Rozdział 12. Bo każdy popełnia błędy

Prawdziwym błędem jest błąd popełnić i nie naprawić go.
— Konfucjusz



Harry nie wiedział, jak długo leżał na twardej podłodze. Czuł się wypompowany, jakby przebiegł milę bez zatrzymania, a jednocześnie próbował zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Pod skórą wciąż tliła się wściekłość, lecz powoli gasła, zostawiając przerażającą świadomość, że czeka go tutaj piekło. Jakimś cudem Snape go nie uderzył, ale na pewno nie puści dzisiejszego wybuchu płazem. Boże, co go podkusiło? Przecież wiedział, że jest teraz na łasce Snape'a, a na śniadaniu mężczyzna dał jasno do zrozumienia, że go ukaże, jeśli będzie nieposłuszny. Harry próbował wyobrazić sobie te wszystkie straszne rzeczy, które Snape może zrobić. Niewiedza nakręcała go jeszcze bardziej, bo Snape nigdy nie wspomniał, jakie będą czekać go kary.

W końcu podniósł się ostrożnie. Prawe ramię bolało niemiłosiernie. Harry podciągnął rękaw koszuli, by je obejrzeć. Na gładkiej skórze wyraźnie odznaczał się czerwony ślad palców.

Nie może tu zostać.

Nie miał pojęcia, co robić. Nie miał celu ani planu. Wiedział jedynie, że nie może tu zostać.

Zrobił krok w kierunku tarasu i świat zawirował mu przed oczami. Zachwiał się i musiał przytrzymać się krawędzi stołu, by nie upaść. Kiedy otoczenie ponownie nabrało stałych kształtów, podszedł do szklanych drzwi i wyszedł na zewnątrz. Na bezchmurnym niebie słońce powoli chyliło się ku linii horyzontu, ale wciąż nie straciło ostrości. Harry zamrugał i wziął głęboki oddech w próbie uspokojenia skotłowanych myśli.

Szedł przed siebie jak amoku. Tylko raz obejrzał się za siebie, bardziej ze strachu, że Snape zobaczy go z okna i przyprowadzi z powrotem. Minął pierwsze drzewa i kamienne ławki, drogę usłaną kocimi łbami, a potem jezioro mieniące się w świetle zachodu oraz leśną ścieżkę. W końcu dotarł do łąki, na której leżały sporej wielkości białe kamienie. Zatrzymał się na krawędzi. To tutaj kończyła się ochrona domu. To tutaj dyrektor nałożył bariery, żeby był bezpieczny. Wiedział, że postępuje strasznie głupio i lekkomyślnie, a jednocześnie nie widział innego wyjścia. Wszystko było lepsze niż to, co czekało go tutaj.

Nie zmuszą go do mieszkania ze Snape'em. Mogą go nawet związać i siłą zaciągnąć z powrotem. Wtedy po prostu ucieknie jeszcze raz.

Zrobił krok i przestąpił kamienie.

Przez długi czas wędrował dróżkami, mijał jary i wzniesienia. Czasami jakiś ptak wzbijał się gwałtownie w powietrze, a niekiedy coś poruszało się w zbożu i Harry nasłuchiwał, po czasie uświadamiając sobie, że był to tylko wiatr kołyszący kłosami. Wokół niego rozpościerały się nieprzerwane połacie łąk, dzikich pól i lasów, sprawiając, że całe to miejsce wyglądało na bezludne. Wierzył jednak, że ostatecznie trafi na jakichś czarodziejów. Gdyby tylko znalazł magiczne domostwo, mógłby powiedzieć, że się zgubił, i poprosić o użyczenie kominka. Po dzisiejszej reakcji krawca wątpił, żeby ktokolwiek odmówił mu pomocy. A co do rzekomego magicznego wyczerpania, to pieprzyć plan Snape'a, zawsze może twierdzić, że cudownie ozdrowiał. Magia, prawda? Dlatego nie przestawał iść naprzód i nie zwracał uwagi na pulsujący ból głowy ani protesty mięśni pragnących odpoczynku.

Dopiero gdy słońce zaczęło znikać, ujrzał w oddali chatę. Podszedł bliżej, ale się rozczarował. Nikt domu nie zamieszkiwał. Budynek był przekrzywiony, jakby przez przypadek jakiś olbrzym przysiadł na jego prawej połowie. Fundamenty zmurszały, nadgryzione zębem czasu. Zielone plamy pleśni oblepiały pokruszony tynk, ginąc w bluszczu i pokrzywach. W okiennicach brakowało wielu szczebelków, choć okropnie brudne szyby, przytrzymywane przez ramy łuszczące się od szarej farby, wciąż pozostawały całe.

Harry spojrzał w niebo, które z każdą chwilą coraz bardziej ciemniało. Nie miał wyjścia. Musi przeczekać tu do świtu.

Kilka razy pociągnął mocno za zardzewiałe drzwi, aż wreszcie ustąpiły. Wszedł do środka, wzbijając pod stopami obłoczki kurzu. Wnętrze okazało się być znośne — ciepłe i suche, prawdopodobnie od nagrzanych słońcem ścian. W głównym pokoju znalazł kilka półek zżartych przez korniki oraz obdrapany wypłowiały szezlong. Usiadł na jego skraju, kuląc nogi i oplatając kolana ramionami. Zapatrzył się w przestrzeń, wracając myślami do wydarzeń ostatnich dni. Sprawiały wrażenie kompletnie odrealnionych, jakby były złym snem albo dotyczyły kogoś obcego. Czasami nie mógł uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.

Niebo za szybkami zmieniło barwę na granat, wpuszczając do środka blade światło księżyca i Harry stracił rachubę, ile minęło czasu. Czując potworne zmęczenie, oplótł mocniej kolana i wtulił w nie policzek.

Co ma rano zrobić? Wrócić? Nie może wrócić, ale też nie może tu zostać. A co jeśli go znajdą? Szarpnął mocno za włosy. Zupełnie zapomniał o Knocie, który tak bardzo chciał go adoptować. Jeśli pokaże się w Londynie, wszystko wyjdzie na jaw i wtedy dzisiejsze problemy wypadną blado w porównaniu z tymi, które mogą go czekać. O ile oczywiście nie natknie się wcześniej na jakiegoś śmierciożercę.

Miał przesrane. Na całej linii.

Gdyby tylko mniej przypominał siebie, byłby zwykłym dzieciakiem i nikt nie zwróciłby na niego uwagi. Roześmiał się ponuro. Jeszcze wczoraj był tą perspektywą przerażony, a teraz — kiedy było mu to tak bardzo na rękę — skakałby z radości.

A gdyby tak udało mu się dostać prosto do Nory? Przecież od samego początku nie chciał ukrywać prawdy przed ludźmi, których traktował jak rodzinę. Ufał Ronowi i Hermionie. Wiedział, że mu pomogą i dotrzymają tajemnicy, choćby od tego zależało ich życie. Ale co jeśli profesor Dumbledore przyjdzie i zabierze go z powrotem? Albo co gorsza, przyjdzie Snape? Harry zacisnął powieki. Nawet nie chciał sobie tego wyobrażać.

Wtedy — zupełnie niespodziewanie — jego pierś przeszył bolesny skurcz. A potem kolejny. I jeszcze jeden. Przycisnął dłoń do serca. Nie mógł oddychać.

Świat rozpłynął się w ciemności i drżeniu.

Harry upadł na podłogę, a każdy jego nerw zapłonął.


* * *


Snape nie wiedział, co dokładnie wydarzyło się po tym, jak opuścił jadalnię. Nie pamiętał, jak doszedł do sypialni, ani w jaki sposób znalazł się w łazience. Nawet teraz, gdy stał nad umywalką i drżącymi rękoma opłukiwał twarz, nie był pewny, co się stało. W jaki sposób stracił nad tym wszystkim kontrolę?

O mało chłopaka nie uderzył. Chciał go uderzyć. Pragnął zrobić nawet więcej niż to.

Ta myśl była przerażająca.

Ponownie opłukał twarz. Zamknął oczy i wziął kilka głębokich wdechów w próbie uspokojenia zszarganych nerwów. W końcu wyprostował się, wrócił do sypialni i usiadł bezwładnie na krześle. Złość powoli wypalała się, pozostawiając po sobie potworne znużenie i pustkę.

Tym razem czuł to wyraźnie — magię, która wciąż utrzymywała się w chłopcu. Tę samą magię, która za wszelką cenę miała upodobnić go do Jamesa. Magia ta sięgała do jego umysłu, igrając z nim, odbierając trzeźwy osąd, i przez jeden moment był tak cholernie pewny, że stoi przed nim nastoletni James.

Potter leżał bezbronny, ale wciąż butny, szydzący z niego.

Potter stał przed nim, z różdżką w dłoni, a jego twarz wykrzywiał brzydko wyraz złości.

— Co zrobiłeś mojej mamie? — krzyknął Harry. — Zmusiłeś ją, by to zrobiła, czy po prostu ją zgwałciłeś?

— Co zrobiłeś Lily, Snape? — krzyknął James. — Zaszantażowałeś ją, czy po prostu rzuciłeś na nią Imperio?

Wspomnienie zachowania Pottera wciąż miało ostre krawędzie, ale choć niemal oberwał w głowę talerzem i rzucono mu w twarz obrzydliwe oskarżenia, nie potrafił się dłużej złościć. Czy nie był pewny, że prędzej zostanie obwiniony o całe zło świata, niż usłyszy „dziękuję” za to wszystko, co ostatnio zrobił? Czy nie spodziewał się, że chłopak może wybuchnąć? Czy nie brał pod uwagę każdej możliwości?

Podejrzewał, że rozmowa o Dursleyach była tylko czubkiem góry lodowej, zapalnikiem, od którego wszystko potoczyło się niczym kostki domina. Severus był jedyną osobą w zasięgu ręki, na której mógł wyładować swój gniew, więc kiedy pozbawił Pottera wyimaginowanej kontroli, bo tak po prostu stwierdził zwykły fakt, że był bezsilny i nic nie mógł zrobić, tylko jeden scenariusz był tak naprawdę do przewidzenia.

Westchnął, gdy przypomniał sobie łzy chłopca i to jak kulił się, chwytając za ramię. Jak bardzo go skrzywdził? Czy użył aż tyle siły? Wiedział, że powinien go wyleczyć, a potem… jakoś to wszystko naprawić. Miał jednak wątpliwości, czy potrafi. Był przyzwyczajony do respektu, nawet jeśli podszytego strachem, więc jak teraz ma poradzić sobie ze zbuntowanym i okaleczonym na duszy nastolatkiem?

Zdecydował, że najpierw muszą obaj ochłonąć. Nic dobrego nie wyniknie, jeśli między nimi znowu rozpęta się kłótnia. Przymknął oczy i wykonał proste ćwiczenia oklumencji. Skupił myśli na oddechu, powoli wyrównując go, aż zmienił się w jednostajny rytm. Kiedy wszystkie emocje miał znowu pod kontrolą, zwlókł się z krzesła i udał się do sypialni chłopca.

Zapukał do drzwi. Cisza. Zapukał ponownie. Znowu brak odpowiedzi. Nacisnął klamkę.

Pokój był pusty.

— Milly. — Skrzatka pojawiła się przed nim z cichym trzaskiem. — Przyprowadź pana Pottera.

— Tak jest, sir. — Stworzenie ukłoniło się, łopocząc długimi uszami, i znikło. Po kilku sekundach skrzatka wróciła z wyraźnym zdenerwowaniem. — Panicza nie ma, sir. Milly przeszukała całą posiadłość i panicza nigdzie nie ma, sir.

Wnętrzności Severusa skręciły się w ciasny, duszący supeł. Merlinie i wszyscy święci, Czarny Pan grasuje, śmierciożercy i dementorzy na wolności, a dzieciak nawet nie ma różdżki. Albus go zabije, a Lily nigdy nie wybaczy.

— Pomożesz go szukać.

Zacisnąwszy palce na różdżce, aportował się do granicy rezydencji. Słońce powoli znikało za horyzontem, co sprawiło, że serce podskoczyło Severusowi do gardła — myśl, że Potter jest teraz całkowicie sam i bez żadnej ochrony, a wkrótce wszystko pochłonie ciemna noc, była nie do zniesienia. Przecież tu aż roi się od zwodników, trolli, szyszymor, kapp i kelpi…

Bez wahania przeszedł linię wyznaczoną przez białe kamienie i ustawił różdżkę na otwartej dłoni. Mając nadzieję, że chłopak nie zaszedł daleko i uda się go namierzyć w ten prosty sposób, wypowiedział szybko:

Wskaż mi Harry'ego Pottera.

Na szczęście zaklęcie zadziałało. Różdżka obróciła się wokół własnej osi, wskazując wschód.

Razem z Milly przeczesywał okolicę, na przemian aportując się i przemierzając drogę pieszo. Kiedy słońce zupełnie zniknęło, a ciemność rozpostarła się nad światem, Severus spojrzał w niebo. Pełna tarcza księżyca świeciła jasno. Wilkołaki, pomyślał w panice, jakby tego było mało, mogą rozszarpać go wilkołaki! Spokojnie, może jeszcze wszystko dobrze się skończy. Potter wciąż pozostawał w zasięgu zaklęcia wskazującego, więc ile może zająć odnalezienie go? Och, jak tylko dorwie tego durnego dzieciaka i przywlecze do domu, to da mu taki wykład, że popamięta do końca życia!

Wkrótce Snape stanął na rozwidleniu ścieżki. Z prawej strony rozpościerał się bór, a na naprzeciw wznosiły wzgórza. Ponownie rzucił zaklęcie i różdżka znieruchomiała, wskazując drogę na wprost. Jednak już po chwili zaczęła się kręcić we wszystkich kierunkach.

Przytknął palce do skroni, na której perliły się krople potu. Albo Potter znalazł się poza zasięgiem, albo działo się coś złego. Severus rozkazał Milly wrócić do Prince Manor i powiadomić o wszystkim Albusa, jeśli w ciągu kwadransa nie wróci z chłopcem. Następnie aportował się dwie mile dalej. Po ponownym „wskaż mi” różdżka obróciła się szybciej i pewniej, wskazując północny zachód. Potter musiał być blisko. Pamiętając, że niedaleko stoją ruiny posiadłości Prewettów, wybrał je jako kolejny punkt aportacyjny.

Jedno spojrzenie na świeżo zdeptaną trawę, zgarnięty na bok bluszcz i uchylone frontowe drzwi sprawiło, że jego ciało ogarnęła niesamowita ulga. W tę część okolicy nikt się nie zapuszczał. Severus wyszeptał Lumos i wszedł do brudnego pomieszczenia. Od razu usłyszał świszczący, nierówny oddech.

Potter leżał na ziemi. Jego oczy uciekły w głąb czaszki, palce wygięły się groteskowo, a on sam trząsł się spazmatycznie. Snape poznał to od razu. Atak postcruciatusowy.

Nie zważając na brud podłogi, ukląkł przy chłopcu i chwycił go w ramiona. Następnie aportował się na granice posiadłości, by po szybkim przestąpieniu kamieni, aportować się ponownie, tym razem prosto do laboratorium. Milly natychmiast pojawiła się obok i zagarnęła przedmioty znajdujące się na dużym stole. Jedną dłonią przytrzymując głowę Pottera, położył go na blacie i smagnięciem różdżki przywołał potrzebne eliksiry. Pomimo mocnego uścisku chłopak przelewał mu się przez ręce. Severus nie chciał rzucać zaklęcia paraliżującego, bo sztuczne unieruchomienie mogłoby wyrządzić jeszcze większe szkody, więc zamiast tego wyczarował magiczne więzy wokół kostek, nadgarstków i torsu.

— Milly, przytrzymaj mu głowę, nie dam rady go w ten sposób napoić.

Choć skrzatka wpatrywała się w całą scenę z wielkimi przestraszonymi oczami, natychmiast wykonała polecenie. Snape siłą zmusił szczęki Pottera do rozwarcia i po zaaplikowaniu bezróżdżkowego zaklęcia zapobiegającego krztuszeniu wlał najpierw eliksir post-Crucio, a potem przeciwbólowy i na rozluźnienie mięśni. Odłożył puste fiolki i obserwował.

Początkowo nic się nie zmieniło. Ciało Pottera nadal drgało i łapało płytkie, chrapliwe oddechy. Dopiero po kilku sekundach nagle wygięło się w łuk tak mocno, że sznury napięły się niebezpiecznie. Snape poluzował je szybko. Zaciśnięte usta chłopca otworzyły się lekko i wydobył się z nich żałosny skowyt, na co Milly skuliła się z pięściami przyciśniętymi do uszu.

Wtem wszystko ustało. Harry opadł bezwładnie na blat. Jedynym dowodem tego, co przed chwilą się wydarzyło, był ciężki, przyspieszony oddech.

Severus oparł się ciężko na rękach i czekał, aż Potterowi wróci świadomość.


* * *


Harry dryfował. To okropne, rwące uczucie w piersi znikało. Miał wrażenie, jakby morze wyrzuciło jego ciało na brzeg i fale obmywały je, łagodząc wszelki ból. Dryfował. Bez końca. Mógłby tak pozostać już na zawsze.

Powoli kolejne doznania zaczęły wracać, jakby każdy ze zmysłów włączał się jeden po drugim. Najpierw usłyszał ciche szmery; ktoś mówił coś niskim głosem. Następnie w nozdrza wdarł się ciężki zapach ziemi oraz ziół. W końcu pod plecami poczuł twarde podłoże, a na ciele przygniatający ciężar czegoś krępującego. To ostatnie przestraszyło go, więc otworzył oczy.

Zobaczył kamienny sufit, a przynajmniej tak mu się wydawało — nie miał okularów i choć jego wzrok polepszał się z dnia na dzień, z oddali wciąż wszystko było rozmazane. Harry zamrugał kilkakrotnie, próbując zrozumieć, gdzie się znajduje. Ostatnie co, pamiętał, to ruiny opustoszałego domu…

Nagle wspomnienia ostatnich wydarzeń powróciły do niego z siłą szarżującego hipogryfa.

Kłótnia, ucieczka, upadek na podłogę.

Spojrzał w bok. Och nie… Snape stał tuż przy nim i obserwował go wnikliwie. Choć nie wyglądał na wściekłego, Harry drgnął, gdy mężczyzna wyciągnął różdżkę. Snape zamarł, a jego ciemne oczy wwiercały się w Harry'ego, jakby chciały wypalić w nim dziurę. Wymruczał zaklęcie i więzy zniknęły. Następnie, tym razem wolniej, odłożył różdżkę do kieszeni i schował dłonie w fałdach szaty.

— Czujesz się na siłach, żeby wstać?

Harry nie był pewny. Podniósł się na łokciach i jego ramiona zadrżały od niechcianego ciężaru. Z trudem podźwignął się do siadu. Kiedy się rozejrzał, Snape wyjaśnił:

— Jesteśmy w moim laboratorium, w podziemiach Prince Manor.

— Co się stało? C-co to było?

— Czy pani Pomfrey wspominała ci o bólach fantomowych? — Harry skinął głową. — Są nieprzyjemne, ale niegroźne i rzadko występują przy dbaniu o ogólną kondycję psychofizyczną. Jednak przy tak rozległym uszkodzeniu nerwów stres czy nadmierny wysiłek mogą sprawić, że ból fantomowy przybierze ostrzejszą postać, przekształcając się w napad. Magomedycy nazywają to atakiem postcruciatusowym. Jeśli nerwy są zbyt przeciążone, czasowo zaburza się równowaga pomiędzy neuroprzekaźnikami i następują nadmierne wyładowania bioelektryczne. Pierwszym symptomem jest nagły oraz silny ból w miejscu uderzenia klątwy, a następnie gwałtowne drgawki, a niekiedy utrata przytomności. Każdy jeden atak wywołuje regres w leczeniu, wydłużając czas jego trwania, i jest bardzo niebezpieczny, szczególnie gdy osoba nim dotknięta nie otrzyma pomocy.

Połowa z tego, co Snape powiedział, była dla Harry'ego niezrozumiałym naukowym bełkotem, ale ogólny sens wyłapał bez problemu. Przełknął głośno. Nie chciał ponownie być ubezwłasnowolniony i stracić nadzieję na normalne życie. Nie zniósłby tego.

— Dlatego tak ważne jest, żebyś nie przeciążał organizmu. To, że możesz już chodzić i wykonywać codzienne czynności, nie sprawia, że jesteś zdrowy. Nie bez powodu nadal musisz przyjmować eliksir. — Snape zamilkł na chwilę. — Chodź, zaprowadzę cię do pokoju, gdzie będziesz mógł się położyć.

Mężczyzna wyciągnął rękę, ale nie dotknął Harry'ego. Po prostu zaoferował ją w razie, gdyby potrzebował pomocy, co okazało się słusznym posunięciem, bo jak tylko Harry stanął na nogi, kolana ugięły się pod nim.

— Będziesz teraz osłabiony, ale to nic niezwykłego. Twój organizm jest wyczerpany zarówno po ciężkim dniu, jak i ataku. Poza tym dałem ci eliksir na rozluźnienie mięśni. Ograniczenie koordynacji ruchowej jest jednym z efektów ubocznych.

Snape wyprowadził go z podziemi. Gdy dotarli do sypialni, Harry miał wrażenie, jakby przebiegł maraton i nigdy nie czuł większej wdzięczności na widok łóżka.

Kiedy opadł na miękki materac, westchnął i przymknął powieki.

Łóżko ugięło się lekko. Wróciwszy do rzeczywistości, Harry otworzył oczy. Snape siedział obok, a jego twarz przybrała neutralny wyraz. Dlaczego Snape nie jest na niego wściekły czy choćby rozgniewany? Dlaczego nie nawrzeszczał na niego za ostatnie zachowanie ani nawet za ucieczkę? Z jednej strony Harry bał się tego, co Snape może zrobić lub powiedzieć, ale z drugiej czuł niewypowiedzianą ulgę, że mężczyzna odnalazł go w tamtej chacie i nie zostawił.

Ten prosty fakt odblokował coś w Harrym i wszystkie uczucia powróciły ze zdwojoną mocą. Jednak były zbyt splątane i nie wiedział już na kogo jest zły ani z jakiego powodu, ani czemu czuje się tak potwornie.

Skulił się na boku, plecami do Snape'a, i ukrył twarz w zgięciu ramienia. Pomimo że zacisnął zęby na nadgarstku, z jego gardła uciekł żałosny, zawstydzający dźwięk. Okropna świadomość, że Snape jest świadkiem tego, jak się rozkleja, była nie do zniesienia.

Pociągając nosem, wytarł twarz rękawem.

— Może chusteczkę?

Zaskoczony odwrócił głowę i spojrzał na Snape'a załzawionymi oczami. Kiwnął głową. Machnięciem różdżki mistrz eliksirów wyczarował staroświecką chustkę.

— Milly. — Z cichym trzaskiem skrzatka pojawiła się w pokoju. — Zrób herbatę dla dwóch osób i przynieś z mojego składzika maść na otarcia oraz siniaki.

Harry ponownie zwinął się w ciasny kłębek. Nie podnosił głowy aż do momentu, w którym Milly wróciła z tacą pełną nie tylko herbaty, ale także herbatników z cukrem.

— Usiądź i zdejmij koszulkę — polecił Snape. — Nie czujesz bólu, ale za jakiś czas działanie eliksirów minie. Trzeba również uleczyć twój policzek.

Harry zrobił, jak mu kazano, mimo że nie uśmiechało mu się rozbierać przed Snape'em, i zdziwił się na widok czerwonych pręg na torsie.

— Byłeś przywiązany, pamiętasz? Musiałem to zrobić, bo nie dało się ciebie utrzymać.

Snape odkręcił słoiczek przeźroczystej mazi i rozsmarował ją równomiernie na uszkodzonej skórze. W mgnieniu oka otarcia i sińce znikały, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.

Harry spojrzał spod grzywki na Snape'a. Mężczyzna wydawał się być całkowicie zaabsorbowany swoim zadaniem, gdy skupiał wzrok na ruchach własnych palców. Harry zmarszczył brwi. Wujostwo nigdy nie przejmowało się jego zranieniami ani tym, że coś go boli. Za każdym razem, gdy nie udawało mu się uciec przed bandą Dudleya i zostawał sprany na kwaśne jabłko, wuj Vernon jedynie burczał, jakim to Harry jest chuliganem, a ciotka Petunia krzywiła się z niesmakiem.

— Wiesz… — zaczął mistrz eliksirów jakby od niechcenia. — Gdy odnalazłem cię po ataku na Privet Drive, byłeś w takim stanie, że nie wierzyłem w możliwość wyleczenia cię. Spodziewałem się, że na zawsze pozostaniesz w śpiączce lub będziesz sparaliżowany, a najlepszym wypadku podzielisz los Longbottomów. — Spojrzał na chwilę Harry'emu w oczy. — Czy zastanawiałeś się, dlaczego na cmentarzu Czarny Pan rzucał na ciebie klątwę Cruciatus kilkakrotnie, zamiast pozwolić ci cierpieć przez dłuższy czas? Dla zabawy? Bo się znudził? Zmęczył? Nie, on chciał, żebyś walczył, by mógł wygrać w równym pojedynku. Nie udowodniłby swojej wyższości, gdyby zniszczył cię do tego stopnia, że nie potrafiłbyś się podnieść czy trzymać w dłoni różdżki. Nikt nie rzuca tej klątwy nieprzerwanie, jeśli nie chce zadać nieodwracalnych szkód.

Snape uchwycił jego lewe ramię. Delikatnie rozsmarowywał maść na sporej wielkości sińcu, jaki utworzył się w miejscu, w którym kilka godzin temu widniał czerwony ślad palców. Następnie kontynuował:

— Nie jesteś jedyną osobą, która znajdując się w podobnej sytuacji, nie może poradzić sobie z emocjami. Co więcej, spodziewałbym się, że ktoś, kto miał zniszczoną połowę nerwów, o ile oczywiście nie oszaleje, wpadnie w depresję, doświadczy huśtawek nastrojów lub stanie się agresywny albo płaczliwy. Tymczasem minęły dwa tygodnie i dopiero wczoraj, gdy twoje życie wywróciło się do góry nogami, zdecydowałeś, że masz dość.

Harry zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu Snape normalnie z nim rozmawia. Może w ten sposób próbował nawiązać nić porozumienia? Choć trochę naprawić tę potworną sytuację?

— Naprawdę to ty mnie wtedy uratowałeś? — zapytał nagle. — Od Malfoya?

— Owszem. Profesor Dumbledore nie powiedział ci?

Harry zaprzeczył potrząśnięciem głowy..

Snape skończył z jego ramieniem i powoli przytknął koniec różdżki do policzka. Wypowiedział leczniczą inkantację, a gdy rozcięcie się zasklepiło, skrupulatnie zaaplikował maść.

— Załóż koszulkę i podwiń nogawki… Ach, dobrze, żadnych uszkodzeń.

Mężczyzna odstawił słoiczek na nocny stolik i chwycił filiżankę. Harry podążył za jego przykładem. Herbata miała idealną temperaturę, więc upił łyk. Na języku poczuł dziwną mieszankę wanilii, pomarańczy i mięty. Napój smakował nawet bez cukru, ale mimo to dodał jedną kostkę.

Po długiej ciszy Snape zapytał:

— Dlaczego uciekłeś?

Harry ścisnął palce na filiżance, zastanawiając się, jak ma na to odpowiedzieć? Nie było szans, by Snape pozwolił mu się od tego pytania wywinąć. W końcu wziął głęboki oddech i wyznał prawdę:

— Bałem się.

Po tych słowach Snape wyglądał, jakby był w rozterce, co stanowiło tak niecodzienny widok, że przez chwilę Harry jedynie patrzył na niego zdumiony.

— Ja nie… — Odchrząknął. — Nie uderzyłbym cię.

Harry zmieszał się. Potrząsnął głową i wzruszył ramieniem.

— Bardziej bałem się kary. Tego, co mnie czeka po tym, co zrobiłem i powiedziałem. Byłeś… naprawdę wściekły.

— Czemu? Pojęcie szlabanu nie jest ci obce i nieraz karano cię w Hogwarcie.

— Ale nie tak. Nie wiedziałem… To znaczy… — Czemu tak trudno było to wyjaśnić? — Przegiąłem, prawda? Naprawdę przegiąłem. Co by mnie tu czekało? Wciąż byłbyś na mnie zły i bez przerwy karałbyś mnie za to. Miałbym szczęście, jeśli codziennie wykonywałbym jakieś prace. Nieustannie obrażałbyś mnie i nie miałoby to końca. Znowu zrobiłbym coś źle, choćby przez przypadek, i „jak mi przykro Harry, dzisiaj pójdziesz spać bez kolacji”. Wystarczyłoby nawet, że powiedziałbym coś nie tak i zaraz zastanawiałbym się, czy tym razem mnie nie zamkniesz lub gorzej.

Snape spojrzał na niego w całkowitym oszołomieniu.

— Pozwól, że uściślę, bo nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem. — Zgiął pierwszy palec, wyliczając: — Obawiałeś się, że zadawałbym ci niekończące się prace fizyczne, obrażał na każdym kroku, odmawiał jedzenia, zamykał lub gorzej? A wszystko dlatego, że byłbym na ciebie zły?

Harry przytaknął.

— Za kogo ty mnie masz!? Za barbarzyńcę? O ile znany jestem z ciętego języka i braku tolerancji dla głupoty, to nic mi nie wiadomo o lubowaniu się w torturowaniu małych chłopców czy torturowaniu w ogóle, nawet jeśli mam ku temu dobre powody.

Harry poczuł się nieco głupio, ale jednocześnie ponuro pomyślał, że czego niby miał się spodziewać po człowieku, który zdawał się podzielać opinie woźnego o przykuwaniu uczniów do sufitu i chłostach? Skąd miał wiedzieć, czy to były jego prawdziwe opinie, czy tylko tak mówił, żeby uczniowie się go bali? Zresztą każdy wiedział, że Snape jest niesprawiedliwy i długo trzyma w pamięci każdą urazę, więc biada temu nieszczęśnikowi, który narazi się na jego gniew. Harry utknął w tym miejscu sam i tym razem nikt nie przyjdzie mu na ratunek.

— Skąd w ogóle przyszło ci coś takiego do głowy?

Harry wymamrotał coś niewyraźnie o Filchu.

— I wziąłeś to na poważnie?

W głosie Snape'a pobrzmiewało niedowierzanie pomieszane z rozbawieniem. Ha-ha, pomyślał Harry, no naprawdę, bardzo śmieszne. Mimo to poczuł się nieco lepiej. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Snape go nie cierpi. Dobrze było wiedzieć, że mężczyzna nie ma zamiaru wykorzystywać tego przeciw niemu. Nagle przygryzł wargę, myśląc o tym, jak okropne powiedział dzisiaj słowa.

— Nie przygryzaj — nadeszło ostrzeżenie. — Pamiętasz?

Przytaknął, zaciskając usta, ale po chwili nieświadomie znowu je przygryzł. Tym razem Snape pozwolił mu na to. Harry utkwił wzrok w podołku i powiedział bardzo cicho:

— Przepraszam. — Zerknął nerwowo w górę. — Za naczynia… i… — Ścisnął filiżankę, aż zbielały mu knykcie. — To co powiedziałem o mojej mamie. Że ty… no wiesz.

— Przeprosiny przyjęte. — Nagle Snape wyprostowywał się sztywno, a następnie machnął ręką w kierunku ramienia Harry'ego. — Nie chciałem. I nie powinienem.

— Okej.

— Musisz jednak widzieć, że tamten incydent nie może się powtórzyć. Rozumiem, że ta cała sytuacja jest trudna, ale nie będę tolerował takiego zachowania. Dlatego w ramach kary spędzisz w moim laboratorium trzy godziny na przygotowywaniu składnika do eliksiru.

Harry odetchnął z ulgą, na co Snape uniósł brew.

— Na twoim miejscu przemyślałbym, czy jest warto czuć ulgę. Zapewniam cię, że wybiorę najbardziej paskudny, wyczerpujący i trudny do przygotowania składnik, jaki wynaleziono w całej historii warzycielstwa. Powiedzmy, że kara będzie adekwatna do przewinienia. — Odwrócił się na pięcie i zanim zamknął za sobą drzwi, dodał: — Dobrej nocy. Miejmy nadzieję, że nie przyśnią ci się eliksiry, bo po jutrzejszym dniu znienawidzisz je na bardzo długi czas.

Kiedy drzwi zamknęły się za nim, Harry zdał sobie sprawę, że nie odebrał przytyku Snape'a jako czegoś obraźliwego czy mającego zranić. To brzmiało prawie tak, jakby na swój dziwaczny sposób mężczyzna zażartował.

Harry umościł się na łóżku i wtulił w kołdrę, zakrywając się po sam czubek głowy. W swoim ciepłym kokonie myślał nad tym, jak bardzo dziwaczny był ten dzień. Zapowiadał się strasznie i był straszny prawie do samego końca, ale ostatecznie wszystko podążyło ku lepszemu. Może jednak życie tutaj nie będzie takie złe, jak sądził.

_________________________
[1] Jeśli niektórzy nie pamiętają, w rozdziale dziesiątym Snape powiedział Harry'emu, że musi wyzbyć się swoich dawnych nawyków, aby ludzie z najbliższego otoczenia nie poznali go po zachowaniu.


~ ♠ ~


A/N: Podczas pisania tego rozdziału towarzyszyła mi muzyka zespołu "Beltaine", a szczególnie piosenki "The Sweetest Joy" oraz "Beltaine". Zainteresowani mogą je przesłuchać na odtwarzaczu u góry :)

Pamiętajcie o podpisywaniu się w komentarzach, żebym wiedziała kto co pisze :) Możecie również wybrać z listy opcję "Komentarz jako nazwa/adres url" zamiast "Komentarz jako anonimowy". Nie musicie uzupełniać adresu, wystarczy wpisać samą nazwę, dzięki czemu u góry komentarza wyświetli się Wasz nick.

Wiem, że to już chyba nazywa się uzależnienie, ale ostatnio oglądałam zdjęcia na deviantarcie i znalazłam idealny fanart Snape'a (kliknięcie powiększy obrazek). Czasami tak sobie go wyobrażam, czyli Alan Rickman w najlepszym, Snape'owskim wydaniu. Choć oczywiście mam też własną wizję tej postaci, niezwiązaną z filmem.

11 komentarzy:

  1. Lubię sposób w jaki piszesz, wszystko jest zgrabnie opisane, nic nie dzieje się za szybko. Duży plus za naukowy bełkot o bólach fantomowych. Podobało mi się chwilowe przemilczenie ucieczki Harrego i wyjaśnienie sprawy w spokoju oraz obawy chłopca co do kary.
    Piosenka "The sweetest joy" wspaniała.
    Pisz szybko, pisz dużo, pisz dobrze.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak mnie uradowała tak szybka aktualizacja! MP jest jedną z tych historii na które najbardziej czekam i przyznam się szczerze, że zaglądam tutaj naprawdę często, właściwie weszło mi to już w nawyk.

    Bardzo podoba mi się cytat Konfucjusza na początku rozdziału, chociaż powiem szczerze, ze po jego przeczytaniu zaniepokoiłam się, że Potter i Snape nie dogadają się zbyt szybko. Niepokój wzrósł kiedy Harry tak lekkomyślnie uciekł z domu. Na szczęście Severus opanował swoje nerwy i wykazał się dojrzałością jakiej po nim oczekiwałam i zdążył zareagować, zanim Harry wpadł w ogromne kłopoty jak to zwykle miewa w stylu. Bardzo podoba mi się Twoj Severus. Jest zdecydowanie w dużym stopniu kanoniczy, co bardzo cenie we wszelkich severitusach. Mam też nadzieje, że po tym wybuchu Harry wreszcie pogodzi się trochę z ta sytuacją i zacznie otwierać się na swojego ojca, tak jak Snape zaczął się otwierać na niego.

    Naprawde Magia Przynalezności to kawał świetnego tekstu. Czyta się płynnie, momentami tak że czytelnik całkowicie zatraca się w tekście i przenosi do stworzonego przez Ciebie świata. I kolejny raz dziękuję w imieniu swoim i wszystkich fanów za wcześniejszą aktualizację! Myślę, że wszyscy się ze mną zgodzą że takie tempo jak najbardziej nam się podoba! :) Dlatego życzę dużo weny i proszę jeśli możesz utrzymaj tempo!:) Dziękuje za bardzo mile zakończenie sobotniego wieczoru :)

    ps. również przepadam za Beltaine, wiec wcale nie dziwie się że akurat ich utwory ci towarzyszyły podczas pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dawno nie czytałam, ale podoba mi się coraz bardziej ;) co prawda niektóre fragmenty tekstu nie pasują, ale podoba mi się ukazanie Snape'a w bardziej jakby to ująć, 'przystępniej' formie. czekam na kolejne rozdziały ;)

    ps wiem, że ten fragment o wykładzie Snape'a o seksie miał być chyba poważny, ale nie mogłam przestać płakać ze śmiechu czytając tak groteskowy tekst xd serio nie spodziewałam się tego w całej historii HP xd

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW! Tyle jeśli chodzi o pierwsze wrażenie po przeczytaniu tego rozdziału.

    Po wcześniejszym rozdziale straciłam wiarę w ludzką twarz Snape'a, ale teraz wiem, że było to niezmiernie ważne, aby zachować realizm powieści. Nie wierzę w nagłe i szczerze przemiany ludzi. To musi dziać się powoli i za to Ci właśnie dziękuję. Nie spieszysz się ze zmianami bohaterów, pozwalasz im niejako "samym" przyzwyczaić się do obecnej sytuacji.
    Dzisiejszy rozdział jest w moim odczuciu najlepszy, ale wcale nie dziwiłabym się, gdybym z kolejną aktualizacją zmianiła zdanie (co niewątpliwe nastąpi ;-) ) To co w Severitusach i Mentorsach kocham najbardziej to właśnie relacje między głównymi bohaterami.
    Dzisiejszy rozdział ukazuje, że ludzką rzeczą jest popełniać błędy. Ważne by za nie przeprosić. Snape okazał się o wiele dojrzalszy niż myślałam i przekonał Harry'ego do siebie (no może jeszcze nie przekonał, ale napewno nie zraził). Podejrzewam, że gdyby Harry'ego nie dopadł ten straszliwy atak mogłoby to się nie skończyć tak "pozytywnie", tym nie mniej cieszę się, że Snape'owi nie jest obca troska o Pottera.
    Bardzo się cieszę, że dodałaś wcześniej nowy rozdział i mam nadzieję, że 1 czerwiec jest dalej aktualny jeśli chodzi o aktualizację ;-) Będę trzymać kciuki za Twoją wenę, bo z każdym rozdziałem widać Twój rozwijający się potencjał;-)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  5. Muzyka oczywiście przepiękna, tworzy cudowne tło dla wydarzeń rozgrywających się podczas tego rozdziału... CUDO!
    Proszę o więcej takich tematów!

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie wierzę! Wchodzę i co widzę? Tak! Widzę nowy rozdzialik i bardzo, ale to bardzo się z tego cieszę. Ciekawy rozdziałek i supcio, że tak szybko został dodany. Przyjemnie mi się czytało i... tyle. Nic bardziej konstruktywnego nie wymyślę.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy zobaczyłam nowy rozdział cieszyłam się jak dziecko :D
    Ucieczka Harry'ego była lekkomyślna, impulsywna i bezsensowana... i jak najbardziej w stylu bohatera, pasująca do sytuacji idealnie. Jego zachowanie pokazało też jego sposób myślenia, to jakie miał dzieciństwo i to czego się boi. Cały rozdział był poruszający, oczywiście wzbudził współczucie i jak to się ładnie nazywa, pozwolił przeżyć katarzis. Jak to mądrze i poważnie zabrzmiało, ale pasuje, bo ten rozdział w istocie był poważny i pouczający dla bohaterów. Najbardziej podaba mi się Snape. Jest po prostu super. Zachowuje się perfect, w zależności od sytuacji jest poważny, troskliwy, surowy czy pozwala sobie na odrobinę "severusowego" humoru. Pisz następny rozdział, dobrze jak dotychczas i szybko!
    Wiki

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    aż chciałam aby powiedział, że tak traktowali go Dursleyowie, ochłonęli, Severus był bardzo zaniepokojony zniknięciem Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    rozdział świetny, aż chciałam aby Harry powiedział, że tak był traktowany przez Dursleyów, ochłonęli po tej całej sytuacji, och tak Severus był bardzo zaniepokojony zniknięciem Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej,
    świetny rozdział, bardzo chciałam aby Harry powiedział Severusowi, jak był traktowany przez Dursleyów, obaj już ochłonęli po tej całej sytuacji, och tak Severus był bardzo zaniepokojony zniknięciem Harrego... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejeczka,
    wspaniale, koszmarny dzień można powiedzieć jednym słowem, ale i są plusy ochłonęli obaj po tej całej sytuacji, Severus martwi się o Harrego i też zrozumiał to co się stało... była przynajmniej taka miła spokojna rozmowa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń

Rss Mail Blogger Wykop Facebook Twitter More