Każda decyzja jest wyrzeczeniem się tego, co nie zostało wybrane.
— Władysław Tatarkiewicz
— Jak mogła? — wysyczał Snape. — Jak ta suka mogła!?
Część portretów
sapnęła z niedowierzania, a część zaczęła wykrzykiwać komentarze pełne
oburzenia. Dumbledore uniósł dłoń, nakazując ciszę. Snape zerwał się na równe
nogi i nerwowym krokiem zaczął przemierzać gabinet.
— Lily kochała Jamesa i bała się go stracić. Teraz
jednak, czy tego chcesz czy nie, pozostałeś jedyną osobą, która jest w stanie
zaopiekować się Harrym i do tego zrobić to właściwie.
— Kochała
Pottera — prychnął Snape z nienawiścią. — Miłość rzeczywiście jest ślepa. Znała
mnie od piaskownicy. Przyjaźniliśmy się całe życie. To przez nią sprzeciwiałem
się ojcu! Nawet obiecałem ochronić jej dziecko, bo tylko tyle mogłem dla niej
zrobić. I dotrzymywałem tej pieprzonej obietnicy każdego pieprzonego dnia. A ona, tak po
prostu, nic mi nie powiedziała!
— Byłeś wtedy
śmierciożercą.
Snape zatrzymał się i spojrzał na starszego
czarodzieja. W czarnych oczach zabłysł ból, a usta wykrzywiły się w uśmiechu
pełnym goryczy.
— Dobrze wiesz,
dlaczego się do niego przyłączyłem.
— Ona jednak
nie wiedziała. Severusie, Harry cię potrzebuje...
— Nie! —
zagrzmiał i uderzył pięścią w blat biurka. Maleńkie urządzenia leżące na nim
podskoczyły i zagrzechotały. — Wolała oddać mojego potomka temu parszywemu
sukinsynowi, który dręczył mnie przez lata w Hogwarcie? Dobrze. Skoro odważyła
się błagać o czar, który miał sprawić, że nie przypominał mnie, Severusa Snape'a, to nie kiwnę teraz nawet palcem, by go
chronić. Nigdy jej tego nie wybaczę, rozumiesz? Nigdy.
Dyrektor podniósł
się z fotela i utkwił twardy wzrok w mistrzu eliksirów, który targany gniewem i
wzburzeniem ponownie rozpoczął wędrówkę w tę i z powrotem. Od postawy starego
czarodzieja promieniowała tak potężna magia, że zapewne każdy łącznie z
Voldemortem zląkłby się, ale Snape był zbyt rozgoryczony zdradą, by zauważyć,
co się wokół niego dzieje.
— Radzę ci się
uspokoić i przemyśleć to, co powiedziałem — rzekł Albus, a w jego głosie nie
było łagodności. To były słowa nieznoszące sprzeciwu.
— Nie zmusisz
mnie! — syknął Snape.
Nastąpiła
chwila nieznośnej ciszy, lodowatej niczym powietrze na biegunie polarnym.
— Masz rację.
Nie zmuszę.
Nagle Severus
odwrócił się plecami do Albusa. Stał tak przez moment, po czym powolnym ruchem
sięgnął po proszek Fiuu leżący na gzymsie. Zanim zielony pył zatańczył w palenisku,
padły ciche słowa:
— Mój syn czy
nie, wystarczająco dobrze poznałem go przez te wszystkie lata. Nigdy nie byłbym
dumny z takiego dziecka.
Po tych słowach
odziana w czerń sylwetka zniknęła w płomieniach. W gabinecie zapadła zupełna
cisza. Nawet portrety nie odezwały się słowem.
* *
*
Snape wrócił do
Prince Manor tylko na chwilę. Nogi same go prowadziły, gdy przemierzał
korytarze. Dotarł do sypialni, szybkim ruchem zagarnął najbardziej potrzebne
rzeczy i chwycił płaszcz. Kiedy wracał do salonu, natknął się na pielęgniarkę.
Zdziwiona otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale widząc lodowate spojrzenie
posłane w jej kierunku, zamknęła je z powrotem. Otrząsnąwszy się z zaskoczenia,
podążyła za Snape'em do salonu.
— Severusie,
potrzebuję twojej pomocy. Pan Potter...
Snape odwrócił
się ze wściekłym grymasem na twarzy i wycedził:
— Nic mnie to
nie obchodzi. — Zrobił krok w jej stronę, zmuszając do cofnięcia się. — Ten
dzieciak nawet kiedy jest nieprzytomny, skupia na sobie całą uwagę i wszyscy
muszą wokół niego skakać. — Uśmiechnął się drwiąco, a było to jeszcze bardziej
przerażające niż wcześniejszy grymas. — Sugeruję ci znaleźć kogoś innego do
niańczenia Pottera, ponieważ nie mam zamiaru robić już niczego, co jest z nim
związane.
— Ale profesor
Dumbledore...
— Dumbledore
dokładnie zna moje stanowisko w tej sprawie.
— Jak możesz!?
— wykrzyknęła pielęgniarka z frustracją i skrzyżowała ręce na piersi. — Co cię,
na Merlina, opętało? Wpadasz tu jak Furia, a kiedy proszę cię...
— Chcesz
wiedzieć czemu? — spytał Snape niebezpiecznie niskim głosem. — Zapytaj naszego
drogiego Albusa. I przy okazji przekaż mu, że jeśli przyjdzie mu do głowy mnie
szukać, to niech sobie daruje i zrobi mi przysługę, dławiąc się swoimi
cytrynowymi dropsami.
W tym momencie
w progu salonu stanęli Lupin i Tonks, a za nimi Shacklebolt. Przybyli
świstoklikiem, co oznaczało, że wrócili ze zleconych im misji. W
skonsternowaniu patrzyli na rozgrywającą się przed nimi scenę.
Obecność
wilkołaka wywołała w Snapie jeszcze większą wściekłość. Przez chwilę wyglądało
na to, że przygotowuje jakąś wyjątkowo paskudną obelgę. Zapragnął rzucić
Lupinowi prosto w twarz, że chłopak, którego zawsze tak chwalił i przyrównywał
do Jamesa, nie jest w rzeczywistości synem najlepszego przyjaciela. W tym
momencie chciał zranić, aby zabolało tak mocno, jak jego zabolała zdrada Lily.
Jednak prawda była czymś więcej niż ironicznym żartem losu. To była jego własna
hańba, bo dziecko cały czas było jego. Krew z jego krwi, kość z jego kości.
Zrobiono z
niego głupca.
— Ach, do
diabła z tym!
Snape wkroczył
w zielone płomienie i kiedy zamykał oczy, chroniąc je przed różnokolorowym
wirem, usłyszał jeszcze głęboki głos Shacklebolta wołający jego imię.
Po chwili
podróży wylądował w Snape Manor. Był pewny, że Dumbledore nie da mu spokoju.
Prędzej czy później przyjdzie do niego i wygłosi te swoje gryfońskie frazesy
mające na celu nakłonienie go do podjęcia „słusznej” decyzji. Jednak wiedział
też, że Albus nie posiadał dostępu do rezydencji na Spinner's End. Nie w
sposób, który nie obejmowałby włamania. A tego Albus Dumbledore by nie zrobił.
A przynajmniej Snape miał nadzieję, że nie zrobi.
Zablokował
kominek, rzucił kilka dodatkowych zaklęć zabezpieczających, po czym rozejrzał
się po saloniku, tak samo małym jak przed laty i tak samo pełnym wspomnień. Na
chwilę jego czarne oczy straciły zimny wyraz, sprawiając wrażenie nieobecnych.
Nie był świadomy, jak mocno zaciska palce, ani ich drżenia czy tego, jak bardzo
zbielały.
Potter. Nie.
Syn. Jego własny pieprzony syn.
Ale to przecież
normalne, prawda? Całe jego życie było ironią, żałosnym przedstawieniem.
I wtedy tląca
się w nim furia pochłonęła go zupełnie, odbierając wszelką racjonalną myśl i
ostatnią iskrę opanowania.
O ścianę
roztrzaskało się krzesło, które poderwał zaklęciem. Tak, to było dobre. Krzesła
były duże i wydawały tak cudownie satysfakcjonujące dźwięki, kiedy łamały się
jak gałązki. Culterem rozdarł gobelin przedstawiający ród Snape'ów i ten sam
los spotkał kilka obrazów. Postacie uciekały ze swoich ram z krzykiem
przerażenia. Wazony i fiolki rozprysły się na maleńkie odłamki, zasnuwając
podłogę drobnym pyłem. A on dalej niszczył, łamał, darł, rozszarpywał, tłukł i
palił. Powietrze aż wibrowało od czarnej magii, ale niewiele go to obchodziło.
Nawet jeśli czuł, że mógłby teraz zrobić coś naprawdę strasznego.
Po kilku
minutach opuścił różdżkę. Omiótł spojrzeniem zdemolowany salonik, ale ten widok
nie ukoił jego gniewu. Powolnym krokiem skierował się do kuchni i otworzył przeszklony
barek. Przypomniał sobie, że ma gdzieś tutaj butelkę Ognistej Whisky. Nie miał
zwyczaju pić, ale trzymał parę trunków specjalnie dla gości.
Jego ojciec
chlał na umór, więc dobrze wiedział, co alkohol potrafi robić z człowiekiem.
Uważał za żałosne pozbawiać się kontroli w tak prymitywny sposób. Teraz jednak
czuł — po raz pierwszy w życiu — że potrzebuje czegoś naprawdę mocnego. Chwycił
szklankę, nalał do pełna i jednym haustem opróżnił jej zawartość do połowy.
Przechylił naczynie jeszcze raz, po czym ponownie zapełnił.
Kiedy wrócił do
salonu, zapadł się w fotelu, który najmniej ucierpiał; był połamany tylko
trochę i dało się w nim siedzieć. W tym samym momencie poczuł znajome
zawirowanie magii w powietrzu i w sekundę później spoglądał prosto w oczy
srebrnego feniksa.
— Kiedy będziesz gotowy, będę na ciebie
czekał.
— Nigdy! —
wykrzyknął Snape z pasją.
Rzucona
szklanka przeleciała przez patronusa, sprawiając, że rozpłynął się w powietrzu,
a następnie rozbiła się o ścianę.
* *
*
Kiedy pół
godziny później Dumbledore wszedł do Prince Manor, od razu zauważył osobliwe
zjawisko. W kuchni, w towarzystwie parującej herbaty, siedzieli Kingsley,
Tonks, Lupin oraz Poppy i rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami oraz w
wielkim skupieniu. Wyglądało to tak, jakby właśnie odbywali jakąś nagłą i tajną
naradę.
Albus
odchrząknął grzecznie, chcąc zaanonsować swoje przybycie.
— Och, Albusie!
— zaczęła natychmiast Pomfrey. — Dobrze, że jesteś. Z Severusem stało się coś
niedobrego. Wrócił skądś okropnie wściekły i zaraz potem zniknął w kominku.
— Czy
powiedział, jaki był powód jego... wzburzenia? — zapytał Dumbledore.
— Niestety nie.
Dał nam tylko do zrozumienia, że będziesz w stanie nam to wyjaśnić, i… —
zrobiła wyjątkowo cierpką minę — cytuję: „przekaż mu, że jeśli przyjdzie mu do
głowy mnie szukać, to niech sobie daruje i zrobi mi przysługę, dławiąc się
swoimi cytrynowymi dropsami”.
Tonks parsknęła
śmiechem, za wszelką cenę starając się zamaskować to nagłym atakiem kaszlu.
— Tak, mogłem
to przewidzieć — mruknął Albus, na co Tonks ponownie parsknęła.
Cztery pary
oczu wpatrywało się w starszego czarodzieja w nadziei usłyszenia jakiegoś wyjaśnienia,
które nie nadeszło. Zamiast tego dyrektor zapytał:
— Jakaś poprawa
u Harry'ego?
Pielęgniarka
zawahała się, ale po chwili przytaknęła krótko i odrzekła:
— Zdecydowanie
wyniki są lepsze niż przed podaniem eliksiru, więc fizycznie chłopiec wraca do
zdrowia, choć wciąż niewiele wiadomo o stanie jego umysłu. Chciałam, żeby Severus
go przebadał, ale odmówił, zanim zdążyłam mu cokolwiek wyjaśnić.
Kingsley pokiwał
głową z dezaprobatą. Jak można być takim sukinsynem i swoją frustrację
wyładowywać na bezbronnym dziecku, które potrzebuje pomocy? W tym momencie
zupełnie nie rozumiał Snape'a. Tym bardziej że od kiedy mężczyzna przeszedł na
jasną stronę, sumiennie wywiązywał się ze wszystkich zadań. Nieraz też
ryzykował życiem, by ostrzec Zakon przed atakami Voldemorta. Co musiało się
wydarzyć, żeby teraz tak postąpił?
Nagle przez
drzwi balkonowe wleciał Fawkes, kierując się prosto w stronę dyrektora. Ptak
wylądował na wyciągniętym ramieniu. Do nóżki miał przywiązany kawałek pergaminu.
— Co tu masz,
mój drogi? — mruknął Albus i uwolnił ulubieńca od przesyłki.
Fawkes wzbił
się w powietrze z radosnym trelem i osiadł na wyczarowanej żerdzi. W tym czasie
Dumbledore zaczął czytać treść liściku, a kiedy skończył, spojrzał na Lupina
zza okularów-połówek.
— Cóż, wydaje
mi się, że Łapa niebawem nas odwiedzi. Wszystko idzie zgodnie z planem. —
Orzechowe oczy Lupina zamigotały radośnie na tę wieść. — Teraz jednak mamy
pewne zadanie do wykonania. Właśnie otrzymałem zgodę na przeniesienie Kwatery
Głównej do rezydencji Blacków.
— Szpieg? —
zapytał natychmiast Lupin.
W całej
historii Zakonu tylko raz zmieniali kwaterę i wtedy wiązało się to z wykryciem
rzekomej zdrady Syriusza.
— Na szczęście
nie w tym przypadku — odparł łagodnie dyrektor. — Pewne... okoliczności
sprawiły, że Severus będzie potrzebował rezydencji tylko dla siebie. Chciałbym
jak najszybciej zabezpieczyć to miejsce przed dostępem kogokolwiek z zewnątrz.
Cała czwórka
jak na zawołanie zmarszczyła czoła.
— Wyjaśnisz
nam, skąd ta nagła potrzeba? — spytał Kingsley z półuśmieszkiem.
— W swoim
czasie nie będzie to tajemnicą — odrzekł Albus pogodnie i wyciągnął z jednej z
kieszeni rolkę cytrynowych cukierków. — Dropsa?
Tonks parsknęła
i zakasłała po raz kolejny.
Cóż, u Albusa
Dumbledore'a każda informacja miała swoje miejsce i czas. A cytrynowe dropsy, w
przeciwieństwie do informacji, nigdy nie były niemile widziane. Przynajmniej w
odczuciu dyrektora.
— Nimfadoro,
przekaż osobiście Minerwie i Weasleyom, że jutro o dwudziestej odbędzie się tu
ostatnie spotkanie. Ja zbiorę resztę zespołu. Trzeba będzie przedyskutować
niektóre kwestie i przygotować się do przeniesienia.
* *
*
Wkrótce okazało
się, że „nigdy” wykrzyczane do patronusa, skurczyło się do czterech dni. Snape
podjął męską decyzję. Musiał porozmawiać z Albusem. Było kilka spraw, które
potrzebował wyjaśnić, a nie potrafił tego tak zostawić. Miał też bolesną
świadomość, że nie będzie mógł unikać Albusa w nieskończoność. W tym celu
przesłał przez medalion wiadomość, że wieczorem przybędzie do letniej
rezydencji dyrektora w Hinderwell.
— Dlaczego mi
powiedziałeś?
Żadnych
grzeczności, powitań, wstępów. Przyszedł w konkretnym celu i nie zamierzał
tracić niepotrzebnie ani sekundy. Do tej pory uspokoił się na tyle, by zachować
resztki zdrowego rozsądku, ale jego kruche opanowanie w każdej chwili mogło
rozsypać się w proch.
Dumbledore
spojrzał uważnie na podwładnego, który siedział sztywno na rażąco fioletowej
kanapie będącej centralnym elementem bawialni. Uznając, że nie może przedłużać
milczenia, bo może to się źle skończyć dla nich obu, wyjaśnił:
— Ponieważ
miałeś prawo wiedzieć. Nie pochwalam tego, co zrobiła Lily, nawet jeśli
rozumiem jej motywację.
— I to
wszystko? — zakpił Snape. — Twoje gryfońskie poczucie obowiązku kazało ci mnie
uświadomić? A może powiedziałeś mi o wszystkim tylko dlatego, by trzymać
Złotego Chłopca z dala od Knota? Skoro nie udało ci się dalej podrzucać go
mugolskim krewnym, to może by tak pomyśleć o poczciwym Severusie?
Nagle wyraz
oczu starca stwardniał, a cała dobrotliwość prysła w jednej sekundzie.
— Chcę, aby to
było dla ciebie jasne. Nigdy nie trzymałbym Harry'ego z daleka od jego
prawdziwego ojca. Chłopiec zasługuje na to, by mieć rodzinę, a ty masz pełne
prawo do odzyskania syna.
— Czyli nie
wiedziałeś? — upewnił się Snape. Przez te kilka dni wielokrotnie analizował
całą sytuację pod różnymi kątami. Rozważał nawet możliwość, że Albus znał prawdę
już wcześniej, ale ujawnił ją dopiero wtedy, kiedy okazało się to konieczne. —
Nie wyczułeś?
Dumbledore
westchnął i złączył dłonie na podołku.
— Nie umiem
wyczuwać aur jak Lily, a czar został rzucony niezwykle umiejętnie. Nigdy się
nie domyśliłem.
Snape był
nieufnym człowiekiem, ale był też piekielnie dobrym oklumentą i legilimentą.
Dumbledore mógł być najpotężniejszym czarodziejem współczesności, ale w magii
umysłu Severusowi nie dorównywał. Severus obserwował go zatem wnikliwie. Już po
chwili jednak musiał przyznać, że w usłyszanych słowach nie było ani krztyny
kłamstwa. Zaraz po tym odkryciu poczuł ukłucie wstydu z powodu swojej paranoi.
Nie miał podstaw, aby nie wierzyć Albusowi. Dyrektor jeszcze nigdy go nie
okłamał, a jeśli chciał zachować jakieś informacje dla siebie, po prostu nie
odpowiadał na pytanie lub mówił wprost, że odpowiedzi takowej nie udzieli.
— Jak wszedłeś
w posiadanie tego wspomnienia? — indagował dalej Snape.
— Po
zakończeniu wojny Septimus Weasley poświęcił się badaniom, spędzając większość
czasu w Amazonii. Na przestrzeni ostatnich lat mój kontakt z nim ograniczył się
do zaledwie kilku listów. Dwa tygodnie temu jednakże poprosił mnie o
natychmiastowe spotkanie, twierdząc, że ma do przekazania bardzo ważne
informacje. I owszem, jego pomoc okazała się nieoceniona. Tyle że nie tylko w
kwestii, którą miał na myśli.
Snape
zmarszczył brwi.
— Niemożliwe,
żeby przekazał ci wspomnienie o Lily, skoro była to taka wielka tajemnica.
— Sądzę, że
miał na to wpływ stan, w jakim go znalazłem — wyjaśnił Albus. — Kiedy przybyłem
na miejsce, dowiedziałem się, że w czasie pracy zraniła go wyjątkowo paskudna
klątwa, która powoli acz systematycznie odbierała mu życie. Nic nie można było
zrobić.
Dumbledore
zapatrzył się w przestrzeń, gdy jego myśli powędrowały daleko w przeszłość, pogrążając
się we wspomnieniach o jednym z najlepszych przyjaciół. Po
chwili starszy czarodziej kontynuował:
— Przed swoją
śmiercią Septimus zdążył przekazać mi kluczowe informacje i wspomnienia z
przeprowadzonych eksperymentów. Wśród właściwych wspomnień było też parę takich
jak to, które ci pokazałem. Zupełnie przypadkowych i ze sobą niepowiązanych.
Do Snape'a
dotarło, że gdyby nie czysty przypadek, prawda zostałaby pogrzebana wraz ze
starym Weasleyem. Magomedyk najzwyczajniej w świecie chciał przekazać przed
śmiercią dorobek swojej pracy, a w zamian przyczynił się do odkrycia tajemnicy
Lily Evans. Gdyby Septimus nie był w tak złym stanie lub Albus nie przybył na
czas, nigdy by się nie dowiedzieli, że James Potter nie był prawdziwym ojcem
Harry'ego. Złość na Lily znowu w nim zawrzała, ale zdusił ją w zarodku.
— Jaka jest
twoja decyzja? — zapytał Dumbledore.
No dobrze, może
Albus nie dorównywał Snape'owi oklumencją i legilimencją, ale nawet bez
naruszania umysłu nieźle wyczuwał, o czym myśli jego rozmówca. Nie żeby był do
takich poczynań zdolny, jeśli nie istniał ku temu poważny powód. Snape
podejrzewał, że cukierkowe poczucie moralności i wiary w ludzi mu na to nie
pozwalało.
— Nawet się nie
waż — uciął Snape. — Nie zgadzam się na to, co sobie umyśliłeś.
— Masz
świadomość, że nie będę mógł chronić Harry'ego, jeśli znajdzie się pod władzą
Korneliusza? — Snape potwierdził niechętnym skinieniem głowy. — I mimo to
postanawiasz skazać swojego syna na śmierć?
— Brawo,
Albusie. Skończyły ci się argumenty, to bierzesz mnie na emocjonalny szantaż?
Nie ze mną takie gierki.
Do tego
powoływanie się na tak sentymentalne bzdury, jak tytułowanie chłopaka „jego synem”,
wywoływało odwrotny skutek od zamierzonego.
— Nie mówię
tego tylko po to, aby cię przekonać, ale byś zrozumiał, czym w istocie będzie
twoja odmowa. Opóźniłem moment wysłania Harry'ego do sierocińca o tydzień. Nie
mam jednak żadnych prawnych możliwości, aby udaremnić ministrowi dokonanie
adopcji. Ani też żadnych nieprawnych, które mógłbym teraz przedsięwziąć.
Mogę naginać zasady, jakimi rządzi się czarodziejskie społeczeństwo, ale nie
jestem cudotwórcą. — Dyrektor zamilkł na moment i utkwił twarde spojrzenie w
mistrzu eliksirów. — Chłopiec nie przeżyje tygodnia, jeśli adopcja zakończy się
sukcesem. Czy tego chcesz czy nie, to właśnie od twojej decyzji zależy teraz
jego życie.
Snape
skrzyżował ramiona na piersi jakby w pragnieniu odgrodzenia się od kierunku, w
jakim toczyła się ta rozmowa. Nie chciał mieć nikogo więcej na sumieniu,
oczywiście, że nie, i Albus doskonale o tym wiedział. Zaczął przeklinać w duchu
dyrektora. Stary, manipulatorski
piernik...
— Nie
wybaczyłem jej — zaznaczył, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
— Wiem. Jednak
gdyby Lily powiedziała ci prawdę, pokochałbyś Harry'ego.
Snape zacisnął
usta w wąską linię, ledwo powstrzymując się od powiedzenia czegoś
niestosownego.
— Już od dawna
nie wiem, co to miłość. Nie myl sumienia czy obowiązku z uczuciem.
Obaj zamilkli
na chwilę, aż w końcu Severus zadał najistotniejsze pytanie, nawet jeśli ton
jego głosu zapewniał, iż jest ono czysto teoretyczne:
— Co się
stanie, jeśli go zaakceptuję?
— Harry wróci
do swojego właściwego wyglądu. Cechy Jamesa znikną permanentnie. Proces ten
jest nieunikniony i będzie trwał około miesiąca, gdyż w innym przypadku zdjęcie
czaru byłoby zbyt bolesne.
— Czyli mam
zrezygnować z roli szpiega? — podsumował z wyrzutem. — Teraz, gdy zaryzykowałem
życie, żeby przekonać Czarnego Pana o swojej lojalności?
Dumbledore
milczał przez dłuższą chwilę, rozważając tę kwestię.
— Nie sądzę,
żeby było to konieczne. I raczej możemy się również zgodzić, że twój udział w
wojnie jest zbyt istotny, aby w tym momencie pozwolić sobie na taki krok. Poza
tym w chwili zmiany warunków zaklęcia Harry Potter przestanie istnieć.
Oczywiście gobliny od razu zorientują się, co się stało, gdyż prawo spadkowe
działa automatycznie. Majątek Potterów od tej pory będzie należał do chłopca o
nazwisku Snape. Nie obawiałbym się jednak, że ta informacja wypłynie. A
przynajmniej nie przez najbliższe lata. Gobliny chcą zachować neutralność, więc
i Gringott nie zdradzi tajemnic swoich klientów. Ponadto byłoby to niezgodne z
ich polityką i zasadami, jakimi się kierują.
— Rozumiem, że
nazwisko Pottera zniknie z dokumentów adopcyjnych? — zapytał i widząc
potwierdzenie, kontynuował: — Nie znam się na tego typu zaklęciach, więc oświeć
mnie. Sądziłem, że chodziło ci o zapewnienie świata, że chłopak jest cały i
zdrowy. Jeśli nigdzie nie będzie figurował, uznają, że jest martwy. Gringott
nic nie powie, więc będzie to jeszcze bardziej podejrzane. Zostają jeszcze akta
rodzinne, ale wszelkie zmiany trzeba wypełniać osobiście. Jeśli mój udział w
tej farsie ma być zachowany w tajemnicy, nie byłoby wskazane, aby pojawiło się
w nich nazwisko Snape.
— Na szczęście
istnieje pewna prawna furtka, która pozwoli nam tego uniknąć — wtrącił
Dumbledore z błyskiem w oku. — Być może pamiętasz, że gdy w Pierwszej Wojnie nadeszło
niebezpieczeństwo lustracji czystości krwi, wydano edykt umożliwiający każdemu
czarodziejowi i czarownicy utajnienie powiązań rodzinnych. Z radością
poinformuję cię, że do tej pory nie został on zniesiony.
Severus
wiedział, że dla czystokrwistych rodów o długiej tradycji takie działanie
byłoby zupełnie bezsensowne, gdyż każdy znał co znakomitsze linie, jednak wśród
mniej znanych nazwisk, mugolskie wpasowywały się idealnie. Oczywiście Severus
słyszał o tym prawie, ale musiał przyznać, że jego wiedza na ten temat była
więcej niż nikła.
— I... co to oznacza dla nas?
— Widzisz, czar
działa dość ciekawie. Każda niepowołana osoba, która zajrzy do akt danego
czarodzieja na sekcję „relacje rodzinne” zapieczętowanej Czarem Poufności [1],
widzi tylko puste miejsce. Ci natomiast, którzy przeczytali informacje przed
nałożeniem zaklęcia, nagle zapominają, co w niej było. Tylko urzędujący
dyrektor Hogwartu i Naczelni Magowie Wizengamotu mają wgląd do tej rubryki.
Dzięki temu czarodzieje mugolskiego pochodzenia mogli odciąć się od publicznego
definiowania rodziny na podstawie korzeni oraz ochronić się przed dyskryminacją
i prześladowaniami. Takie było założenie. Nikt jednak nie zastanawiał się, co
to będzie oznaczać dla tych, na których zostanie nałożone Zaklęcie
Przynależności [2].
Snape milczał,
aczkolwiek w głębi duszy czuł lekkie zaintrygowanie.
— Oznacza to,
że w miejscu odpowiedzialnym za status rodzinny, zostaje wprowadzona notka o
jego zmianie. Ale ponieważ sekcja rodzinna jest objęta Czarem Poufności, można
powiedzieć, że hm... ministerstwo nie ma pojęcia, że jego stary obywatel
przekształcił się w zupełnie nową osobę. Z czasem sprawa robi się jeszcze
ciekawsza, gdyż nowe dokumenty dotyczące nowego nazwiska zaczynają pojawiać się
w nowej teczce. Ponieważ Czar Poufności rzuca się na nazwisko rodowe, których
związki chce się utajnić, pojawia się precedens, gdy czarodziej przestaje być
pod tym nazwiskiem rozpoznawany. Muszę przyznać, iż mimo społeczeństwo
czarodziejskie nie jest liczne, nagłe pojawienie się dodatkowego obywatela
można przyrównać do wrzucenia igły w stóg siana. Ja sam zauważyłem wadliwość
zaklęcia dopiero w momencie, kiedy w jednym z przypadków Czar Poufności został
zdjęty i dwie teczki scaliły się w jedną.
Sprytna ta
dziura, przyznał Severus. Niezmiernie zmyślna, rzekłby nawet. Cóż, wiedział, że
prawo nie jest idealne, ale żeby aż tak spartaczyć sprawę? Kto u licha je
ustalał?
— A jeśli Knot
przeforsuje ustawę o zniesienie edyktu? Lub zrobi to inny minister, który
zajmie miejsce Knota? Trzeba brać pod uwagę każdą okoliczność — zdecydowanie odezwała
się Severusowa zapobiegliwość.
— Wtedy będę
musiał sfałszować dokumenty i obliviatować biedną Aurelię i Emeralda —
powiedział zwyczajnie Dumbledore, tak jakby mówił o pogodzie, a nie o czymś, co
może doprowadzić do wtrącenia go do Azkabanu. — Będę miał wystarczająco dużo
czasu na opracowanie awaryjnego planu i przeprowadzenie go w razie
konieczności. Do tego obliviatowanie dwóch osób jest dużo łatwiejsze niż całego
rządu.
Snape zadrżał
mimowolnie. Słowa Albusa przypomniały mu, jak niebezpieczna jest władza w
rękach jednego człowieka.
Podejrzewał, że istnieje jeszcze jeden powód, dla którego
Dumbledore aż tak ryzykował. Może pozycja Severusa wśród śmierciożerców była
ważna dla wojny, ale jak pokazały ostatnie wydarzenia, dysponowali innymi
kretami. Choć nie uśmiechało mu się umierać z bólu przez kilka dni, Czarny Pan
w końcu znudziłby się torturowaniem go przez Mroczny Znak. Czarnoksiężnik miał pilniejsze
sprawy na głowie, niż tracenie czasu na nękanie zdrajców, bo cóż mogło być bardziej
interesującego od planów przejęcia władzy nad światem i sukcesywnego realizowania
listy „do zabicia”, na której pewnego dnia niewątpliwie się znajdzie?
Jakby w
odpowiedzi na jego myśli padły następne słowa:
— Harry nie
tylko zasługuje na rodzinę, ale także na poczucie bezpieczeństwa i normalności.
Jest za młody na wojnę, która się rozpoczęła. Co więcej, będzie potrzebował
teraz szczególnej opieki. — Dumbledore nie powiedział wprost, że chodziło mu o
tortury Lucjusza. Aluzja była aż nazbyt oczywista. — Życie Harry'ego jako syna
byłego śmierciożercy nie będzie idealne, ale będzie lepsze od ciągłego
zagrożenia atakiem ze strony Voldemorta. On nie upomni się o Harry'ego, nim nie
skończy osiemnastu lat, a wtedy ty zrezygnujesz ze szpiegowania.
— Czy ty w
ogóle rozumiesz, co to dla nas oznacza!? — warknął, zrywając się nagle z
kanapy. — Złoty Chłopiec zobowiązany moją przysięgą do posłuszeństwa
Czarnemu Panu, jeśli ten tylko tego zapragnie? Nie wiem, co jest gorsze. Twój
poroniony pomysł, abym zaakceptował Pottera, wystawiając go na srebrnej tacy
jako kolejnego zwolennika ciemnej strony, czy to, że w każdej chwili Czarny Pan
może zorientować się, kim ów potencjalny zwolennik jest w istocie.
— Na twoim
miejscu nie martwiłbym się tym — odrzekł Dumbledore ze spokojem.
Snape wydał z
siebie odgłos czystego niedowierzania, ale usiadł z powrotem na kanapie. Nie
zamierzał się o to kłócić, ponieważ byłoby to bezcelowe. Wrócił do głównego tematu.
— Jak
wyjaśnisz, że Harry Potter nie będzie uczęszczał do Hogwartu? Trzeba coś wymyślić,
bo prasa zje nas żywcem.
Dumbledore
spojrzał na Snape'a znacząco.
— Żaden
czarodziej ani czarownica nie ma obowiązku uczęszczania do szkoły magii.
Obecnie gazety rozpisują się nad tym, że Harry cierpi na wyczerpanie magiczne,
co jest idealną wymówką do podjęcia prywatnej nauki. Rozsiejemy plotkę, że
udało się nakłonić Petunię Dursley do cofnięcia decyzji o wyrzeknięciu się
chłopca. Do czasu finalizacji adopcji Petunia ma prawo pierwszeństwa krwi.
Ponieważ nikt nie spodziewa się rewelacji, jakiej dostarczył nam Septimus w
swoim wspomnieniu, „Prorok Codzienny” podchwyci plotkę jako coś oczywistego i
od razu ją opisze.
— Chyba nie
sądzisz, że Knot tak szybko pogodzi się z fiaskiem swoich planów? Mogę się
założyć o swoją różdżkę, że będzie próbował dotrzeć do Petunii i namówić ją do
ponownego zrzeknięcia się praw. A wtedy pojawią się niewygodne pytania,
dlaczego Potter ma opiekuna z prawa pierwszeństwa krwi, a tym opiekunem nie
jest pani Dursley.
Dumbledore
kiwnął głową.
— Z pewnością.
Dlatego zajmę się tą sprawą tak, aby Korneliusz do niej nie dotarł. Petunia nie
odrzuci ochrony przed Voldemortem, jaką jej zaoferuję. Tak, jest zawistna i opłakuje
stratę męża oraz syna, ale nie jest głupia. Mimo wszystko, jak każdy człowiek,
pragnie przeżyć.
— W jaki sposób
czar przestanie działać?
— Stanie się
to, kiedy słownie uznasz go za syna. Nie potrzeba żadnych zaklęć czy formuł.
Jedyne, co musisz wcześniej zrobić, to podpisać zgodę na utajnienie relacji
rodzinnych Harry'ego. Należysz do grona osób z pierwszeństwa krwi, więc według
Starych Praw wolno ci to uczynić. Pozwoliłem sobie przynieść odpowiedni
dokument.
Mistrz
eliksirów uśmiechnął się krzywo. Oczywiście. Dumbledore od razu założył, że ta
rozmowa potoczy się po jego myśli i Snape podpisze ten pieprzony dokument.
Zerknął nieprzychylnym okiem na dobrotliwy wyraz twarzy dyrektora, a następnie
na kawałek pergaminu leżący na szklanym stoliku.
Przez moment
wydawało się, że dyrektor się zawahał, ale trwało to zaledwie jedno uderzenie
serca. Kiedy przemówił, jego głos brzmiał łagodnie i stanowczo:
— Musisz
zrozumieć, że nie jest to decyzja dotycząca wyłącznie wyglądu Harry'ego czy
sprawy opieki, ale także tego, kim jest on sam. Jego prawdziwej tożsamości i
przynależności. A więc kim jest to dziecko dla ciebie, Severusie? Masz teraz
wybór.
Snape
zaczerpnął głęboki oddech. Przez chwilę znowu miał wrażenie, że jest tym samym
zagubionym chłopcem ze Spinner's End. Miał wybór. Wybór, który zabrała mu Lily
czternaście lat temu. Był zły, że go pozbawiła. Wściekał się, że go oszukała. A
teraz stanął przed możliwościami, które mu odebrano. I dotarło do niego, że
jest już za późno. Że już tego wyboru dokonać nie chce.
Widział jednak
jak na dłoni konsekwencje swoich czynów. Co się stanie, jeśli odmówi. Co się
stanie, jeśli uniesie się trawiącymi emocjami zamiast chłodną logiką. Co się
stanie, jeśli teraz wyjdzie i zatrzaśnie drzwi.
Snape chwycił
pióro i zamaszystym ruchem podpisał dokument.
— Tak, Albusie.
Jest moim synem. Uznaję go.
Po chwili
ciszy, jaka zapadła po tych słowach, Dumbledore odchrząknął i oświadczył:
— Teraz
będziecie musieli razem udać się do ministerstwa w celu wprowadzenia odpowiednich
zmian w dokumentach. Ponieważ wystarczy tylko jeden świadek przy całej procedurze,
z radością wezmę w niej udział. Wszystko odbędzie się w ścisłej tajemnicy.
Snape
potwierdził krótkim skinieniem głowy, a następnie spojrzał chłodno na
dyrektora.
— Wiedziałeś,
że w końcu się zgodzę, prawda?
— Oczywiście —
odrzekł Albus. — Możesz kreować się na mrocznego sukinsyna, ale mnie nie
zwiedziesz. Byłeś wściekły i rozżalony, ale potrzebowałeś jedynie trochę czasu
oraz odpowiedniej perswazji z mojej strony. Ostatecznie, bez względu na to, co
mówisz i w rzeczywistości czujesz, ostatnią rzeczą, jakiej bym się po tobie
spodziewał, to świadome ułatwienie planów Voldemorta.
Cóż.
Oświadczenie to było nietypowe, lecz niewątpliwie prawdziwe. Severus prędzej
zacząłby wyznawać wszystkim miłość, niż przyczynił się do zwycięstwa Czarnego
Pana. Jeśli był bowiem ktoś, kogo nienawidził bardziej od Jamesa Pottera — a
jego nienawidził całym sercem i duszą — to był to właśnie Mroczny Lord.
__________________________
[1] Czar Poufności działa tylko na konkretne informacje zaklęte w konkretnym dokumencie. Oznacza to, że te same informacje nie pozostają tajemnicą, jeśli zostały opisane w innych miejscach lub przekazane przez osoby bezpośrednio zaangażowane w sprawę.
[2] Ponieważ w komentarzach czytelnicy utożsamiali Zaklęcie Przynależności z Zaklęciem Adopcyjnym, chciałam zdementować jakoby miały one cokolwiek ze sobą wspólnego. W moim świecie takie zaklęcie nie ma prawa bytu, ponieważ adopcje prowadzone są w różnym wieku, a nie wyobrażam sobie, aby każde dziecko musiało przechodzić przez tak drastyczne zmiany jak kompletna zmiana wyglądu. To byłoby krzywdzące. Jeśli więc miałabym przywołać jakieś porównanie przebiegu adopcji, wskazałabym tu na „Rok jak żaden inny” z całą formalnością – magourzędnik, papiery adopcyjne, etc.
Chciałabym podziękować za każdy dotychczasowy komentarz. Cieszę się, że opowiadanie jest czytane, a co więcej - podoba się. Ponadto zachęcam każdego - a przede wszystkim wszystkich skrytoczytaczy xD - do podzielenia się swoimi opiniami :)
Przepraszam za poprzedni brak komentarzy, ale właściwie śledzę to opowiadanie na forum Mirriel, a z racji, że nie jestem tam zarejestrowana (chyba czas to zmnienić;-) ) to nie komentuję, a tutaj nie zawsze pamiętamtam by zajrzeć. No ale do rzeczy:
OdpowiedzUsuńTeraz to się nam akcja nieźle potoczyła. Miałam nadzieję, że będzie to trochę w stylu Rok jak żaden inny, czyli Harry zostanie przez Snape'a zaadoptowany, a nie będzie jego biologicznym synem. Nie bardzo lubię, gdy Harry staje się Snapem (tym bardziej zmieniając się fizycznie), pewnie właśnie dlatego uwielbiam mentorsy. Nie mniej jednak Twojego opowiadania z pewnością nie porzucę;-) Jest w nim coś, co mnie urzekło. Po prostu;-)
Z tytułu nowego rozdziału wynika, że akcja przeniesie się na Harry'ego. Nie wydaje mi się, żeby miał on jakieś trwałe urazy umysłu, ale być może to, że był przez długi czas w ciężkim czasie odbije się na nim w jakiś sposób. I mam szczerą nadzieję, że stosunki Harry'ego i Snape'a nie ulegną natychmiastowej poprawie i mimo wszystko (choć przez pewnien czas) będą się zachować kanonicznie, czyli pajać do siebie wzajemną nienawiścią;-)
Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam, Agata.
Czytałam do tej pory z zapartym tchem! Naprawdę podobało mi się twoje opowiadanie, świeże pomysły, atmosfera ;) Do czasu aż przeczytałam, że Snape jest jednak ojcem Harry'ego, co może nie było by jeszcze takie złe, ale zmiana wyglądu mnie już po prostu odrzuca. Dlaczego? I chociaż wiem, że nie powinnam tak narzekać bo to jest jednak wola autorki to czuje lekką frustrację...
OdpowiedzUsuńW mojej wyobraźni Harry to jest taki... słodziak ^^ Drobny, cierpiący, śliczny, zmierzwiona fryzurka i charakterystyczne okularki a jak zmienia wygląd to wychodzi mi mini wersja Alana Rockmana :(( buu... (ugh)
Myślę, że czasem nie warto powielać pewnych wątków i zostawić rzeczy takie jakie są ;)
Jednak nie zamierzam JESZCZE porzucać twojego opowiadania i czekam z niecierpliwością na przebudzenie chłopca, który przeżył :D
Serdecznie pozdrawiam i życzę chęci i czasu do dalszej pracy!
Natex
Wszystkie przeczytałam jednym tchem! Strasznie mi się spodobało i czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńHej, ja również postanowiłam skomentować - ponieważ nie skomentowac tego cudeńka i nie wyrazić dla autorki WIELKICH, OGROMNYCH I W PEŁNI ZASŁUŻONYCH POCHWAŁ się po prostu nie godzi !!!
OdpowiedzUsuńPiszesz naprawdę wspaniale, lekko, ciekawie, opisy nie są zbędnym i nużącym zapychaczem- a wręcz przeciwnie, a postacie są niewyobrażalnie realistyczne i co najważniejsze- mają duszę;-)
Uwielbiam severitusy, bo świetnie jest przeczytać "co by było gdyby". Sama czytając oryginał Rowling się zastanawiałam, a co by było gdyby Lily i Sev jednak?..., jakby zareagował gdyby się dowiedział?... Czy to wogóle możliwe, żeby ta dwójka kiedykolwiek sie polubiła?... Tak, severitusy mają w sobie ogromny potencjał, bo z jednej strony mamy dwa mocne charaktery, z drugiej szerokie pole fabularne, jak to wszystko logicznie wytłumaczyć, to znaczy się - ich pokrewieństwo.
Ale niestety;-( mimo to 95% severitusów to zwykła chała. Ale warto jednak szukać, przekopywać internet, żeby w końcu odnaleść taką perełkę jak twoje opowiadanie;-)
Jak na razie jest mega ciekawie,i nie zapowiada sie, żeby to się miało zmienić;-)
Więc po stokroć dziekuję i egoistycznie proszę Cię pisz, pisz, pisz;-) Bo czuję nieopanowaną potrzebę czytania, tego co stworzysz;-)
Pozdrawiam serdecznie;-)
Snow
Hej,
OdpowiedzUsuńoch Severus jest bardzo rozżalony z powodu tego co się stało, nie potrafi tego wybaczyć, ale zaakceptował Harrego jako swojego syna...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńSeverus jest bardzo rozżalony z powodu tego co się stało, z powodu kłamstwa Lili, nie potrafi jej tego wybaczyć, ale zaakceptował Harrego jako swojego syna... a z tego się bardzo cieszę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, Severus jest bardzo, ale to bardzo rozżalony z powodu tego co się stało, te kłamstwa Lili, nie potrafi jej tego wybaczyć, ale jednak zaakceptował Harrego jako swojego syna... a z tego się bardzo cieszę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, och to Severus naprawdę się wściekł na Lili że coś takiego uczyniła... ale na szczęście w końcu wszystko przemyślał, ale zastanawiam się jak Harry zareaguje na takie rewelacje, Dumbledora jest wielki manipulant, ale też pokazuje że zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel lub aby ktoś nie zdobył informacji i nie zaszkodził...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka