeczy się dowiedział Harry, ale aż mi się wnętrzności skręcają gdy sobie pomyśle o ślepej furii Severusa... Smutne.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.
W myślodsiewni nie musi znajdować się tylko jedno wspomnienie. W którymś tomie Dumbledore odsiewał do naczynia kilka myśli naraz. No i gdy Harry wpadł do niej w Czarze Ognia, widział kilka wspomnień Dumbledore'a :)
UsuńRozdział super!!! z niecierpliwością czekam na następny!! Wiadomo kiedy będzie? Czekam! ~Julie
OdpowiedzUsuńNie wiadomo :) Usunęłam belkę z datami aktualizacji, bo przewidywanie ich szło mi niczym wygłaszanie przepowiedni przez Trelawney. Dwie na tysiąc były trafne :D
UsuńNaprawdę super rozdział. Cieszę się, że tak wiele kwestii zostało wyjaśnionych. Między innymi ważne były powody, dla których Severus przyłączył się do Czarnego Pana oraz oczywiście w jakich okolicznościach i kiedy Harry został poczęty. Trzeba przyznać, że tym rozdziałem wybieliłaś czyny Snape'a. Bo okazuje się, że wcale nie był złym czarodziejem, że poparł Voldemorta tylko po to by ratować matkę. Oczywiście miał też inne pobudki, ale to, że chciał się kształcić i robić coś co go fascynowało nie wydaje się aż takie złe. Ciekawi mnie też kwestia polityki Voldemorta. Dobrze, że zwróciłaś na to uwagę. Bo to mało prawdopodobne, że ludzie go popierali wiedząc, że jest okrutny i bezwzględny. Musiał reprezentować coś pozytywnego sobą i jestem ciekawa co. Mam nadzieję, że wspomnisz kiedyś o tym coś więcej. Co do poczęcia Harry'ego... Ta scena była taka romantyczna! I biorąc pod uwagę ich wcześniejsze relacje, przyjaźń, przywiązanie... to to zbliżenie nie dziwi. To było takie niewymuszone, wręcz naturalne, po prostu idealny moment.
OdpowiedzUsuńNa początku przeszkadzało mi to, że w poszczególnych scenach nie było powiedziane ile mniej więcej Severus ma lat. Trzeba było się domyślać i sprawiało mi to lekkie trudności z umiejscowieniem tego w czasie i wyobrażeniem sobie bohatera. Potem już ten wiek nie był tak istotny, a było wiadomo co po czym się dzieje więc było okej pod tym względem.
Sam Snape strasznie urósł w moich oczach. Powody dla przystąpienia do Voldemorta wydają się być racjonalne. Okazuje się, że Severus ma jednak jakieś uczucia, umie kochać i potrafi rozróżnić dobro od zła. Bardzo podoba mi się to, że zaczął szpiegować dla Dumbledore'a po tym jak zobaczył co naprawdę Czarny Pan robi z jego eliksirami. To znaczy, że jego powodem nie była tylko chęć ocalenia Lili, jak było w kanonie. Snape ma sumienie! Łał. Po prostu teraz jego wszystkie czyny mają jakieś dobre uzasadnienie.
Jestem strasznie ciekawa jak będzie wyglądać reakcja Snape'a na wizytę Harry'ego w myślodsiewni. Czuję, że będzie gorąco.
Tak trzymaj, bo jesteś genialna i pisz dalej. Weny życzę.
Wiki
Warto było czekać na ten rozdział, rewelacyjny. Bardzo mi się podobał. Po raz kolejny gdy doszłam do końca rozdziału to żałowałam , że się już skończył.
OdpowiedzUsuńJednym z kluczowych zagadnień w rozdziale są powody Snape dla których przyłączył się do Voldemorta. Nie potrafię potępić Snape'a gdy okazuje się że przystąpił do niego aby pomóc chorej matce. Pozostaje jeszcze fascynacja czarną magią, lecz interesowanie się nią, a zrobienie z premedytacją komuś krzywdy to dwie różne rzeczy.
Życzę weny i czekam na kolejne rozdziały.
Asia
kochana moja , proszę dodawaj kolejne rozdziały! Ja niestety nie mam w domu neta i... jak tylko powróci to od razu biore się za czytanie! :)
OdpowiedzUsuńWENY!! ^^
Ale ja nie mam kolejnych XD Jeszcze nie napisane.
Usuńto pisz kochanie ;P hehe :))
OdpowiedzUsuńnie wiem którego będę miała neta więc. xD
Kiedy będą kolejne?? Świetnie piszesz!!!
OdpowiedzUsuńhalo jak tam rozdzialik następny? :) Już patrz który dziś jest!! ;P
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy i wiele tłumaczący. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny :) Dużo weny- H.
OdpowiedzUsuńoh mój... Dopiero zaczynam czytać Twoje opowiadanie, ale zachwyciło mnie już od początku. Mam nadzieję, że nim doczytam do 16 rozdziału ukaże się następny... podoba mi się strasznie! Napiszę coś więcej jak zagłębie się w fabułę. Mam nadzieję, że nie masz zamiaru odpuścić sobie tego oopowiadania :) Trzymam kciuki, Wena życze i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpatka
Zatem niecierpliwie czekam na dłuższy komentarz :D
UsuńNie, opowiadania nie odpuszczę :) Nawet jeśli zdarza mi się aktualizować bardzo rzadko (czyli jak ostatnio co kilka miesięcy), to zawsze wracam do pisania i nie mam żadnych planów by przerywać. A z najnowszych informacji mogę zdradzić, że rozdział 17 jest już napisany w całości na brudno, a nawet zaczęłam pisać rozdział 18. Ale trochę potrwa aż będę miała czystą wersję. Akcja przyspiesza, więc muszę troszeczkę wyjść wprzód z pisaniem, aby nie pojawiły się później nielogiczne babole.
Świetne opowiadanie!! Kiedy pojawi się 17 rozdział?
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuńNiedawno znalazlam twoje opowiadanie
OdpowiedzUsuńBlagam, jest takie shzbsuxqzUd
Nie zostaje mi nic jak czekac na nastepny rozdzial
Weny =3
Haalo! Patrz już 5 miesięcy a tu nic! Umieramy z ciekawości co będzie dalej!
OdpowiedzUsuń~Złotalia~
Wiem, wiem. Najnowszy rozdział już został wysłany do bety i oczekuję, że do następnego weekendu będę mogła opublikować :) Spodziewam się wtedy wielu pięknych komentarzy dających mi motywacji do szybkiej aktualizacji rozdziału 18, nad którym obecnie pracuję (3/4 mam już za sobą).
UsuńPozdrawiam!
Nawet nie wiesz jak mi humor poprawłaś. :D
Usuń~Złotalia ~
Twoje opowiadanie jest bardzo fajne. Podoba mi się relacja między Harrym a Severusem.
OdpowiedzUsuńPo tym jak Harry zajrzał do myślodsiewni na pewno będzie jakaś awantura. Ciekawi mnie jak to się dalej potoczy.
Kiedy wstawiasz następny rodział? Miał być chyba w weekend.
Olka
Dziękuję za miłe słowa. Tak, przewidywania były na weekend, ale beta była zaganiana i zapowiedziała, że dopiero jutro zwróci rozdział. Tak bywa :) Czy już jutro go puszczę, nie mam pojęcia, bo muszę najpierw zobaczyć, ile rzeczy jest do poprawy. Ale tak czy siak, długo czekać nie będziesz :D
UsuńMam pytanie. Prowadzisz tylko tego bloga czy jeszcze coś piszesz? Bo ciągle szukam jakiegoś dobrego tekstu w tej oto tematyce ale nie mogę znaleźć.
OdpowiedzUsuńOlka
Tytuły i linki do wszystkich moich tekstów podane są na podstronie "Autor". Może znajdziesz tam coś dla siebie, choć "Magia Przynależności" jest jedynym tekstem, jaki napisałam z motywem ojcostwa.
UsuńAha. No właśnie nie kręcą mnie teksty takie jak np. Snarry. A mogłabyś mi polecić jakiegoś severitusa lub podobny tekst coś żeby nie pyło takich par jak np w Snarry.
UsuńNa moim chomiku phoe1 znajdziesz parę severitusów i mentorsów :) Podawałam też linki do moich ulubionych ff w komentarzu pod którymś z ostatnich rozdziałów.
UsuńWielkie dzięki. A ci będzie z nowym rozdziałem ? :)
Usuńtwoja historia jest jak narkotyk. Irytująca, marnująca czas, a jednocześnie wciągająca. Nie wiem co takiego mnie tu trzyma i dlaczego po takim okresie czasu znowu tu zajrzałam. Jednak wiem jedno wiadomość o możliwości nowego rozdziału spowodowała, że znowu się uśmiechnęłam do monitora.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jednak nie będzie to historia jakich wiele o fantastycznym początku i braku zakończenia.
Życzę weny i jeszcze raz weny bo są osoby, które lubią twój styl pisania.
Taj ciężko jest to czytać...Fragmenty o miłości Severusa do Lily łamią mi serce. -crouch_jr
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńchyba dobrze, że Harry zobaczył, choć w małym stopniu poznał matkę, ale z drugiej strony Severus może być wściekły...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, dobrze, że Harry zobaczył te wspomnienia, choć w małym stopniu poznał swoją matkę, ale z drugiej strony Severus może być tutaj bardzo wściekły...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, uważam, że dobrze się stało, że Harry zobaczył jednak te wspomnienia Severusa, choć w małym stopniu poznał matkę, ale mam nadzieję, że Severus nie będzie wściekły... przecież to był wypadek...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, Harry w pewien sposób poznał matkę, ale i samego Severusa to jak kształtowało się jego życie, wybory, decyzje, przeciwności... Harry może teraz inaczej spojrzeć na Severusa, ale oby Severus nie był aż tak zły to był tylko wypadek, Harry nie zrobił przecież tego z premedytacją...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka
Moim życzeniem w tej chwili jest, aby Bóg nadal błogosławił dr Ibinobę za jego dobre uczynki na rzecz życia tych ludzi, którzy mają złamane serce. Nazywam się Michael DeBruin i pochodzę z Niemiec, minęło trochę czasu odkąd nastawienie mojej kochanki zmieniło się z opiekuńczego typu, którym była dla mnie, ale później okazało się, że wcale nie jest opiekuńcza. Ale niedługo później odkryłem, że moja kochanka ma romans z kimś innym, po czym powiedziała mi, że nie potrzebuje mnie po tym wszystkim, przez co przeszliśmy. Pewnego dnia przyjaciel powiedział mi o rzucającym zaklęcie, że z zaklęciem Odzyskam moją kobietę, wziąłem jego numer komórki, a następnie zadzwoniłem do niego, a także przez WhatsApp, na co mi odpowiedział, a ja złożyłem kilka ofiar rzucającemu zaklęcie, a on kupił dla mnie przedmioty, których użył do poświęceń, a później zadzwonił do mnie że przed 48 godzinami moja miłość wróci do mnie i teraz jesteśmy w sobie zakochani bardziej niż kiedykolwiek. możesz skontaktować się z nim na WhatsApp +2348085240869, e-mail: dromionoba12@gmail.com..Mój kochanek wrócił i zerwał z innym facetem, z którym miała związek ... Dziękuję dr Ibinoba
OdpowiedzUsuń